ROG Ally X w akcji. Sprawdziłem, czy granie na pecetowym handheldzie ma sens

Handheldy na dobre weszły na rynek i z roku na rok stają się coraz lepsze. Jeśli podobnie jak ja nie byliście przekonani do tej formy “grania w gierki”, to po przeczytaniu tego tekstu powinniście już poznać odpowiedź na to, czy po prostu warto.
Autor zdjęć: Kamil Pasternak

Autor zdjęć: Kamil Pasternak

Problem grania na stanowisku pracy

Kiedyś to było. Grało się dużo, bo miało się więcej czasu, a że sam grać lubiłem i nadal lubię, to od zawsze szukam okazji, żeby regularnie wracać do cyfrowych światów. W ostatnich tygodniach odczułem jednak to, co prędzej czy później poczuje każdy gracz pracujący zdalnie – zmęczenie swoim stanowiskiem komputerowym. Nie bierze się to znikąd, bo zamiast grać na potężnym pececie i skupiać się tylko na przyjemności, gdzieś tam z tyłu głowy krążą ciągle zaległe projekty, problematyczne taski, czy nadchodzące terminy testów i artykułów, niszcząc część beztroskiej zabawy. 

Moja pierwsza gra na Steam. Ledwie prototyp nauczył mnie, jak wymagające jest tworzenie gier

Bo czemu by nie odpalić podczas grania IDE na drugim monitorze i potestować na ekranach ładowania czy nudniejszych przerywnikach najnowszych zmian na branchu? Czemu by nie główkować nad kolejnym akapitem w edytorze, zamiast bezmyślnie niszczyć kolejne hordy stworów? Chociaż nigdy się nie spodziewałem, że wpadnę właśnie w tę pułapkę, to… no cóż, stało się, a fakt, że swoją pracę po prostu lubię, wcale w tym nie pomaga. Postawiłem więc na proste rozwiązanie – wyposażyć się w nowy sprzęt tylko i wyłącznie do grania.

Czytaj też: VRR w ekranie, czyli sekret złudnie płynnego obrazu na handheldach

Tak się składa, że dla gracza kompletnie “niekonsolowego” dziś nie ma w tym stylu nic lepszego od komputerów-handheldów. Zwłaszcza tych, na których pogracie praktycznie we wszystko i to niezależnie od platformy, z której korzystacie. Steam Deck? Może, ale z całego Game Passa do przekopywania kupki wstydu przecież tam nie skorzystamy (pomijając sztuczki z Battle.net). Nintendo Switch 2? Brzmi ciekawie… no ale nie potrzebuję dorzucać sobie na kupkę wstydu kolejne tytuły… i to kosztujące krocie.

Recenzja Nintendo Switch 2. Koniec kompleksów przenośnych PC

Finalnie postawiłem na handhelda ROG Ally X, którego akurat firma ASUS dostarczyła mi na kilkutygodniowy eksperyment. Podszedłem więc do niego z nadzieją, ale też wątpliwością, bo jak tu “ekran z padem” ma mi zastąpić granie w wysokiej rozdzielczości i płynności na monitorze OLED?

Specyfikacja ASUS ROG Ally X 

ASUS ROG Ally X jest na rynku od 2024 roku i nie wygląda jak zupełna rewolucja względem poprzednika. Jeśli jednak jakimś cudem was ominął, to już śpieszę z odpowiedziami. W tym modelu czerń zastąpiła biel pierworodnego, obudowa zyskała subtelne przetłoczenia i bardziej stonowany charakter, ale to tylko kosmetyka, bo prawdziwe zmiany kryją się w ergonomii i wewnątrz. Przede wszystkim mamy tu nowy układ pamięci RAM – 24 GB LPDDR5X-7500, co nie tylko pozwala grom zyskać więcej przestrzeni dla grafiki (zintegrowane GPU korzysta z tej samej puli), ale też znacząco poprawia responsywność systemu. To właśnie na zbyt skromną ilość RAM-u (16 GB) narzekali użytkownicy pierwszego Ally’ego, a szczególnie przy korzystaniu z Windowsa i emulacji.

