Posiadacze Mac-ów mają lepiej? Być może, natomiast wygląda na to, że oszukałem Logitecha MX Master 4

Logitech MX Master 4 występuje w dwóch wariantach – zwykłym oraz for Mac. Na całe szczęście w drugim przypadku nie musimy dopłacać za coś amazing, bo oba kosztują tyle samo, ale inaczej wyglądają.
MX Master 4 w podstawowej wersji jest dostępna w kolorze jasnoszarym oraz grafitowym. Wariant dla Maca jest biały lub czarny, czyli inaczej mówiąc – jaśniejszy lub ciemniejszy, niż w przypadku drugiej wersji.

W moje ręce trafił wariant grafitowy i jeśli złamałem tu jakieś zasady to najmocniej przepraszam, bo używałem wersji nie dla Maca z MacBookiem. Czy tak można – nie wiem, ale myszka nie wybuchła, skóra mnie nie piecze, być może odpokutuje to kiedyś w tak zwanym życiu po życiu. Żarty żartami, czy poza kolorami obie wersje czymś się od siebie różnią? Tak i różnią się tym, że wariant for Mac ma w zestawie odbiornik USB-C, zamiast zwykłego USB, którego zwyczajnie nie mielibyśmy do czego podłączyć.
Czytaj też: Test Glorious GMMK 3 HE – klawiatura ostateczna i nie zapraszam do dyskusji
Trudno było coś zmienić w MX Master 4, ale pewne zmiany wizualne się tu pojawiły

Zmiana konstrukcji MX Master 4 była trudna, co by nie powiedzieć niewykonalna. W końcu to właśnie za kształt użytkownicy ją pokochali i Logitech niemal nic tutaj nie zmieniał. Gdyby porównać MX Master 4 do MX Master 3 to zmiany są dosłownie kosmetyczne.

Bardzo minimalnie zmienił się kształt podpórki pod kciuk z na lewym boku. Nieco wyżej mamy trzy przyciski zamiast czterech, a jeszcze wyżej wokół pokrętła mamy tym razem wypukłą część obudowy, zamiast wklęśniętej. Nieco inaczej wyglądają też dwa główne przyciski, które są ze sobą połączone (oczywiście z przerwą pomiędzy nimi), a nie rozdzielone dodatkowym elementem. Żadna z tych zmian nie ma najmniejszego wpływu na wygodę użytkowania.
Góra myszki zmieniła się za to wizualnie, bo brzegi przycisków są przezroczyste. Początkowo wygląda to trochę dziwnie, można się do tego szybko przyzwyczaić, ale to nic innego, jak typowy zabieg stylistyczny. W końcu wypadało tu coś zmienić.

Pomimo zupełnie innego wykonania nie powiedziałbym, że cokolwiek zmieniło się w kwestii tego, jak mysz leży w dłoni. MX Master 3 był pokryty gumopodobnym materiałem, w MX Master 4 mamy plastik, ale o gęstej, chropowatej fakturze. Mamy jeden gumowy element na lewym boku i zaraz do niego przejdziemy.

Wydawało mi się, że MX Master 4 jest wyraźnie cięższy, ale nie. Wazy 150 gramów przy 141 gramach poprzednika. Poza tym myszka wzorowo leży w dłoni i pod tym względem, jeśli ktoś obawiał się, że coś tutaj zmieniło się na gorsze względem wcześniejszej generacji to nie, nic takiego nie ma miejsca. To nadal bardzo wygodne narzędzie obsługi komputera.
Czytaj też: Test Natec Euphonie Pro – oczekiwałem tragedii. Dostałem bardzo dobrą myszkę kosztującą grosze
Logitech MX Mater 4 ma pole dotykowe i wibruje. Tego elementu obawiałem się najmocniej

Pod kciukiem mamy w MX Master 4 pole haptyczno-dotykowe. To jest właśnie wspomniany gumowy element i tego obawiałem się najbardziej. Nie działania czy przydatności, o czym zaraz, ale przypadkowego wciśnięcia. W końcu zawsze mamy w tym miejscu palec, a przesuwając myszkę podczas pracy w zasadzie logiczne wydawało mi się, że co chwilę będziemy aktywować pole dotykowe mocniejszym wciśnięciem. No i tu niespodzianka, bo przez prawie miesiąc użytkowania nie zdarzyło mi się to dosłownie ani razu.

