Ministerstwo Cyfryzacji chce wprowadzić podatek cyfrowy w Polsce. Giganci technologiczni mogą zapłacić nawet do 7,5% przychodów.

Warszawa szykuje się do przełamania długoletniego impasu. Zagraniczne koncerny technologiczne, które od lat czerpią miliardowe zyski z polskich użytkowników, w końcu mogą zostać zmuszone do uczciwszego rozliczania się z naszym fiskusem. Choć szczegóły wciąż budzą kontrowersje, projekt nabiera realnych kształtów.
Ministerstwo Cyfryzacji
Ministerstwo Cyfryzacji

Planowany podatek cyfrowy stał się priorytetem Ministerstwa Cyfryzacji. Resort kierowany przez wicepremiera Krzysztofa Gawkowskiego nie ukrywa determinacji, mimo potencjalnych tarć dyplomatycznych z Waszyngtonem i oporem samych zainteresowanych firm. Czy będzie przełom w walce z kreatywną księgowością gigantów?

Podatek cyfrowy – mechanizm działania i grupa docelowa

Nowe obciążenie ma objąć korporacje o globalnych przychodach przekraczających 750 milionów euro. Podstawowa stawka wyniesie 3%, ale nie wyklucza się jej podniesienia nawet do 7,5% – rozwiązanie inspirowane modelami francuskim czy hiszpańskim. W polskim wariancie szczególnie istotny jest mechanizm odliczenia: firmy będą mogły pomniejszyć należny podatek cyfrowy o kwotę już zapłaconego w Polsce podatku CIT. To sprytne posunięcie, które może zachęcić do przenoszenia części działalności nad Wisłę.

Podatek

Najsilniej nowy podatek uderzy w media społecznościowe (Facebook, TikTok), wyszukiwarki (Google) oraz platformy handlowe (Amazon, Temu, ale także Allegro). Równie istotne jest objęcie podatkiem przedsiębiorstw handlujących danymi użytkowników – mało widoczny, lecz niezwykle dochodowy segment działalności cyfrowych gigantów. Paradoksalnie, zwolnienia obejmą dostawców treści cyfrowych, usługi finansowe i bezpośrednią sprzedaż online bez pośrednictwa platform.

Czytaj też: Firefox ma wyjątkowy apetyt na zasoby procesora. Nie zgadniesz, z jakiego powodu

Szacunki i przeznaczenie środków

Według ostrożnych kalkulacji Fundacji Instrat, w pierwszym roku funkcjonowania (2027) wpływy sięgną 1,7 mld zł. Kwota ma systematycznie rosnąć: do 2 mld zł w 2028, 2,5 mld zł w 2029, by w 2030 przekroczyć 3 mld zł rocznie. Michał Hetmański z Instratu słusznie przy tym zauważa, że to dość konserwatywne prognozy – branża notowała wcześniej 20-30% wzrostów rocznie.

Środki nie zasilą ogólnego budżetu. Resort planuje przeznaczyć je na rozwój krajowych technologii oraz wsparcie jakościowych treści medialnych. To ważny gest wobec rodzimych twórców, choć realny wpływ na zmniejszenie dominacji zagranicznych platform wydaje się dyskusyjny.

Harmonogram i wyzwania

Podatek

Kalendarz jest ambitny: projekt ustawy ma powstać w 2025 roku, prace legislacyjne ruszą w pierwszej połowie 2026, a podatek zacznie obowiązywać od 2027 roku, o ile oczywiście przełamany zostanie opór Prezydenta, który zdążył już gwałtownie skrytykować pomysł. Firmy będą rozliczać się na podstawie danych lokalizacyjnych (adresy IP) lub – w razie trudności – proporcjonalnie do liczby polskich użytkowników.

Lekcje z zagranicy

Europa nie wypracowała jednolitego rozwiązania. Francja wprowadziła 3% stawkę w 2019 roku, Wielka Brytania 2%, zaś Austria, Węgry i Turcja sięgnęły po 5-7,5%. Na świecie najdalej poszła Japonia, która cyfrowe potęgi obłożyła 10% obciążeniem. Brak koordynacji tworzy istny labirynt przepisów. Komplikuje to dodatkowo brak zgody w polskim rządzie – Ministerstwo Finansów pod kierownictwem ministra Andrzeja Domańskiego publicznie dystansowało się od projektu jeszcze w marcu, podkreślając swoje prerogatywy w ustalaniu polityki podatkowej.

Czy Polska zdoła przeforsować swoje rozwiązanie wobec potęgi technologicznych gigantów i nacisków dyplomatycznych? Sukces wymagałby bezprecedensowej determinacji. Projekt, choć potrzebny, staje przed wyzwaniem większym niż liczby – to test politycznej woli w starciu z globalnymi interesami.