
Błyski znad granicy kosmosu
Oba fenomeny należą do tajemniczej kategorii przejściowych zjawisk świetlnych, w skrócie TLE. Ich wspólną cechą jest nieprawdopodobna szybkość, ponieważ trwają zaledwie milisekundy, przez co często umykają ludzkiemu oku i standardowym aparatom. Czerwone duszki, znane w świecie nauki jako „sprites”, to w gruncie rzeczy wyładowania elektryczne, lecz działające na odwrót niż zwykłe pioruny. Zamiast bić z chmury w ziemię, strzelają w górę, w stronę kosmosu, osiągając wysokości od 50 do nawet 90 kilometrów. Ich charakterystyczny kształt i intensywna barwa to efekt wzbudzenia cząsteczek azotu w rzadkich warstwach atmosfery. ELVE to jeszcze bardziej enigmatyczne zjawisko. Skrót rozwija się do „Emission of Light and Very low-frequency perturbations due to Electromagnetic pulse sources”. Powstaje, gdy niezwykle potężne uderzenie pioruna generuje silny impuls elektromagnetyczny, który uderza w jonosferę. Jak wyjaśnia sam autor zdjęcia:
Czerwony pierścień ELVE wskazuje punkt, w którym impuls elektromagnetyczny uderzył w jonosferę Ziemi
Czytaj też: Kometa z innego układu zbliża się do Ziemi. Astronomowie mają nowe zdjęcia 3l/ATLAS
Co ciekawe, oba zjawiska zostały naukowo udokumentowane stosunkowo niedawno. Czerwone duszki po raz pierwszy sfotografowano w 1989 roku, a ELVE zaobserwowano z pokładu wahadłowca Discovery zaledwie rok później. ELVE są przy tym niezwykle płaskie i potrafią rozciągać się na setki kilometrów w poziomie, tworząc efemeryczny, świecący dysk.
Dekada polowań na milisekundy
Sukces Binotto nie jest dziełem przypadku, lecz efektem specjalistycznego przygotowania. Fotograf używa aparatu zmodyfikowanego na potrzeby astrofotografii, który jest znacznie czulszy na światło, w tym na podczerwień. To kluczowe, gdy ma się do czynienia z błyskami trwającymi tysięczne części sekundy. Mimo takiego zaawansowania technicznego, niektóre zjawiska wciąż są nieuchwytne. Sam artysta przyznaje:
Odkąd zacząłem ponad 10 lat temu, sfotografowałem setki duszków. ELVE natomiast tylko trzy – wliczając w to to, które jest podwójnym wydarzeniem duszków i ELVE. ELVE są bardzo rzadkie i dlatego trudniejsze do sfotografowania – opowiada
Czytaj też: 3200 Phaethon, czyli jeden z najdziwniejszych obiektów na niebie. To on odpowiada za nadchodzące Geminidy
Te liczby najlepiej obrazują skalę wyzwania. Przez dekadę intensywnego „polowania” udało się zarejestrować setki duszków, lecz ELVE – tylko trzykrotnie. To pokazuje, jak wyjątkowe jest zdjęcie, na którym oba zjawiska występują razem. Dla osób, które chciałyby spróbować swoich sił w tej dziedzinie, jest jednak dobra wiadomość. Zdaniem Binotto, dziś jest to znacznie prostsze niż przed laty, głównie dzięki dostępności wiedzy. Jako pomoc początkującym wskazuje on stronę internetową, na której zgromadzono szczegółowe informacje o TLE i technikach ich fotografowania. Praca pasjonatów, takich jak Valter Binotto, ma wartość wykraczającą poza samą sztukę. Każde udokumentowane zjawisko to kolejna cegiełka do zrozumienia skomplikowanych procesów zachodzących w górnych warstwach atmosfery i jonosferze. Obszary te, znajdujące się na granicy ziemskiej przestrzeni, wciąż skrywają wiele tajemnic.