Pod kciukiem mamy wywołanie koła akcji, w oryginale Action Rings. Jest to to taki panel skrótów w formie koła. Mamy tu domyślnie m.in. wywołanie zrzutu ekranu, panelu emoji, sterowanie multimediami oraz oczywiście, że skróty do asystentów AI. W końcu mamy 2025 rok i bez funkcji AI nie można wprowadzić na rynek żadnego nowego urządzenia. Żarty żartami, ale to potrafi być bardzo przydatne narzędzie, o ile oczywiście nauczymy się z niego korzystać i przyzwyczaimy się, że ten guzik tam jest. Wiadomo, jak w przypadku praktycznie każdej nowej funkcji. Oczywiście podałem tylko domyślne przykłady, ale do wyboru mamy co najmniej dziesiątki innych opcji i polecę banałem – dosłownie każdy będzie w stanie skonfigurować skróty pod siebie.

W tym miejscu mamy też silnik wibracyjny i tutaj też może on mieć wiele zastosowań. Wibracja pojawia się podczas korzystania z Actions Ring, sygnalizuje przejście pomiędzy ekranami podczas pracy wieloekranowej, ale możemy też przypisać wibracje do różnych aplikacji. Tu przykładowo może to być pomoc przy wykonywaniu precyzyjnych operacji w programach graficznych. Wystarczy pobrać odpowiednią wtyczkę z Marketplace Logitecha.
Czytaj też: Test Logitech Astro A50 X – słuchawki, które przeszły grę
Logitech MX Master 4 ma nowy przycisk gestów i nieskończenie wiele opcji personalizacji

Pokrótce powiedzmy sobie o rzeczach, które się w MX Master 4 nie zmieniły. Przyciski główne są ciche jak w MX Master 3s, więc pracują może nie bezgłośnie, ale zdecydowanie bardzo cicho w stosunku do MX Master 3. Pokrętła działają bez zmian. Czyli główne to nadal genialny MagSpeed działający jak koło zamachowe, co jest nieoceniony przy przewijaniu list i korzystanie z innej myszki nigdy już nie będzie takie same po tym, jak raz zobaczycie jak to działa. Obrót może odbywać się bezgłośnie, albo z charakterystycznym kliknięcie, co zmieniamy za pomocą przycisku na górze obudowy. Bez zmian jest też możliwość parowania z czterema urządzeniami, pomiędzy którymi przełączamy się sprawnie przyciskiem na spodzie obudowy.
Na boku mamy drugie pokrętło, które pewnie nie każdemu okaże się przydatne. To świetne rozwiązanie np. podczas montażu filmów do przewijania osi czasu. Nie do końca jednak mam pomysł, jak jeszcze można je wykorzystać. Pod pokrętłem znajdują się przyciski domyślnie ustawione jako Dalej i Wstecz i w sumie tak też mi się z nich najwygodniej korzysta.

Przed nimi znajduje się nowy przycisk akcji. Możemy do niego przypisać… a kurczę, a czego nie możemy?! Może to być skrót do zrzutu ekranu, zmiany aplikacji, dowolny skrót do przycisku z klawiatury, obsługa gestów jak przewijanie pulpitów, skrót do różnych funkcji jak kopiowanie, wycinanie, zamykanie okna czy działanie funkcji Spotlight. Czyli podświetlanie elementów ekranu lub wskaźnik laserowy, którym sterujemy na ekranie za pomocą myszki.
Czy to wszystko? Pewnie, że nie. Bo działanie każdego z przycisków czy funkcji możemy przypisać dowolnie dla każdej aplikacji. Dany przycisk wywoła inną funkcję w przeglądarce, inną w Lightroomie. Do tego mamy Smart Actions. Czyli przycisk może wywoływać określone czynności, jak np. otwarcie konkretnego zestawu aplikacji. W zasadzie mógłbym tak wymieniać w nieskończoność, bo możliwości personalizacji i ustawienia wszystkich opcji jest dosłownie tyle, że to zdaje się nie mieć końca.