Czytaj też: Czy niska rozdzielczość na handheldzie jest problemem?

Procesor pozostał bez zmian, więc nadal jest to potężny AMD Ryzen Z1 Extreme, bazujący na architekturze Zen 4 i uzupełniany przez grafikę RDNA 3. Taka konfiguracja to obecnie absolutny top, jeśli chodzi o mobilne granie na APU i mimo że konkurencja również korzysta z podobnych układów (Steam Deck OLED stawia jednak na słabszy chip Aerith, a Legion Go na ten sam Z1 Extreme), to ASUS potrafi wycisnąć z niego naprawdę wiele. Duża w tym jest zasługa nowego systemu chłodzenia – przeskalowanego i cichszego, który lepiej radzi sobie z utrzymywaniem stałej wydajności.

Zmieniło się również podejście do pamięci masowej. W ROG Ally X znajdziemy teraz pełnowymiarowy slot M.2 2280, co oznacza możliwość wymiany dysku na praktycznie dowolny dostępny na rynku SSD NVMe. W poprzedniku był to format 2230, czyli ten trudniejszy do znalezienia i droższy. Dodatkowo slot microSD został poprawiony i obsługuje teraz standard UHS-II, co rozwiązuje problem spadków prędkości odczytu, znany z pierwotnego modelu. Największa zmiana dotyczy jednak akumulatora, bo ASUS wsłuchał się w społeczność i podwoił jego pojemność z 40 Wh do 80 Wh, co znacząco przełożyło się na czas działania. 

Ciekawie wypada też porównanie ekranu. ASUS przy odświeżaniu ROG Ally nie zdecydował się na OLED-a, bo to wciąż matryca IPS o przekątnej 7 cali, rozdzielczości 1920×1080 i odświeżaniu 120 Hz z obsługą VRR. Choć nie zapewnia takiego kontrastu i głębi czerni jak OLED od Valve, to przynajmniej nadrabia płynnością i ostrością, a to cenne szczególnie w dynamicznych grach. Jasność na poziomie 500 nitów pozwala z kolei komfortowo grać także w jasnym pomieszczeniu, choć na pewno nie w pełnym słońcu, jeśli dany tytuł należy do tych mroczniejszych.

Zmieniła się też ergonomia. Ally X jest nieco cięższy, ale lepiej wyprofilowany i z grubszym uchwytem, wygodniejszymi triggerami i dodatkowymi przyciskami makro z tyłu. Całość lepiej leży w dłoni, a nowy rozkład masy sprawia, że długie sesje nie męczą tak bardzo jak wcześniej. Zniknął też kontrowersyjny port XG Mobile, wykorzystywany do podłączenia zewnętrznej karty graficznej, którego to zastąpiono drugim portem USB-C z obsługą USB4, co daje więcej możliwości przy podłączaniu stacji dokujących czy monitorów. Jak więc to połączenie wypada w praktyce?

ASUS ROG Ally X w grach, czyli grafika nigdy nie była najważniejsza

Granie na handheldzie wymusza inne podejście, bo takie bardziej nastawione na wygodę, dostępność i przyjemność z samego faktu, że można. Tutaj właśnie ASUS ROG Ally X spełnia swoje zadanie. Nie da się ukryć, że przy pierwszym kontakcie można się zdziwić takim oto “graniem na iGPU”. Nawet gry z wysokim budżetem potrafią serwować mydło na teksturach, doczytujące się elementy interfejsu czy przerywniki filmowe z widocznym poppingiem. Pop-upy i problemy z LOD-ami zdarzają się regularnie, ale w praktyce przestaje to mieć znaczenie szybciej, niż można by się spodziewać. 

