Lekka rama, duży kop, poważny fun. Elektryczny rower enduro Yeti LTe zadebiutował

Rynek e-enduro od kilku lat podzielił się na dwa obozy. Z jednej strony mamy lekkie rowery, dla których silnik to dodatek, a z drugiej potężne maszyny, które w oczach wielu zadadzą proste pytanie – czy to ciągle rower? LTe zdecydowanie należy do tej drugiej kategorii, podnosząc inną kwestę – czy nowy napęd Boscha i bardziej uporządkowany kokpit faktycznie przenoszą wrażenia z jazdy na wyższy poziom względem poprzednika? Czy też są to głównie udogodnienia i poprawki serwisowe?
...

LTe zastępuje model 160e jako elektryczny rower typu enduro z najwyższej półki w ofercie firmy Yeti. Skok zawieszenia pozostaje na poziomie 160 mm z tyłu i 170 mm z przodu, fabrycznie montowane są 29-calowe koła, choć sam flip-chip MX umożliwia zmianę tego tylnego na 27,5″ bez zaburzania całej geometrii i progresji. Samo zawieszenie nadal opiera się na sześciodźwigniowym układzie Sixfinity, a największą zmianą jest napęd, bo Yeti porzuca Shimano EP8 na rzecz Boscha Performance Line CX w wersjach T3 i C2 oraz jeszcze lepszego i lżejszego CX-R z trybem Race Mode w T4. Najnowsze jednostki Boscha oferują do 100 Nm momentu i szczytowo 750 watów mocy, co wyraźnie poprawia podjazdy po stromych i sypkich trasach.

Elektryczny rower enduro Yeti LTe przeszedł zmiany już u samych podstaw

Rama Yeti LTe musi wytrzymywać sporo, a do tego nie ważyć zbyt dużo i dlatego też została wykonana z włókien węglowych T-Series, wzmocnionych dodatkowo włóknami Vectran w strefach narażonych na uderzenia. Porty kabli mocowane są na sztywno, aby wyeliminować brzęczenie, a projekt obejmuje też subtelny uchwyt dla akcesoriów na górnej rurze oraz zintegrowany prowadnik łańcucha w dolnym zawiasie. Yeti zadbał również o precyzyjne spasowanie hardware’u amortyzatora i pływające tuleje, co ma wydłużyć żywotność łożysk.

Czytaj też: SP01 to rower tak dobry, że aż zakazany, a pokazali go na ogromnej konferencji technologicznej

Kąt główki ramy spłaszcza się do 64°, reach wydłuża się o około 5 mm w każdym rozmiarze, stack rośnie o 5-10 mm, a długość tylnych widełek została ustalona na 449 mm, aby utrzymać rowerzystę w centrum masy przy dużych prędkościach. Kąt podsiodłowy to zaś strome 78°, co sprzyja efektywnemu pedałowaniu. Rozstaw osi pozostaje z kolei długi dla najwyższej stabilności i bez dodatkowych przełączników geometrii. Jeśli jednak ktoś za wszelką cenę chce eksperymentować, prosta główka ZS pozwala na zastosowanie alternatywnych sterów kątowych czy regulujących reach. Te wszystkie cechy bardziej przypominają klasyczne enduro Yeti niż powszechne dziś na rynku e-bike.

Czytaj też: Wydrukowali komfort w drukarce. Jednak czy 1500 zł za rowerowe siodełko to przesada?

Sam system Sixfinity jest o tyle ciekawy, że został od podstaw zaprojektowany z myślą o ograniczeniach miejsca pod duże akumulatory i silniki, ale zawsze miał obiecywać przede wszystkim idealną trakcję i przewidywalne wsparcie. W LTe projektanci dodatkowo go dostroili, by zawieszenie mogło pozostać aktywne przy gwałtownych przyspieszeniach generowanych przez mocny napęd. Anti-rise pozostaje liniowy, aby geometria i odczucia podczas hamowania były spójne w całym zakresie skoku, a zestaw doczekał się regulacji progresji na poziomie 25%, 30% i 35%, co stanowi tryb Wyścigowo-Spójny, Zbalansowany oraz Miękki, ale sprężysty. Różnice mają być na tyle wyraźne, że ma być warto dobierać ustawienie pod konkretny teren.

Silnik i wyświetlacz, czyli czym ma zachwycić Yeti LTe?

Układy napędowe Boscha CX/CX-R nadają ton wysokim momentem i profilem wsparcia konfigurowanym w aplikacji Flow, podczas gdy wyświetlacz Kiox 400C przenosi kluczowe dane z kierownicy na górną rurę. Jest jasny, czytelny i wreszcie wystarczająco duży, by pokazywać sensowne informacje bez bałaganu na kokpicie. W praktyce oznacza to więcej miejsca na lampki czy kamery na kierownicy i szybki wgląd w dane takie jak poziom wsparcia, zasięg czy kadencja. W kwestii magazynu energii Yeti montuje standardowo akumulator 800 Wh PowerTube (3941 gramów) z opcją wymiany na lżejszą 600 Wh (3049 gramów) lub dołożenia extendera 250 Wh (1455 gramów). Osłona dolnej rury pełni rolę klapki serwisowej, a przy okazji została ukształtowana tak, by poprawić przepływ powietrza wokół silnika i ograniczyć przegrzewanie. Finalnie kompletny rower waży 23,3-23,5 kg w zależności od wersji, co stanowi typową wartość dla maszyn full-power z 800-Wh akumulatorem.

Czytaj też: Rowerowy gigant zaskoczył. Zużyjesz osprzęt za krocie, to zamiennik dostaniesz za darmo

Na start firma wrzuciła na rynek trzy warianty swojego LTe. Wersja C2 korzysta z Boscha CX, mechanicznego napędu SRAM Eagle 90 i widelca Fox 38 Performance. T3 oferuje już elektroniczny SRAM XO Transmission, Fox 38 Factory i koła DT Swiss HXC1700, a T4 idzie na całość, stawiając na Bosch CX-R Race Mode, odwrócony widelec Fox Podium i napęd SRAM XX Transmission. Ceny? Odpowiednio 10300, 12900 i 14900 dolarów, a więc w przeliczeniu bezpośrednim około 36900, 46300 i 53400… i to bez podatku VAT. W praktyce ceny za Yeli LTe w Polsce będą bazować na europejskim cenniku i obejmować marże dystrybutorów, więc przeliczenia z dolarów traktujmy raczej orientacyjnie.