Dwa fenomenalne zjawiska uchwycone za jednym razem. Zobaczcie, co się wydarzyło nad Adriatykiem

Istnieje coś, co pojawia się na ułamek sekundy, dziesiątki kilometrów nad naszymi głowami, i znika, zanim zdążysz mrugnąć. Uchwycenie takiego zjawiska na zdjęciu graniczy z cudem, wymaga nie tylko doskonałego sprzętu, ale i ogromnej dozy cierpliwości oraz szczęścia. Tym bardziej zdumiewa fakt, że komuś udało się sfotografować jednocześnie dwa takie spektakularne i ulotne widowiska. To właśnie osiągnął włoski fotograf Valter Binotto, który zarejestrował jednocześnie dwa spektakularne zjawiska atmosferyczne nad przestrzenią Morza Adriatyckiego, niedaleko Possagno.
...

Błyski znad granicy kosmosu

Oba fenomeny należą do tajemniczej kategorii przejściowych zjawisk świetlnych, w skrócie TLE. Ich wspólną cechą jest nieprawdopodobna szybkość, ponieważ trwają zaledwie milisekundy, przez co często umykają ludzkiemu oku i standardowym aparatom. Czerwone duszki, znane w świecie nauki jako „sprites”, to w gruncie rzeczy wyładowania elektryczne, lecz działające na odwrót niż zwykłe pioruny. Zamiast bić z chmury w ziemię, strzelają w górę, w stronę kosmosu, osiągając wysokości od 50 do nawet 90 kilometrów. Ich charakterystyczny kształt i intensywna barwa to efekt wzbudzenia cząsteczek azotu w rzadkich warstwach atmosfery. ELVE to jeszcze bardziej enigmatyczne zjawisko. Skrót rozwija się do „Emission of Light and Very low-frequency perturbations due to Electromagnetic pulse sources”. Powstaje, gdy niezwykle potężne uderzenie pioruna generuje silny impuls elektromagnetyczny, który uderza w jonosferę. Jak wyjaśnia sam autor zdjęcia:

Czerwony pierścień ELVE wskazuje punkt, w którym impuls elektromagnetyczny uderzył w jonosferę Ziemi

Czytaj też: Kometa z innego układu zbliża się do Ziemi. Astronomowie mają nowe zdjęcia 3l/ATLAS

Co ciekawe, oba zjawiska zostały naukowo udokumentowane stosunkowo niedawno. Czerwone duszki po raz pierwszy sfotografowano w 1989 roku, a ELVE zaobserwowano z pokładu wahadłowca Discovery zaledwie rok później. ELVE są przy tym niezwykle płaskie i potrafią rozciągać się na setki kilometrów w poziomie, tworząc efemeryczny, świecący dysk.

Dekada polowań na milisekundy

Sukces Binotto nie jest dziełem przypadku, lecz efektem specjalistycznego przygotowania. Fotograf używa aparatu zmodyfikowanego na potrzeby astrofotografii, który jest znacznie czulszy na światło, w tym na podczerwień. To kluczowe, gdy ma się do czynienia z błyskami trwającymi tysięczne części sekundy. Mimo takiego zaawansowania technicznego, niektóre zjawiska wciąż są nieuchwytne. Sam artysta przyznaje:

Odkąd zacząłem ponad 10 lat temu, sfotografowałem setki duszków. ELVE natomiast tylko trzy – wliczając w to to, które jest podwójnym wydarzeniem duszków i ELVE. ELVE są bardzo rzadkie i dlatego trudniejsze do sfotografowania – opowiada

Czytaj też: 3200 Phaethon, czyli jeden z najdziwniejszych obiektów na niebie. To on odpowiada za nadchodzące Geminidy

Te liczby najlepiej obrazują skalę wyzwania. Przez dekadę intensywnego „polowania” udało się zarejestrować setki duszków, lecz ELVE – tylko trzykrotnie. To pokazuje, jak wyjątkowe jest zdjęcie, na którym oba zjawiska występują razem. Dla osób, które chciałyby spróbować swoich sił w tej dziedzinie, jest jednak dobra wiadomość. Zdaniem Binotto, dziś jest to znacznie prostsze niż przed laty, głównie dzięki dostępności wiedzy. Jako pomoc początkującym wskazuje on stronę internetową, na której zgromadzono szczegółowe informacje o TLE i technikach ich fotografowania. Praca pasjonatów, takich jak Valter Binotto, ma wartość wykraczającą poza samą sztukę. Każde udokumentowane zjawisko to kolejna cegiełka do zrozumienia skomplikowanych procesów zachodzących w górnych warstwach atmosfery i jonosferze. Obszary te, znajdujące się na granicy ziemskiej przestrzeni, wciąż skrywają wiele tajemnic.