Co przez to rozumiem? Ano to, że na takim sprzęcie podejście do grania jest zupełnie inne. Zamiast podziwiać grafikę, po prostu cieszymy się z tego, że możemy pograć w tytuły charakterystyczne dla komputerów osobistych czy stacjonarnych konsol w każdym miejscu. No, chyba że masz zamiar bawić się w gry prostsze lub starsze i tutaj ROG Ally X błyszczy, umożliwiając odkopanie się z kupki wstydu zbieranej przez ostatnią dekadę. Nawet jeśli w grę wchodzi hit w postaci Cyberpunka 2077, który na tym handheldzie działa… o tak:

Wydajność Cyberpunk 2077 na ASUS ROG Ally X bardzo wyraźnie pokazuje, jak dużą różnicę robi zmiana trybu zasilania. W trybie cichym (13 W) gra działa co prawda płynnie z punktu widzenia animacji menu, ale rzeczywista rozgrywka przypomina pokaz slajdów – średnia to zaledwie 14 FPS i niemal cały czas spędzamy poniżej progu grywalności. Niskie zużycie energii (ok. 13-14 watów łącznie dla CPU i GPU) przekłada się na ograniczone taktowanie rdzenia graficznego do 800 MHz, co skutecznie dławi wydajność. Dopiero przejście na tryb zrównoważony (17 W) odblokowuje potencjał układu. Wzrost zegara GPU niemal dwukrotnie przekłada się na średnie 39 FPS i w pełni grywalną. To także pierwszy tryb, w którym VRR zaczyna spełniać swoją rolę, maskując drobne spadki płynności.

Tryby Turbo (25 W na akumulatorze i pełne Turbo z podłączonym zasilaniem) przynoszą dalsze, choć już mniej spektakularne wzrosty. Średnie FPS rosną nieznacznie, bo do ok. 42-43 – ale zyskujemy za to wyższe taktowania i większą stabilność w scenach z dużym obciążeniem CPU. To szczególnie istotne przy dynamicznych scenach walki lub intensywnych lokacjach miejskich. Ostatecznie więc Cyberpunk 2077 pokazuje, że ROG Ally X to sprzęt, który (o ile damy mu nieco więcej watów) potrafi zaoferować pełnoprawne doświadczenie z gry AAA.

ROG Ally X urządzenie, które pozwala odpalić Path of Exile 2, Cyberpunka 2077, Doom The Dark Ages czy Kingdom Come, kiedy tylko masz ochotę. W łóżku, na kanapie, na wyjeździe i kiedy już złapiesz ten rytm, to przestaniesz zauważać uproszczoną grafikę albo przynajmniej zaczniesz patrzeć na nią z przymrużeniem oka. Ba, jest to też świetne “ćwiczenie”, aby zacząć bardziej doceniać to, do czego są zdolne dzisiejsze komputery i konsole. Nie jest zresztą tak źle, jak mogłoby się wydawać, a to dzięki obecnej w wyświetlaczu funkcji VRR i kwestii niskiej rozdzielczości na małym ekranie. W praktyce bowiem możemy ustawić w większości gier rozdzielczość 720p i nawet nie zauważymy, że nie gramy w natywnej jakości, a liczba klatek na sekunde znacznie wzrośnie (patrz przykład Indiana Jones: Wielki Krąg).

ASUS ROG Ally X na co dzień

Jestem prostym człowiekiem i kontrolera używałem niegdyś wyłącznie do bijatyk, a z czasem przekonałem się do niego również w grach od From Software czy w stylu Wukonga. Trudno jest mi więc ocenić w profesjonalny sposób wykonanie przycisków, gałek i triggerów ROG Alloy X, ale jako że nie odczułem nigdy tego, że czegoś im brakuje, to muszą być dobrze zaprojektowane i wyprodukowane, a tylko próba czasu jest w stanie wykazać to, co najważniejsze, czyli ich wytrzymałość. Jedyne, czego rzeczywiście mi brakowało, to podświetlenia przycisków X, Y, A i B, bo w pierwszych godzinach grania po zmroku po prostu nie wiedziałem, w co klikam, a to akurat idealnie pokazuje mój poziom obycia z gamepadem. Podświetlenie wprawdzie jest, ale obecne wyłącznie dookoła gałek.