W tym wszystkim zapomniałem o sensorze. Rozdzielczość regulowana w zakresie 200-8000 DPI i ogromna precyzja, czyli w zasadzie… jest niezmiennie bardzo dobrze i tak, sensor działa na zdecydowanej większości powierzchni.
Jest jeszcze jedna rzecz, za którą bardzo chwalę MX Master 4, ale i inne myszki Logitecha i jest to stała gotowość do pracy. Przykładowo teraz piszę ten tekst i jak sięgnę po myszką i nią poruszę, kursor od razu zaczyna się ruszać. Myszka nie musi być w żaden sposób wybudzana po tym, jak nie jest używana przez dłuższą chwilę.
Czytaj też: Test Logitech MX Vertical – po kilku miesiącach użytkowania ciągle się waham
Czas pracy? Uczciwie powiem, że jeszcze nie wiem

Logitech deklaruje, że akumulator o pojemności 650 mAh wystarczy na 70 dni pracy i… pewnie tak, ale jeszcze do tego nie dotarłem. Używam myszki od ok miesiąca i mam obecnie jeszcze 40% zapasu energii, więc spokojnie można założyć, że dwa miesiące pracy po 8-10 godzin dziennie jest tu w pełni osiągalne.
Ładowanie odbywa się za pomocą portu USB-C na przodzie obudowy i można korzystać z myszki w trakcie ładowania.
Czytaj też: Test Logitech POP Icon Keys i POP Mouse – niby nic specjalnego, a trudno się od tego oderwać
Logitech MX Master 4 – ewolucja czy rewolucja?

Mam wrażenie, że Logitech dotarł do ściany z serią MX Master, bo trudno tu coś zmienić. Ten kształt zostanie z nami jeszcze przez długi czas i jedyne, na co producent może sobie pozwolić to dalsza ewolucja. MX Master 4 to duża ewolucja, jeśli porównamy ją do MX Master 3 i mniejsza przy porównaniu do MX Master 3S. W końcu tam mieliśmy już ciche przyciski.
Logitech MX Master 4 to przede wszystkim jeszcze większa personalizacja. Nowe skróty, nowe możliwości i jeśli poświęcimy dłuższą chwilę na to, aby dopasować pod siebie dostępne przyciski i ich możliwości, następnie nauczymy się z nich korzystać i przyzwyczaimy się do tego, że mamy do nich dostęp, to jesteśmy w stanie znacznie przyśpieszyć codzienną pracę. I o to w tym wszystkim chodzi. W końcu taka myszka to narzędzie pracy, która ma na ją ułatwić.

Właśnie przez pryzmat pracy cena, wynosząca 609 zł, nie wydaje się tak wygórowana. Jasne, to ogromna kwota jak na myszkę, ale po inną nie sięgniecie pewnie przez lata. MX Master 3 jest ze mną od prawie czterech lat i poza tym, że jest lekko wytarta, działa jak złoto. A jeśli w przyszłości wymienicie myszkę na inną, to na 99% będzie to kolejny Logitech.
Choć największym fanem serii MX Master nie jestem, przesiadłem się jakiś czas temu na myszki pionowe i obecnie zdradziłem Logitecha (ale o tym innym razem), to MX Master 4 będzie na pewno moim pierwszym wyborem w podróży. I wcale nie dziwią mnie zachwyty branży, bo to faktycznie może być nieoczekiwanie jedna z najważniejszych premier tego roku.