
Sam film jest krótki, ale za to starannie wyreżyserowany. Nie ma tu zderzenia, nie ma spanikowanego kierowcy, jest tylko spokojnie jadące auto i paliwo płonące po obu stronach. Całość bardziej przypomina demonstrację pewności siebie niż klasyczne ostrzeżenie bezpieczeństwa. Sam przekaz, choć niewypowiedziany wprost, jest czytelny nawet przy wyłączonym dźwięku: nasz samochód elektryczny jest tak solidny, że dosłownie przejedzie przez ogień.
Samochodowa ściema, czy sensowny test? Chiny najwyraźniej już z wszystkiego zrobią reklamę
Z podpisu do nagrania opublikowanego na X wynika, że pojazd należy do marki Zhijie, czyli należącej do Huaweia i Chery elektrycznej linii premium funkcjonującej pod wspólnym parasolem Luxeed. W poście czytamy, że auto miało już na liczniku 100000 kilometrów, zanim trafiło na 100-metrową “ognistą drogę” o temperaturze powyżej 800°C. Samo Zhijie nie jest małym start upem polującym na uwagę jednym rozpaczliwym trickiem. Marka korzysta z platformy programowej i systemów wspomagania kierowcy Huaweia oraz zaplecza produkcyjnego Chery. Z kolei sedan S7, którego najprawdopodobniej widzimy na nagraniu, wszedł na chiński rynek pod koniec 2023 roku z cenami startującymi w okolicach 250000 juanów, czyli dziś mniej więcej 125000 – 130000 zł.
Czytaj też: Bateria jako element konstrukcyjny samochodu to już nie science fiction. Niemieckie konsorcjum pokazało działający prototyp
Na papierze ognisty tor robi wrażenie. Sto tysięcy kilometrów to dystans, jaki wiele europejskich aut rodzinnych pokonuje przez dekadę mieszanej jazdy po mieście i drogach szybkiego ruchu, a to odciska piętno na całej strukturze samochodu. Środowisko o temperaturze 800°C jest wystarczająco gorące, by poważnie osłabić stal konstrukcyjną i w ekspresowym tempie zniszczyć tworzywa, uszczelniacze oraz lakier. Jeśli więc samochód po 100 metrach takiej próby wyjeżdża z pozoru w jednym kawałku, to trudno się dziwić, że dział marketingu chce pokazywać ten materiał wszędzie, gdzie tylko się da. Problem w tym, że kontrolowany test i prawdziwy wypadek to nie jest to samo.
Czytaj też: Masz samochód elektryczny? Google właśnie rozwiązał Twój największy problem w trasie
Specjalnie przygotowany “tunel ognia” pozwala zdecydować, gdzie wyleją paliwo, jak długo mają się palić płomienie, z jaką prędkością auto ma przejechać i gdzie, tuż poza kadrem, czeka ekipa ratownicza. Nie jest to więc dowód na to, że pożar takiemu elektrycznemu samochodowi nie jest straszny. Zwłaszcza przez fakt, że pełnoskalowe eksperymenty z elektrykami w tunelach i podziemnych parkingach pokazują, że gdy duży pakiet litowo jonowy wpadnie w stan tzw. thermal runaway, czyli niekontrolowanej reakcji termicznej, to ilość ciepła i toksycznego dymu może być trudna do opanowania nawet dla dobrze wyposażonych strażaków, a ryzyko przeniesienia ognia na sąsiednie pojazdy jest jak najbardziej realne.
Czytaj też: Dlaczego dźwięk w samochodzie brzmi inaczej na każdym siedzeniu? Ten wynalazek właśnie to naprawił
Pojawia się też pytanie, co tak naprawdę mówią nam same liczby. To, że jeden egzemplarz pokazowy z dużym przebiegiem przejechał przez starannie ustawiony tunel ognia, wcale nie gwarantuje, że każdy przyszły samochód Zhijie zachowa się identycznie po latach eksploatacji, korozji, parkingowych obcierek i szybkich napraw. Sto metrów otwartego płomienia nie odtwarza idealnie mieszaniny materiałów, ciasnych przestrzeni i charakterystycznych dla garaży czy tuneli wzorów wentylacji, z jakimi mamy do czynienia przy wielopojazdowych karambolach czy pożarach konstrukcji. W praktyce zarówno auta spalinowe, jak i elektryczne potrafią palić się gwałtownie, a różnica polega głównie na tym, że akumulatory litowo jonowe wprowadzają nowe wyzwania związane z chłodzeniem i ponownym zapłonem, których kilka efektownych scen nie jest w stanie wyjaśnić.