Dźwięk? Ekstra. Tutaj nie ma na co narzekać, a ergonomię również ocenię pozytywnie, bo w dłoniach ten sprzęt (28 × 11,1 × 2,47 do 3,69 cm) trzyma się po prostu przyjemnie, choć rzeczywiście po kilkudziesięciu minutach trzymania konsoli w jednej pozycji, ręce zaczynają się męczyć. Trudno jednak oczekiwać innego scenariusza przy utrzymywaniu 678-gramowego sprzętu w jednej pozycji. Na plus trzeba też zaliczyć mocną, bo 65-watową ładowarkę USB-C w zestawie, która równie dobrze może posłużyć wam za zasilanie innego sprzętu, wsparcie Wi-Fi 6E, Bluetooth 5.2 oraz wbudowane żyroskopy (6-osiowe IMU) i przede wszystkim czytnik linii papilarnych. Kluczowy do tego, aby odpalać konsolę szybko (zwykle) i bez żmudnego wpisywania hasła.

W teorii Ally X miał być konsolą doskonałą. Pod przewodem wydajny, na akumulatorze wytrzymały, a przy okazji idealnie przełączający tryby między dotykiem, myszą a gamepadem. W praktyce jednak… no cóż, taki przyjemny na co dzień nie jest, bo panujący w nim Windows zostaje Windowsem i żadna nakładka systemowa tego nie zmieni. Efekt? Implementacja sterowania i automatycznych przełączeń zależy od gry, i nie zawsze kończy się to dobrze. Przykład? W Atomfall wystarczyło niechcący musnąć ekran podczas obrotu kamerą, aby ta zaczęła szaleć, wykonując obroty o 360°. Rozwiązaniem tego jest w chwili pisania tego tekstu jedynie zminimalizowanie i zmaksymalizowanie gry. Jest to jednak dopiero początek “przygód” tego typu. 

Regularne restarty zaraz po uruchomieniu tytułu, samoczynne wyłączanie się urządzenia po odblokowaniu z grą w tle czy ciągle obracające się wentylatory po wygaszeniu ekranu, to tylko wierzchołek góry lodowej. Jako że często grałem na ROG Ally X w ramach krótkich, bo kilkudziesięciominutowych serii i podłączałem konsolę do ładowania, zmorą było dla mnie niewygaszanie się ekranu. Wtedy jedynym wyjściem była ponowna autoryzacja i to najczęściej nie czytnikiem linii papilarnych, a ustawionym hasłem. Raz zdarzyło się również, że konsola całkowicie odmówiła posłuszeństwa podczas gdy (całkowicie czarny ekran, obracające się wentylatory) i dopiero ostry reset był w stanie przywrócić ją do działania. 

Takie zachowanie czegoś, co ma być namiastką konsoli gotową zawsze i wszędzie, potrafią zmęczyć na co dzień. Czy jest to dziwne? Owszem, ale handheld na Windowsie ma to niemal wpisane w DNA i musimy traktować go tak, jak fikuśnego laptopa, a nie typową konsolę mobilną. Na całe szczęście nie jest tak źle w każdym aspekcie i np. przy braku włączonej gry system sam się hibernuje. Jednak na szybką żonglerkę gra->praca->gra->praca z ciągłym wygaszaniem ekranu, kiedy szef będzie krążył wokół biurek, jednak się nie nastawiajcie. Samą nakładkę oceniam jednak pozytywnie, choć nie jest pozbawiona wad pokroju np. przekierowywania do systemowego menu odinstalowania gier.

