Warto chronić wszystkie konta. Nawet te do “głupich gierek” mogą okazać się potrzebne
Ktoś przejął konto EA z kilkoma grami, podmienił adres e-mail i hasło, a właściciel został z paragonami i pełnym zestawem danych, które miały być kluczem do odzyskania dostępu. Support jednak nie rozegrał problemu zbyt przyjaźnie, prosząc w pierwszych krokach o publiczny adres IP. Brzmi to wprawdzie niewinnie, ale IP to nadal dana osobowa, choć nie wrażliwa. Umożliwia jedynie przybliżone ustalenie miejsca i powiązanie wpisów w logach. Podanie go oficjalnemu wsparciu ma sens, o ile robimy to przez panel konta i prosimy o użycie wyłącznie do weryfikacji. Problem w tym, że mało kto archiwizuje domowe adresy, a operatorzy potrafią zmieniać je co kilka dni, więc mój znajomy odłożył sprawę na później.
Czytaj też: Pozycja obowiązkowa. Wszyscy ciągle mówią o tej grze wideo, a ona sama zniechęca do grania

Po kilku miesiącach właściciel konta wrócił do sprawy, kiedy to otwarte testy beta gry Battlefield VI przypomniały o pierwotnie ukrytym problemie – powiązaniu konta EA z kontem Steam. Czat powitał go chłodno, sprawiając wrażenie nie rzeczywistego asystenta, a zautomatyzowanej sztucznej inteligencji, która grzecznie powtarzała te same skrypty.


Identyczne pytania, instrukcje i nieco kręcenia się w kółko w końcu zaowocowało udaną zmianą adresu e-mail i wejściem na konto. Tyle tylko, że radość z odzyskania konta trwała krótko, bo została na nie nałożona blokada za naruszenie zasad prywatności. Efekt? Gry dla pojedynczego gracza można ogrywać, ale o produkcjach online można zapomnieć. Najgorsze nadeszło jednak dopiero później.
Czytaj też: ROG Ally X w akcji. Sprawdziłem, czy granie na pecetowym handheldzie ma sens

Okazało się, że tak potraktowane konto EA, które jest spięte ze Steamem, Epic Games oraz Xboxem, nie może zostać odpięte od żadnej z platform. Nie i koniec – taka opcja po prostu nie istnieje, kiedy konto jest ograniczone. Support EA sam zresztą sprawiał wrażenie, że nie wiedział, jak mogło do tego dojść, a próby dopytywania skończyły się na upomnieniach co do nadużywania pomocy. Finalnie skończyło się na tym, że konto zostało dodatkowo ograniczone przez EA, kiedy właściciel poprosił o ręczne rozłączenie powiązań. Innymi słowy, o graniu w Battlefielda VI na głównym koncie Steam można pomarzyć.



Uczmy się na cudzych błędach i chrońmy nawet pozornie błahe konta
Platform jest dziś tyle, że nie da się ich wszystkich łatwo kontrolować. Ubisoft Connect, stare konto Bethesdy, jakieś zapomniane launchery, w które nie logowaliśmy się od stu lat. Hasła gdzieś przepadły, 2FA nie było, a e-maile są już nieaktualne. Te problemy mogą uderzyć nas niespodziewanie i to zwłaszcza dlatego, że w gąszczu integracji platform łatwo zgubić orientację. Dlatego też rozsądną strategią dla typowego gracza bywa konsolidacja – trzymać biblioteki głównie na Steamie albo GOG-u, a resztę kont ograniczyć do minimum i pilnować ich jak portfela, bo nieprzemyślana dywersyfikacja cyfrowej biblioteki nie ma większego sensu.

To nie jest felieton o złej korporacji. To jest przypowieść o naszej beztrosce, która w dzisiejszych czasach konieczności zakładania kont na lewo i prawo jest zbyt wysoka. Konta do gier są dziś naszym portfelem, tożsamością i archiwum wolnego czasu, a ich strata nie kończy się na tym, że nie pogramy danego wieczoru. Ktoś może nam bowiem na koncie sporo nawywijać i np. doprowadzić do blokady przez używanie cheatów. Istnieje więc duże ryzyko, że nawet na pozornie błahym koncie na platformie i to nawet wykorzystanym raz w życiu, możesz się przejechać. Najesz się stresu, a finalnie stracisz dużo czasu, bo jego odzyskiwanie to maraton przez formularze i automaty.
Czytaj też: Moja pierwsza gra na Steam. Ledwie prototyp nauczył mnie, jak wymagające jest tworzenie gier
Co więc zrobić? Włącz 2FA wszędzie. Podepnij telefon i zapisz kody awaryjne, jeśli platforma je zapewnia. Ustaw unikalne hasła i najlepiej schowaj je do menedżera, a nawet zachowuj potwierdzenia zakupów i zresztą dokonuj ich na platformie docelowej, zamiast np. kupować kluczyki z podejrzanych stron. To oczywiście nudne, ale ta nuda może uratować godziny życia, nerwy i pieniądze, a nawet uchronić was od problemu na całe “cyfrowe życie”.