Pierwszy, pełnowymiarowy test – tj. zrzut z dużej wysokości – obu spadochronów odbył się pod koniec 2020 r., jednak nie zakończył się pełnym sukcesem. Pojazd testowy co prawda wylądował bez szwanku, ale czasze spadochronów zostały uszkodzone podczas lotu, przez co Europejska Agencja Kosmiczna uznała, że wymagają one dalszych poprawek.
Spadochrony dla ExoMars działają już tak jak powinny
Ostatnie testy z dużej wysokości odbyły się w Oregonie w dniach 21 listopada i 3 grudnia. Testowane spadochrony od Arescosmo i Airborne Systems to duże spadochrony o średnicy 35 metrów – jeden z nich zostanie użyty podczas drugiego etapu lądowania misji ExoMars na Czerwonej Planecie, czyli wtedy kiedy zabezpieczony łazik wyhamuje do prędkości poddźwiękowej.
Wykorzystanie podwójnego systemu spadochronów podyktowane jest przez dość duży ciężar modułu zniżania, w którym znajdzie się łazik Rosalind Franklin oraz sonda powierzchniowa Kazachok. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, oba sprzęty wylądują na Marsie w czerwcu 2023 r. Łazik opracowany przez ESA opuści wtedy platformę i rozpocznie swoją misję naukową, której celem będzie znalezienie geologicznie ciekawych miejsc do odwiertów w poszukiwaniu śladów życia.
Oba spadochrony rozwinęły się i pięknie latały. Wykorzystaliśmy wszystkie wnioski wyciągnięte z poprzednich testów i jesteśmy na ostatniej prostej do startu misji -mówi Thierry Blancquaert, kierownik zespołu programu ESA ExoMars.
Czytaj również: Zagadka znikającego metanu na Marsie rozwiązana. Teraz czas na kolejną
Misja ExoMars jest efektem współpracy ESA z rosyjską agencją kosmiczną Roskosmos. Po prawie dziewięciu miesiącach podróży, misja wyląduje na Czerwonej Planecie zaczynając ten etap z prędkością ok. 21 000 km/h. Opór stawiany przez cienką marsjańską atmosferę powinien wyhamować moduł do prędkości 1700 km/h. Wtedy nastąpi otwarcie pierwszego spadochronu przystosowanego do prędkości naddźwiękowych.
Po wyhamowaniu do 400 km/h otworzy się drugi, poddźwiękowy spadochron, który razem z pierwszym zostanie odłączony od modułu na wysokości ok. 1 km nad powierzchnią Czerwonej Planety. Końcowy etap hamowania zależeć będzie z kolei od silników hamujących, wbudowanych w platformę. Cała operacja, licząc od wejścia w marsjańską atmosferę, potrwa ok. 6 minut. Podejrzewam, że będzie to bardzo stresujące 6 minut dla wszystkich inżynierów odpowiedzialnych za ten projekt.