Akumulator, ładowanie i zużycie energii

Pojemny akumulator rzędu 80 Wh faktycznie pozwala pograć dłużej, choć zależnie od trybu i jasności różnice są kolosalne. Claire Obscure: Expedition 33 na profilu Turbo i 100% jasności? 60-70 minut. Enter the Gungeon na trybie Cichym i 50% jasności? Blisko 3,5 godziny grania. W praktyce to oznacza, że do starszych lub mniej wymagających gier Ally X nadaje się idealnie. Do nowości czy grania w wysokiej jakości i płynności nadal trzeba mieć ładowarkę pod ręką.

Co ciekawe, urządzenie nie utrzymuje stale 100% naładowania przy grze na podpięciu. W przypadku np. Cyberpunka w trybie Turbo, poziom akumulatora potrafi spaść do 99%, zanim system znów zacznie doładowywać i to prądem o mocy 67 watów. Dla porównania, ładowanie przy wyłączonym urządzeniu pobiera około 55-60 W. Zarejestrowałem też spadek z 75% do 66% w zaledwie pół godziny przy Path of Exile 2 uruchomionym w tle, ale są też pozytywy, bo samo ładowanie jest szybkie. Do 80% dobijecie w około 40 minut, a kolejne około 40 minut zabierze wam mozolne wspinanie się akumulatora do poziomu 100%.

Tygodnie z ASUS ROG Ally X, czyli czy granie na handheldzie ma sens?

Ocenę tego typu sprzętu trzeba podjąć możliwie najbardziej na chłodno, bo umówmy się, że każdy zafascynowany formatem sprzętu i dostępem do gier w każdym miejscu, od razu oceni go na wskroś pozytywnie. Ba, dzięki temu handheldowi ograłem w komfortowych warunkach gry, na które najpewniej nie miałbym czasu, bo Enter the Gungeon, Clair Obscur: Expedition 33, The Alters, Path of Exile 2, Disco Elysium i Atomfall, a ostrze sobie ząbki na Dune: Awakening, ponownie całą serię Dark Souls czy Kingdom Come: Deliverance II. Nie będę więc owijał w bawełnę – handheldy pokroju ASUS ROG Ally X wręcz rewolucjonizują i demokratyzują dostępność do gier… ale nie są to sprzęty dla wszystkich.

Czytaj też: Wielkie gry na małej konsoli. Nintendo Switch 2 odświeża Zeldę i czaruje Cyberpunkiem

Jeśli nie męczy cię granie przed komputerem osobistym i nie masz wyjazdów, na których mógłbyś pograć, to o handheldzie lepiej zapomnieć. Jeśli z kolei masz laptopa gamingowego, z którym się nie rozstajesz, to handheld też może nie być idealnym wyborem. W ostatnich tygodniach ten sprzęt zastąpił mi przede wszystkim książki i komiksy, wypełniając kilkunastominutowe przerwy rozgrywką, a nie lekturą. Czy żałuję? Wcale nie, choć rzeczywiście przyznam, że wielkość konsoli sprawia, że np. przy wycieczkach rowerowych miałem dylemat przy pakowaniu – albo ROG Ally X, albo hamak. Nie jest to jednak coś, co da się przeskoczyć.

Autor zdjęć: Kamil Pasternak

Czy więc warto? Jeszcze jak. Teraz jestem pewien, że każdy gracz przynajmniej powinien spróbować zabawy na handheldzie, bo patrząc na swoje otoczenie, mam wrażenie, że wiele znajomych byłoby w stanie porzucić uzależnienie od scrollowania “bezwartościowych treści” na Instagramie czy Tik-Toku “równie bezwartościowym graniem” w tasiemce pokroju np. Enter the Gungeon. Dlatego też zresztą postanowiłem sięgnąć po samego króla – Steam Decka, ale to już opowieść na inną okazję. W skrócie? ROG Ally X pozwala np. grać w Path of Exiles 2, a Steam Deck… no cóż, tam jest już gorzej.