Wraz z szybkim rozwojem fotowoltaiki w Polsce pytań ciągle przybywa, bo czy aby na pewno typowe zabezpieczenia dotrzymują kroku instalacjom na dachach, pod którymi znajdują się towary i sprzęt warte miliony złotych? Niedawny eksperyment zaaranżowany przez inżynierów ryzyka i producentów uniknął pułapek sterylnych testów laboratoryjnych, stawiając na rzeczywiste warunki, aby sprawdzić to, do czego może doprowadzić pożar paneli słonecznych. Wszystko w celu wyciągnięcia konkretnych wniosków dla instalatorów, właścicieli budynków i ubezpieczycieli.

Pierwszy w Polsce pełnoskalowy test pożarowy dachu z fotowoltaiką to ważny krok w kierunku bezpieczeństwa
Dane Państwowej Straży Pożarnej pokazują, że strażacy co roku reagują już na setki zdarzeń, w których obecna jest fotowoltaika. Dochodzenia wielokrotnie wykazują, że przyczyna rzadko tkwi w samym krzemie, a częściej w sposobie doboru, łączenia, prowadzenia i serwisowania komponentów. Przegląd CNBOP-PIB z 2024 roku wprost wskazał, że bezpieczeństwo systemów fotowoltaicznych zależy głównie od prawidłowego odbioru projektu, kwalifikacji wykonawców i regularnego serwisu oraz że dyskusja o bezpieczeństwie pożarowym ma problem z dotrzymaniem tempa transformacji energetycznej. Tutaj właśnie nowa polska próba spaleniowa ma ogromne znaczenie.

Czytaj też: Panele słoneczne zasilą i zatankują paliwo przyszłości. Technologia zbyt piękna, by była prawdziwa
To jedno z najbardziej kompleksowych badań tego typu w Europie. Chcieliśmy nie tylko przeanalizować zachowanie się różnych rozwiązań konstrukcyjnych w obliczu pożaru, lecz także dostarczyć branży ubezpieczeniowej i budowlanej wiedzy, która pozwoli lepiej zarządzać ryzykiem. Pogoda nam dopisała, więc mogliśmy przeprowadzić oba testy zgodnie z planem i zebrać materiał o dużej wartości poznawczej – mówi Dariusz Gołębiewski, prezes PZU LAB.
PZU LAB, czyli inżynierskie ramię PZU oraz Balex Metal, a więc producent płyt warstwowych i izolacji PIR w grupie Kingspan, zbudowali makietę dachu w skali magazynu i zamontowali 36 modułów PV z pełnym, działającym okablowaniem. Dach został podzielony na dwie połowy, aby porównać dwa systemy izolacji – sztywny PIR po jednej stronie i wełnę mineralną po drugiej, a następnie rozpoczęto kontrolowane pożary, kiedy instalacja produkowała energię. Celem była obserwacja ruchu płomienia i ciepła w przekroju dachu oraz pod modułami, a na dodatek weryfikacja zachowania w przypadku pożarów obu typów dachów.
Czytaj też: Pierwszy na świecie żel metaliczny. Nadchodzą zupełnie nowe akumulatory
Wiatr szybko okazał się nieproszonym współautorem tej historii. Trudno się temu dziwić, bo we wcześniejszych badaniach pożarów fotowoltaiki na wolnym powietrzu i półotwartej przestrzeni nachylony panel to nie tylko urządzenie energetyczne, ale też przegroda i komin, który może przyspieszać unoszenie, więzić ciepło pod modułem i przekierowywać płomień. Liczne badania w Europie i krajach nordyckich dokumentują zresztą, jak to nachylenie panelu wzmacnia lokalny strumień ciepła i wydłuża płomień pod wiatr. To także tłumaczy, dlaczego wysokość szczeliny między modułem a dachem ma znaczenie, bo gdy jest zbyt mała, to płomień może samoczynnie rozprzestrzeniać się wzdłuż przestrzeni pod modułem, a jeśli jest zbyt duża, to przepływ kształtuje się inaczej, zmieniając charakter zagrożenia.

Czytaj też: Prąd przez morze. Superstatek Europy zredefiniuje energetykę na europejskich akwanach
Do tej pory na całym świecie przeprowadzono sporo badań nad fotowoltaiką, w tym nad zachowaniem instalacji podczas pożarów. Coraz wyraźniej widać jednak, że klucz leży nie w “magicznych” materiałach, a w szczegółach wykonania. Czego więc realnie oczekiwać po publikacji pełnego polskiego zestawu danych? Mniej fajerwerków, a więcej rzemiosła. Na pierwszy plan wyjdą te mało efektowne decyzje, które sterują rozwojem ognia: trasy i sposób prowadzenia kabli, jakość i osłona złączy przed wodą, wysokość i utrzymanie prześwitu między modułem a dachem i wreszcie – rodzaj oraz układ izolacji pod polem paneli. Cel praktycznego testu jest bowiem prosty – przełożyć liczne badania na zalecenia, które ubezpieczyciele podpiszą, a instalatorzy wpiszą do kosztorysu.