O co właściwie ten hałas?
Zgodnie z doniesieniami, umowa dotyczy konkretnych, nieco słabszych wersji chipów AI, takich jak H20 od Nvidii oraz MI308 od AMD. W zamian za uzyskanie licencji eksportowych, które do tej pory były blokowane ze względów „bezpieczeństwa narodowego”, firmy będą musiały dzielić się zyskami z amerykańskim rządem. Jest to ruch, który przez jednych jest postrzegany jako pragmatyczny kompromis, a przez innych jako niebezpieczny precedens, gdzie kwestie bezpieczeństwa narodowego mogą być przedmiotem handlu.

Rzecznik Nvidii dyplomatycznie stwierdził, że firma „przestrzega zasad, które rząd USA ustala dla naszego udziału w światowych rynkach”. Jednakże nieoficjalnie, w kuluarach mówi się o tym posunięciu, używając określeń takich jak „podatek”, „haracz”, a nawet „wymuszenie”. Pieniądze uzyskane w ten sposób mają trafić do Skarbu Państwa, choć administracja jeszcze nie sprecyzowała, na co dokładnie zostaną przeznaczone.
Nvidia i AMD zapłacą, ale skutki dla globalnego handlu półprzewodnikami mogą być nieprzewidywalne
Decyzja ta niesie za sobą daleko idące konsekwencje dla wszystkich zaangażowanych stron i globalnego rynku. Z jednej strony, jest to ogromna szansa na odzyskanie dostępu do niezwykle lukratywnego rynku chińskiego. W poprzednich latach Chiny odpowiadały za znaczną część przychodów obu firm (około 24% w przypadku AMD tylko za rok 2024). Nawet po oddaniu 15% przychodu, potencjalne zyski mogą iść w miliardy dolarów. Z drugiej strony, firmy stają się narzędziem w geopolitycznej rozgrywce. Co więcej, w obecnych warunkach istnieje ryzyko, że ich produkty zostaną obłożone dodatkowymi cłami przez Chiny w odwecie, a konieczność płacenia dodatkowego „podatku” może wpłynąć na ich globalną strategię cenową i konkurencyjność.

Administracja USA argumentuje, że sprzedaż nieco słabszych chipów nie stanowi już krytycznego zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego. Twierdzą, że lepiej, aby Chiny korzystały z amerykańskiej technologii (nawet jeśli jest kontrolowana), niż żeby w pełni uniezależniły się, tworząc własne, nieprzewidywalne rozwiązania – pobudką okazała się premiera modelu AI DeepSeek, który był wprawdzie trenowany na układach Nvidia Hopper, ale docelowo pracuje na wyprodukowanych przez Huawei chipach Ascend 910C.
Krytycy, w tym eksperci ds. handlu i bezpieczeństwa, nazywają to „strasznym precedensem”. Zadają pytanie: czy bezpieczeństwo narodowe ma swoją cenę? Pojawiają się obawy, że inne strategiczne technologie mogą w przyszłości stać się przedmiotem podobnych transakcji, zacierając granicę między polityką bezpieczeństwa a generowaniem dochodu dla państwa.
Reakcja Pekinu i przyszłość chińskiego hi-tech
Chiny znajdują się w dwojakiej sytuacji i trudno spodziewać się, by z tego powodu były zachwycone. Z jednej strony bowiem uzyskują dostęp do potrzebnych komponentów, które napędzają ich rozwój w dziedzinie sztucznej inteligencji. Z drugiej strony, jest to gorzka pigułka do przełknięcia – de facto finansowanie budżetu rywala w zamian za dostęp do jego technologii.

Ta decyzja z pewnością jeszcze bardziej zmotywuje Pekin do przyspieszenia prac nad własnym, w pełni suwerennym przemysłem półprzewodników – firmy takie jak Huawei już pokazały, że robią znaczące postępy i są do tego zdolne. W perspektywie długoterminowej, dzisiejsze porozumienie może okazać się zatem strategicznym błędem USA, który da Chinom czas i motywację do osiągnięcia technologicznej niezależności.
Globalny rynek i konsumenci
Każde zakłócenie w tak kluczowym sektorze, jak półprzewodniki, ma globalne reperkusje. Wysysanie przez rząd pieniądze raczej nie pójdą z kasy firm, tylko zostaną w przeważającej mierze przerzucone na końcowych odbiorców, co oznacza potencjalny wzrost cen elektroniki na całym świecie. Inne kraje i bloki gospodarcze, takie jak Unia Europejska, będą musiały na nowo określić swoją pozycję w tej rozgrywce, balansując między sojuszem z USA a własnymi interesami gospodarczymi w Chinach.
Niebezpieczna gra, czyli „prędko, zanim dotrze do nas, że to bez sensu”
Decyzja o nałożeniu 15% opłaty na sprzedaż chipów do Chin to ruch odważny, ale i ryzykowny. Zamiast prostego blokowania, Waszyngton próbuje nowej, bardziej złożonej strategii, która ma na celu zarówno kontrolę technologiczną, jak i generowanie dochodów – przy czym warto pamiętać, że obecna administracja jest subtelna jak buldożer, a jej polityczny przeciwnik po drugiej stronie Pacyfiku nie jest przedszkolakiem.
Ustanawiając precedens, w którym bezpieczeństwo narodowe jest przeliczane na dolary, administracja USA śmiało i bez zastanowienia wkracza tam, gdzie nie dotarł jeszcze żaden wcześniejszy rząd – skoro da się tak zrobić w przypadku chipów, to jaką inną technologię będą w podobny sposób (i komu) licytować w najbliższych latach? Może jakaś linia wzbogacania uranu dla Iranu? Ktoś, coś? Najbliższe lata pokażą, czy był to mistrzowski ruch w geopolitycznej grze w szachy, czy też okaże się, że USA będą po tej transakcji lizać rany.