Jako pierwszy europejski przewoźnik rozpoczęły testy z satelitarnym internetem Starlink od SpaceX. To dość odważny ruch, zwłaszcza że przyczyny słabej łączności w pociągach tworzą prawdziwy węzeł gordyjski. Gdy skład pędzi z prędkością 200 km/h, urządzenia muszą błyskawicznie przełączać się między stacjami bazowymi co 45-60 sekund. Generuje to problematyczny efekt Dopplera, który skutecznie utrudnia utrzymanie stabilnego połączenia.
Kolejną przeszkodą jest sama konstrukcja wagonów. Okna z metalizowanymi lub niskoemisyjnymi powłokami działają jak klatka Faradaya, blokując znaczną część sygnału bezprzewodowego. Nie bez powodu francuskie SNCF otwarcie odradza pasażerom oglądanie filmów online w swoich pociągach – to wymowne przyznanie, że z obecną infrastrukturą nie są w stanie zapewnić wystarczającej przepustowości. Zaskakujące, że w XXI wieku takie komunikaty w ogóle istnieją. Trudności potęguje także naturalne otoczenie torów. Sygnały 5G mają problem z przenikaniem przez gęste korony drzew wzdłuż tras, a europejska sieć kolejowa z tysiącami tuneli dodatkowo utrudnia dostarczenie stabilnego połączenia.
Różnice pomiędzy krajami w dostępie do sieci w pociągu są uderzające
Dane firmy Ookla pokazują, że tylko Szwajcaria przekracza medianę prędkości 25 megabitów na sekundę, uznawaną za minimum do komfortowego korzystania z sieci. Jej wyniki są niemal 30-krotnie lepsze niż te z Austrii czy Holandii. Polska niestety plasuje się w dolnej części rankingu, głównie przez stosowanie przestarzałego Wi-Fi 4 – standardu sprzed 15 lat, który nie nadąża za współczesnymi wymaganiami. Niektóre firmy całkowicie zrezygnowały z tej walki.
Belgijskie SNCB w ubiegłym roku zaprzestało instalacji Wi-Fi w pociągach, argumentując decyzję wysokimi kosztami i problemami z zasięgiem operatorów. Postawiło na inne rozwiązanie – specjalne “odkażanie” szyb, które ma ułatwić przenikanie sygnałów mobilnych. To ciekawe, że w grę wchodzą takie półśrodki, podczas gdy operatorzy telekomunikacyjni wciąż nie radzą sobie z zapewnieniem dobrej jakości sygnału w pobliżu linii kolejowych.
Starlink to nie panaceum, ale element szerszego ekosystemu
Gdy pasażerowie masowo używają osobistych hotspotów, powstaje istne elektromagnetyczne pandemonium, pogarszające łączność dla wszystkich. Testy czeskich kolei z technologią Starlink wyglądają obiecująco, choć warto zachować umiarkowany optymizm. SpaceX dostarcza rozwiązanie bezpłatnie, a przewoźnik pokrywa jedynie koszty niewielkich modyfikacji taboru. Nie jest to pierwsza kolejowa przygoda Starlinka – Litwa rozpoczęła integrację już w kwietniu 2024 roku, testy prowadzono też na Ukrainie, a francuskie SNCF rozważa zarówno ten system, jak i konkurencyjną konstelację Eutelsat.
Internet satelitarny ma zapewnić połączenie z satelitami na niskiej orbicie, teoretycznie oferując szybszy i stabilniejszy dostęp. Eksperci jednak słusznie przypominają, że to nie będzie samodzielne panaceum, lecz raczej element szerszego ekosystemu łączności. Czesi zdają się to rozumieć – równolegle planują modernizację istniejących routerów, instalację repeaterów oraz laserową modyfikację dwustu okien dla lepszej przepuszczalności sygnału. To rozsądne, bo nawet przy satelitach fizyczne bariery w wagonach pozostaną wyzwaniem.
Warto podkreślić, że w 2024 roku Wi-Fi dostępne było w niemal 90% czeskich pociągów dalekobieżnych – wynik imponujący na tle innych europejskich przewoźników. Rosnąca popularność trainoffice, czyli pracy podczas podróży, zmusza koleje do traktowania internetu jako kluczowego elementu konkurencyjności. Coraz więcej osób chce wykorzystać czas w pociągu produktywnie, a nie tylko wpatrywać się w krajobraz.
Czytaj też: Gigabitowy internet w pociągu? Deutsche Bahn testuje łączność 5G
Czeskie koleje mogą wskazać drogę innym europejskim przewoźnikom, którzy wciąż borykają się z podstawowymi problemami łączności. Być może w końcu doczekamy się czasów, gdy podróż pociągiem nie będzie kojarzyć się z cyfrową próżnią.