Pierwsza taka akcja w dziejach. Turcja otworzyła nowy rozdział w historii walk powietrznych

Nad Morzem Czarnym doszło do zdarzenia, które jeszcze niedawno można by włożyć między futurystyczne wizje wojny rodem z literatury wojskowej. W rolach głównych nie wystąpiły jednak autonomiczne rojowe statki rodem z fantazji scenarzystów, lecz bardzo realny bezzałogowiec, radar i rakieta powietrze-powietrze.
...

W ramach wczorajszej akcji turecki bezzałogowy statek powietrzny udowodnił, że jest w stanie samodzielnie przechwycić i zniszczyć szybki samolot odrzutowy. Ten test, choć kontrolowany, wyznacza nowy rozdział w historii walk powietrznych, w którym maszyny bez pilotów przestają być tylko narzędziem do atakowania celów na ziemi.

Pierwsze na świecie zestrzelenie samolotu poza zasięgiem wzroku przez drona

Podczas gdy globalne programy dronów skupiają się głównie na misjach rozpoznawczych i zwalczaniu celów lądowych, Turcja pokazała, że jej konstrukcja może realnie konkurować z załogowymi myśliwcami w ich własnej, powietrznej domenie. Cała operacja, od wykrycia celu do jego unicestwienia pociskiem powietrze-powietrze, była nadzorowana na żywo z kokpitów eskortujących maszyn F-16, co nadaje całemu przedsięwzięciu wyjątkowo praktyczny, a nie tylko pokazowy charakter. Co w tym wszystkim najbardziej zaskakujące, to fakt, że cały proces został zrealizowany przy użyciu wyłącznie krajowych technologii.

Czytaj też: Enigma XXI wieku już istnieje. Chiny i Europa wdrażają technologię przyszłości

W powietrzu współdziałały ze sobą trzy rodzime systemy: sam dron Kizilelma od Baykara, pocisk rakietowy Gokdogan od TÜBİTAK SAGE oraz radar Murad Aesam, który został wyprodukowany przez Aselsan. Było to pierwsze tak kompleksowe połączenie sił w tureckim lotnictwie. Przebieg misji był zaplanowany z niemal chirurgiczną precyzją, bo najpierw bezzałogowiec wykonał lot w formacji z pięcioma myśliwcami F-16, demonstrując koncepcję wspólnych operacji. Następnie, gdy w przestworza został wystrzelony szybki, odrzutowy cel, to właśnie dron Kizilelma przejął inicjatywę. Jego pokładowy radar namierzył intruza, a następnie z jednego ze skrzydeł został wystrzelony pocisk, który trafił w cel.

Co ciekawe, Turcja zintegrowała już w dronie system TOYGUN, czyli elektrooptyczny system celowniczy chowany w kadłubie. Taka technologia stealth była dotąd domeną załogowych myśliwców piątej generacji, jak amerykański F-35, co stawia Turcję w bardzo wąskim gronie państw dysponujących tą zdolnością.

Potęga Kizilelma, czyli parametry maszyny nowej generacji

Kizilelma to platforma o parametrach, które robią wrażenie nawet na tle załogowej konkurencji. Ta mierząca 14,5 metra długości maszyna o rozpiętości skrzydeł 10 metrów może unieść do 1,5 tony różnego rodzaju uzbrojenia. Jej maksymalna masa startowa sięga 8,5 tony, a w przestworzach jest w stanie rozpędzić się do prędkości Mach 0,9, czyli około 1100 km/h, a producent pracuje już nad wersją zdolną do lotu naddźwiękowego. Jeśli chodzi o zasięg operacyjny, to może on działać w promieniu około 930 kilometrów od bazy, utrzymując się w powietrzu przez ponad trzy godziny na pułapie do 13,7 kilometra.

Czytaj też: Chiny pokazały Wing Loong X. To pierwszy dron, który stawi czoła największemu wyzwaniu wojny

Kluczową zaletą, obok manewrowości i zdolności do operowania z krótkich pasów lotniska, jest jego niska sygnatura radarowa. Dzięki zaawansowanym czujnikom dron teoretycznie może wykryć przeciwnika dużo wcześniej, niż ten zdąży zlokalizować jego pozycję, realizując zasadę “widzieć, nie będąc widzianym”. Taka cecha, w połączeniu z możliwością przenoszenia broni wewnątrz kadłuba, czyni z Kizilelmy platformę wyjątkowo trudną do namierzenia i zwalczenia.

Współpraca człowieka z maszyną to już rzeczywistość

Test u wybrzeży Sinop był czymś więcej niż technologicznym popisem. Był to bardziej czytelny sygnał, że koncepcja tzw. “lojalnego skrzydłowego”, czyli współpracy załogowych myśliwców z bezzałogowymi dronami bojowymi wchodzi w Turcji w fazę praktyczną. Taka synergia otwiera zupełnie nowe możliwości taktyczne. Bezzałogowce, a więc sprzęty tańsze w produkcji i pozbawione ryzyka utraty pilota, mogą prowadzić rozpoznanie, wchodzić w pierwszy kontakt z wrogiem lub wykonywać najbardziej niebezpieczne zadania, podczas gdy ludzcy operatorzy z bezpiecznej odległości koordynują walkę.

Czytaj też: Mitologiczny Nezha zawitał na pokład lotniskowca. Chiny pokazują potęgę swojego nowego oka

Kizilelma udowodniła już wcześniej swoją skuteczność w atakowaniu celów naziemnych przy użyciu amunicji TOLUN i TEBER-82. Udane zestrzelenie celu powietrznego potwierdza jej wszechstronność i zdolność do przenoszenia szerokiej gamy rodzimego uzbrojenia, od pocisków naprowadzanych laserowo po rakiety dalekiego zasięgu. Nie sposób mówić o tym projekcie bez kontekstu biznesowego. Baykar, a więc firma stojąca za Kizilelmą, jest dziś największym na świecie eksporterem bezzałogowców. Jej roczny eksport sięga wartości 1,8 miliarda dolarów, co plasuje ją w pierwszej dziesiątce wszystkich tureckich eksporterów. Co godne uwagi, cały rozwój technologii jest finansowany z własnych środków przedsiębiorstwa, a od początku prac w 2003 roku aż 83 procent przychodów Baykara pochodziło z rynków zagranicznych. W 2024 roku firma odpowiadała samodzielnie za jedną czwartą całego eksportu tureckiego sektora obronnego.

Czy to koniec myśliwców?

Historyczne zestrzelenie celu powietrznego przez drona Kizilelma nie sprawia, że nagle wszystkie załogowe myśliwce stają się reliktem minionej epoki. Wciąż będą one przez lata podstawą lotnictwa, bo zapewniają to, czego żadna maszyna nie potrafi jeszcze w pełni zastąpić – doświadczenie, intuicję i odpowiedzialność za decyzje podejmowane w ułamkach sekund. Jednocześnie trudno udawać, że nic się nie stało. Turcja pokazała w praktyce, że bezzałogowiec może nie tylko wspierać, ale w pewnych sytuacjach także wyręczać klasycznego asa przestworzy. Na razie mamy jednak do czynienia z dopracowanym poligonowym scenariuszem, w którym wszystko dzieje się pod pełną kontrolą. Prawdziwy test przyjdzie w chwili, gdy systemy tej klasy zostaną użyte w warunkach intensywnej walki radioelektronicznej, przy zakłóconej łączności i niepełnym obrazie sytuacji.