Rosyjska flota desantowa wykorzystuje polskie Ropuchy, czyli okręty desantowe projektu 775

Niegdyś Stocznia Północna, a dziś Remontowa Shipbuilding – ta stocznia odpowiadała za budowę radzieckich okrętów desantowych projektu 775 w czasach zimnej wojny. Finalnie trafiły wyłącznie w ręce ZSRR, a następnie Rosji, choć jeden egzemplarz znalazł się także w marynarce Ukrainy do czasu aneksji Krymu, a nawet… Jemenu Południowego, choć ten akurat w roli statku towarowego zatopił się w 2018 roku. Te „polskie Ropuchy”, bo taką nazwę nadano im w ramach kodu NATO, nadal wchodzą w skład rosyjskiej floty desantowej.
Rosyjska flota desantowa,polskie Ropuchy, okręty desantowe projektu 775
Rosyjska flota desantowa,polskie Ropuchy, okręty desantowe projektu 775

Polskie Ropuchy, czyli okręty desantowe projektu 775 mają kilka dekad na karku, ale obyły się bez większych modernizacji

Wszystko zaczęło się w latach 70. ubiegłego wieku, kiedy trzonem floty ZSRR były średnie okrętu desantowe projektów 770, 771, czy 773. Te zostały nie tylko zaprojektowane, ale też były produkowane właśnie w Polsce, dlatego naturalnie to nasz kraj odpowiadał za godnego ich następcę. Tak powstały okręty desantowe projektu 775, które zostały opracowane i były budowane w niegdysiejszej Stoczni Północnej w Gdańsku. Finalnie powstało 28 egzemplarzy, z czego w rękach Rosji było 27, choć obecnie większość z nich została wycofana ze służby i dlatego „tylko” pięć z nich znajduje się przy Odessie na Ukrainie.

Czytaj też: Czym są PPZR Piorun? W nasze rodzime zestawy rakiet przeciwlotniczych uwierzyło nawet USA

Pierwszy okręt doczekał się służby już w 1974 roku, ale produkcyjne wysiłki stoczniowców nie kończyły się wyłącznie na gięciu stali i stawianiu belek. W rzeczywistości bowiem projekt 775 nabrał łącznie trzech twarzy. Początkowa wersja (Projekt 775/I) dała życie 15 okrętom, które wchodziły na służbę od 1974 do 1988 roku, ale w ciągu tych lat trwały też prace nad trzema okrętami Projektu 775/II oraz dziesięcioma Projektu 775/III. Te ostatnie są też określane mianem projektu 775M i również Ropucha II, co zostało wybrane przede wszystkim dlatego, aby podkreślić ich pochodzenie.

To zresztą tłumaczy, dlaczego początkowo polskie Ropuchy podpadały pod kategorię średnich okrętów desantowych i były oznaczane SDK. Następnie bowiem zmieniły oznaczenia na BDK, a było to związane z decyzją podjętą w 1983 roku, na mocy której przeprojektowano i przede wszystkim powiększono je tak bardzo, że ich wyporność wzrosła czterokrotnie (do 4400 ton w przypadku pełnej i 2900 ton w przypadku standardowej). Modernizacja odbiła się również w kwestii szerokości, która z 9 metrów wzrosła do 15 metrów, podczas gdy długość pozostała na poziomie 112,5 metrów.

Czytaj też: Jak wojna jądrowa zmieniłaby całą planetę?

Wracając jednak do samych wersji Ropuch, względem oryginału w drugiej wersji wymieniono radar na nowszy (Pozitiw), a w trzeciej zamiast dwóch armat AK-725 kalibru 57 mm, znalazła się pojedyncza armata uniwersalna AK-176 76 mm w wieży przed nadbudówką oraz dwa zestawy artyleryjskie AK-630M do obrony bezpośredniej z radarem MR-123 Wympieł. Do samoobrony okręty mają też dwie poczwórne wyrzutnie pocisków przeciwlotniczych bliskiego zasięgu Strieła-3 z zapasem 32 pocisków oraz tę samą liczbę dwudziestoprowadnicowych wyrzutni niekierowanych pocisków rakietowych kalibru 122 mm Grad-M z dostępem do 160 pocisków.

Jednak to nie okręty, które mają za zadanie wyrządzić najwięcej szkód, a jedynie doprowadzić siły desantowe na ląd w eskorcie innych, bardziej niszczycielskich okrętów. Dlatego właśnie najbardziej powinny nas interesować właśnie możliwości desantowe naszych polskich Ropuch.

Co potrafią okręty desantowe projektu 775?

Jak widzicie na zdjęciach, Ropuchy z całkowicie zakrytym pokładem na całej długości kadłuba są przykładem okrętów typu ro-ro, czyli tego powszechnego wśród statków towarowych. Trudno jednocześnie nazwać je specjalnie innowacyjnymi, bo w praktyce ogólna architektura tych okrętów jest… typowa, jak na okręty desantowe przystało.

Czytaj też: Ropa solą naszych czasów, czyli o sprzeciwie względem elektrycznych samochodów i ropnej potędze

Widzimy więc wznoszący się pokład dziobowy, furtę na dziobie oraz nadbudówkę zajmującą śródokręcie oraz rufę, co wyjaśnia wzmocnienie dna w części dziobowej oraz zbiorniki balastowe. Wspomniana otwierana furta skrywa za sobą dwie pochylnie (główną i rezerwową), po której mogą zjechać lub zejść oddziały po dobiciu okrętu do brzegu. Okręty zawdzięczają swój napęd dwóm silnikom wysokoprężnym 16 ZVB 40/48, które swoją łączną mocą rzędu 19200 koni mechanicznych napędzają dwie śruby. Dzięki nim rozwijają prędkość do 33 km/h, tracąc jednak wtedy na zasięgu, który może wynosić nawet 11112 kilometrów przy prędkości 23 km/h.

Czytaj też: Broń fosforowa w Ukrainie. Rosja przekroczyła kolejną granicę

W praktyce na pokładzie może znaleźć się do 10 czołgów lub transporterów opancerzonych, dzięki dwóch odcinkom ładowni o wielkości kolejno 55 × 6,5 metra i 40 × 4,5 metra, których wysokość sięga 4,5 metra. W przypadku ludzi okręt może pomieścić jednocześnie 340 żołnierzy gotowych do desantu (razem z czołgami), podczas gdy sama załoga składa się z 87 marynarzy, wśród których może znaleźć się łącznie 8 oficerów. Inne konfiguracje wspominają o 12 transporterach BTR i tej samej liczbie żołnierzy.