Taktyczny shooter Firewall: Zero Hour na PlayStation VR

Aim to kontroler do PlayStation VR o kształcie karabinu, który premierę miał ponad rok temu. Teraz jest okazja użyć go w produkcji “Firewall: Zero Hour”. Lekka i bardzo ergonomiczna konstrukcja akcesorium ma wszystkie funkcje standardowego pada do gry, ale dzięki żyroskopom oraz kamerze konsoli pozycja kontrolera w przestrzeni jest śledzona w czasie rzeczywistym. Mamy założone gogle PS VR, a urządzenie zamienia się w naszych dłoniach w karabin. Co ciekawe, jest to jedyny kontroler tego typu i żadna z konkurencyjnych wobec Sony platform VR nie dysponuje podobnym rozwiązaniem.
Firewall: Zero Hour
Firewall: Zero Hour

Gra

“Firewall: Zero Hour” Sony Interactive Entertainment to przede wszystkim pełnoprawny FPS, co w przypadku gier VR już samo w sobie jest rewolucją. Nie ma stania w miejscu i strzelania do fal wrogów, nie ma teleportacji lub obrotów o 90 stopni. Tytuł daje pełną swobodę poruszania, satysfakcjonujące i intuicyjne strzelanie oraz realistyczne, wymagające taktyki pole bitwy. Jest to również poważna gra z sieciową rywalizacją na najwyższym poziomie.

Grając w “Firewall”, nie mogłem oprzeć się skojarzeniom z popularną od wielu lat sieciową “Rainbow Six: Siege”. Uważam nawet, że autorzy “Firewalla” bardzo mocno się nią inspirowali. To oczywiście dobrze, bo lepiej jest czerpać z tego, co najlepsze i sprawdzone u konkurencji, niż wymyślać na nowo coś, co może nie działać w praktyce. Tak jak w pierwowzorze, mamy tutaj szybkie, taktyczne rozgrywki dwóch drużyn na udanie zaprojektowanych, różnorodnych mapach. Jedna drużyna przeprowadza atak, a druga występuje w roli obrońcy. Cel jest prosty. Odszukać sygnał laptopa, włamać się do niego i przeżyć podczas ładowania danych. Oczywiście drużyna obrońców nie może do tego dopuścić. Każdy zespół liczy 4 zawodników, którzy nie są zastępowani botami.

Tak jak w “R6: Siege”, do wyboru mamy konkretną liczbę operatorów/najemników różniących się nie tylko wyglądem, ale również specjalnymi zdolnościami i sprzętem przez nich używanym. Po skończonym meczu otrzymujemy punkty doświadczenia, które wraz ze wzrostem rangi pozwalają na odblokowanie dodatkowych postaci, arsenału i nawet kosmetycznych elementów dekoracyjnych. Łącznie możemy mieć do dyspozycji aż 12 grywalnych postaci.

Kontroler

Tym, co odróżnia “Firewall: Zero Hour” od innych sieciowych strzelanin, jest kontroler Aim. Dzięki niemu rozgrywka staje się imersyjna do granic możliwości. Idąc korytarzem na lekko ugiętych nogach, intuicyjnie trzymamy łokcie blisko tułowia a broń wysoko, blisko twarzy. W żadnej innej grze nie ma możliwości swobodnego rozglądania się niezależnie od kierunku, w jakim trzymamy karabin. Tutaj jest to naturalne. Całym ciałem wychylamy się za krawędź ściany, a celując, faktycznie przykładamy twarz do celownika. W innym przypadku nie trafimy w przeciwnika, a strzał z biodra jest zarezerwowany jedynie dla strzelby. Gra stawia na realizm. Nie jest to zręcznościowa zabawa w strzelanie a taktyczna bitwa wymagająca pełnej współpracy całej drużyny i nie wybacza najmniejszego błędu. Gdy dostaniemy kulkę, jesteśmy wyłączeni z gry do końca meczu, ale możemy pomagać kolegom poprzez obserwowanie starcia dzięki umieszczonym na mapach kamerom.

Krótko mówiąc…

“Firewall: Zero Hour” jak na standardy pierwszej generacji PlayStation VR – wygląda świetnie. Oczywiście obraz jest lekko rozmazany, ale ma wszystkie elementy konkurencyjnych produkcji: różnorodne postacie, ciekawe i duże mapy oraz zadowalającą fizykę. Jest jedną z najlepszych i najbardziej dojrzałych produkcji VR, a dzięki unikatowemu kontrolerowi również jedynym w swoim gatunku.

Gorąco polecam “Firewalla” każdemu posiadaczowi PS VR. Dla pozostałych gra może być mocnym argumentem, aby wreszcie ten zestaw kupić – oczywiście, jeśli jesteście fanami sieciowych rywalizacji i nie macie problemów z zawrotami głowy w wirtualnej rzeczywistości. | CHIP