Cały świat wstrzymał oddech. ITER to najdroższy projekt w historii i właśnie trwa jego kluczowy etap

W słonecznej Prowansji trwa przedsięwzięcie, które może zmienić przyszłość energetyczną naszej planety. Rozpoczyna się bowiem najbardziej newralgiczny etap całego przedsięwzięcia. Montaż rdzenia reaktora ITER to moment prawdy dla międzynarodowego konsorcjum, które od lat pracuje nad odtworzeniem procesów zachodzących we wnętrzu Słońca.
...

Inżynieryjny majstersztyk wymagający perfekcji

Składanie rdzenia reaktora wymaga chirurgicznej precyzji. Każdy milimetr ma znaczenie przy łączeniu potężnych cewek magnetycznych, komór próżniowych i struktur nośnych. Centralny solenoid, nazywany sercem całej konstrukcji, już czeka na instalację w kompleksie w Cadarache. Konstruktorzy muszą poradzić sobie z przeciwieństwami trudnymi do wyobrażenia. Z jednej strony materiały schłodzone do temperatur niższych niż w kosmicznej próżni, z drugiej – plazma rozgrzana do 150 milionów stopni Celsjusza. To dziesięciokrotnie więcej niż temperatura panująca w jądrze naszej gwiazdy. Komora próżniowa składa się z dziewięciu sektorów łączonych przez Westinghouse Electric Company za kwotę około setek milionów złotych. Zadaniem firmy jest stworzenie jednolitej struktury zdolnej utrzymać plazmę w ryzach.

Czytaj też: Paliwowy hit prosto z USA. GNF4 odmienia działanie reaktorów jądrowych

W projekt zaangażowały się potęgi naukowe świata: Unia Europejska, USA, Rosja, Chiny, Japonia, Korea Południowa i Indie. Strona europejska odpowiada za 45,6% kosztów, podczas gdy pozostali partnerzy wnioskują po 9,1%. Całkowity budżet przekracza 80 miliardów złotych, co stawia ITER na pozycji najdroższego eksperymentu naukowego w dziejach – droższego nawet od Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Ta suma pokazuje, z jak ogromnym wyzwaniem mamy do czynienia.

Długa droga do pierwszych testów

Zaktualizowany harmonogram z początku 2025 roku zakłada, że pierwsze operacje z plazmą wodorową i deuterową rozpoczną się dopiero w latach 30. Pełną zdolność magnetyczną reaktor ma osiągnąć do 2036 roku, a eksperymenty z deuterem i trytem zaplanowano na okolice 2039 roku. Trzeba przyznać, iż te daty mogą budzić wątpliwości co do realności harmonogramu. W świecie nauki opóźnienia są jednak normą, a nie wyjątkiem. Szczególnie, że stawka jest ogromna. Fuzja jądrowa działa na odwrotnej zasadzie niż znane nam elektrownie atomowe. Zamiast rozszczepiać atomy, łączy jądra deuteru i trytu, uwalniając energię porównywalną z tą produkowaną przez gwiazdy.

Czytaj też: Energetyczny przełom? To tak, jakby do teleskopu Hubble’a dołożyć mikroskop elektronowy

Gdyby udało się opanować ten proces, moglibyśmy zyskać niemal niewyczerpane źródło czystej energii. Bez emisji CO2, bez długotrwałych odpadów radioaktywnych i bez uzależnienia od pogody czy paliw kopalnych. W związku z tym, jeśli ITER odniesie sukces, może zrewolucjonizować globalny krajobraz energetyczny. Może zapewnić czystą, obfitą i stałą energię, bez polegania na paliwach kopalnych czy warunkach pogodowych. Warto pamiętać, że ITER nie ma bezpośrednio produkować energii elektrycznej. Jego rolą jest udowodnienie, że kontrolowana fuzja jądrowa jest możliwa w skali reaktora. Dopiero następca tego projektu, DEMO, ma stanowić pomost do komercyjnego wykorzystania tej technologii w drugiej połowie wieku. Rozpoczęcie montażu rdzenia to wejście na nieznany teren. Sukces otworzyłby drzwi do ery czystej energii, ale porażka oznaczałaby konieczność przewartościowania naszych strategii energetycznych. Patrząc realnie – obie możliwości są równie prawdopodobne.