Czym jest NLAW, czyli wyrzutnia przeciwpancernych pocisków kierowanych?

NLAW to skrót od Next Generation Light Anti-Tank Weapon, z którym musieliście się już spotkać nie raz przez liczne wiadomości o ich dostawie dla Ukrainy. To system obejmujący wyrzutnię i same przeciwpancerne pociski kierowane, za który odpowiadają dwie firmy — szwedzka Saab Bofors Dynamics oraz brytyjska Thales Air Defence. Prace nad nim trwały przez pierwszych lat XXI wieku, a na służbę wszedł dopiero w 2009 roku. Do tej pory kilkunastoletni okres produkcyjny, który ciągle trwa, zaowocował stworzeniem ponad 10000 egzemplarzy NLAW, które brały udział głównie w wojnie prowadzonej na terenie Jemenu.
NLAW, wyrzutnia przeciwpancernych pocisków kierowanych
NLAW, wyrzutnia przeciwpancernych pocisków kierowanych

Jak wskazuje sama nazwa po jej rozwinięciu, NLAW jest przykładem przeciwczołgowej broni nowej generacji z naciskiem na zachowanie niskiej wagi. Jego specyfikacja wskazuje z kolei, że jest systemem przeznaczonym zdecydowanie bardziej do obrony, niż ataku, chyba że w grę wejdzie ofensywa w rejonach zurbanizowanych, w których to NLAW znacznie zyskuje na znaczeniu. Dlatego właśnie możemy posunąć się do stwierdzenia, że choć w praktyce jest mniej potężniejszy od systemów pokroju Javelin czy Spike, to ma swoje unikalne cechy, które zapewniają mu wyjątkowość. O co dokładnie idzie? O tym poniżej.

Wyjątkowość NLAW sprowadza się do samego projektu

Na samym początku warto podkreślić, że cele wyznaczone przed opracowaniem NLAW, nadały temu systemowi do zwalczania opancerzonych celów (zwłaszcza czołgów) sporą dozę wyjątkowości. Projektowano go bowiem z myślą o tym, aby był możliwie najlżejszy i najkrótszy, aby ułatwić korzystanie z niego żołnierzom piechoty. Ci, zamiast polegać na transporterach, mogą nosić NLAW po prostu ciągle na ramieniu podczas marszu, bo ten waży „jedynie” 12,5 kg, czego mogą początkowo nie sugerować jego dosyć grube elementy składowe.

Czytaj też: Czym są PPZR Piorun? W nasze rodzime zestawy rakiet przeciwlotniczych uwierzyło nawet USA

Niska waga i stosunkowo skromna długość (ledwie 102 cm) bezpośrednio dotknęła możliwości NLAW pod kątem bojowym, choć część ustępstw pozwoliło zachować niską cenę na poziomie 20000 funtów, czyli około 110000 zł. Pierwszym tego przejawem jest fakt, że NLAW jest przejawem wyrzutni jednorazowej, a sam pocisk należy do tych typu „fire-and-forget” (wystrzel i zapomnij). To oznacza, że po wycelowaniu NLAW przeciwko wrogiemu czołgowi, żołnierz musi tylko nacisnąć spust i od razu może pozbyć się zbędnego obciążenia, bo po tym jednym strzale wyrzutnia jest całkowicie bezużyteczna.

Dodatkowo NLAW cechuje krótki zasięg, bo wystrzelone z wyrzutni pociski mogą zagrozić celom na dystansie do 800 metrów w przypadku celów nieruchomych i do 600 metrów w przypadku tych poruszających się. To mierny wynik na tle np. nawet 5000-metrowego zasięgu specjalnych wariantów pocisków Javelin, ale to, co szczególnie wyróżnia NLAW, to skuteczny zasięg od zaledwie 20 metrów. To cecha, której inne nowoczesne systemy tego typu mogą NLAW pozazdrościć. Dlaczego?

Czytaj też: Jak wojna jądrowa zmieniłaby całą planetę?

Ta cecha NLAW sprawia, że system jest skuteczny nie tylko na średnich dystansach i otwartym terenie, ale przede wszystkim w zurbanizowanym środowisku walki. Z tą wyrzutnią żołnierz może tylko wychylić się zza rogu ulicy i zaatakować wrogi pojazd na drugim końcu drogi, nie martwiąc się, że pocisk nie nabierze odpowiedniej prędkości i nie zlokalizuje celu. Dodatkowo każdy oddany strzał cechuje skuteczność bez względu na pozycje strzelca, który może znajdować się wyżej (w mieszkaniu) lub niżej (w okopach) względem celu. Ponoć nawet wystrzał z pozycji pod kątem 45 stopni jest możliwy.

W takich sytuacjach problematyczny może okazać się jednak wymóg utrzymania wrogiego pojazdu na celowniku przez kilka sekund. Samonaprowadzane pociski NLAW nie są bowiem naprowadzane na cel żadnym „typowym” systemem naprowadzania, czy to na podczerwień, czy emitowane fale elektromagnetyczne. Zamiast tego wykorzystuje system nawigacji inercyjnej lub Predicted Line of Sight (PLOS), dzięki czemu dostosowuje trajektorie lotu nawet tylko na podstawie widzianego fragmentu pojazdu.

Czytaj też: Ropa solą naszych czasów, czyli o sprzeciwie względem elektrycznych samochodów i ropnej potędze

Jeśli idzie o same pociski oraz ich głowicę, to po pociągnięciu za spust silnik rakietowy początkowo nadaje im pęd na poziomie 40 metrów na sekundę, aby maksymalnie rozpędzić je do 200 m/s, co odpowiada prędkości Mach 0,7 i sprawia, że moment od wystrzału do trafienia celu wynosi jakieś 5 sekund. Dotyczy to zarówno trybu OTA i DA, czyli kolejno trybu ataku Over Top Attack („z góry”), jak i Direct Attack („bezpośredniego”), którego wybiera sam operator.

W praktyce pocisk może więc uderzyć w cel „z góry”, wznosząc się wcześniej na kilkanaście metrów wyżej albo zachowując możliwie najprostszą drogę w linii prostej. Pierwszy tryb ataku spisuje się zwłaszcza przeciwko czołgom ze względu na mniej opancerzone rejony w okolicach głównej wieży oraz wyższy potencjał uszkodzenia tamtejszego osprzętu (np. wygięcie lufy). W trybie standardowym (DA) NLAW może służyć do niszczenia nie tylko pojazdów opancerzonych, ale też tych nieopancerzonych, nisko lecących helikopterów, a nawet wywołać pogrom w budynku, jeśli zostanie wystrzelony w stronę okna.

Czytaj też: Broń fosforowa w Ukrainie. Rosja przekroczyła kolejną granicę

Pod kątem specyfikacji NLAW odznacza się głowicą bojową kalibru 150 mm i należy do tych typu kumulacyjnych. Dzięki temu jest w stanie penetrować pancerz o grubości ponad 500 mm i radzić sobie nawet z pancerzem reaktywnym. Skuteczność NLAW potwierdzają liczne doniesienia z frontu, a strach przed nimi spowodował, że niektóre rosyjskie oddziały pancerne zaczęły „obudowywać” swoje czołgi prowizorycznym drewnianym baldachimem z nadzieją, że ten spowoduje przedwczesną eksplozję pocisku.