Nowe monitory dla graczy każą zadać fundamentalne pytanie – po cholerę nam ekrany 500 Hz?

Na targach CES 2023 prezentacji doczekały się nowe monitory dla graczy od wielu producentów, wśród których najbardziej wyróżnił się Alienware oraz Asus ROG. Obie firmy zaprezentowały monitory o tak wysokiej częstotliwości, że powszechne 144-Hz modele wydają się na ich tle przeżytkiem. Jednak czy na pewno? Czy jest jakikolwiek powód, dla którego monitory 500 Hz w ogóle powinny trafić do użytku?
Nowe monitory dla graczy każą zadać fundamentalne pytanie – po cholerę nam ekrany 500 Hz?

Czy monitory o wysokim odświeżaniu mają sens? Zależy, o ilu setkach herców mówimy

FPS (Frames Per Second), to w tłumaczeniu liczba klatek wyświetlanych w ciągu sekundy, podczas gdy Hz (Herc) oznacza miarę częstotliwości. Ten drugi parametr nie jest ekskluzywny dla ekranów i oznacza po prostu to, ile razy coś występuje w ciągu sekundy. Zastosowane w monitorach matryce są zbudowane z setek tysięcy pikseli, które ulegają ciągłej “podmianie” (lub też “odświeżaniu”) i tak też poziom 30 Hz oznacza, że w każdej sekundzie piksele są “podmieniane” 30 razy.

Czytaj też: Gracze oszaleją na punkcie Odyssey Neo G9 i OLED G9. Samsung pokazał zachwycające monitory

O ile nie można ujrzeć tego gołym okiem na statycznym obrazie, to jeśli jednak zaczniemy poruszać kursorem czy kamerą w grze, wtedy te 30 Hz będzie odpowiadać bezpośrednio za ogólną płynność obrazu, jaką postrzegamy. Określa bowiem z góry, że w ciągu jednej sekundy wyświetlonych zostanie 30 różniących się od siebie klatek, czyli tak naprawdę zdjęć, których szybkość wyświetlania jest na tyle wysoka, że to, co widzimy na ekranie, wydaje się płynne.

Dla nowo zapowiedzianych monitorów dla graczy poziom 30 Hz jest jednak żartem. Przykładowo Alienware AW2524H z 24,5-calowym ekranem IPS o rozdzielczości Full HD jest w stanie odświeżać się 500 razy na sekundę, podczas gdy Swift Pro PG248QP od Asus ROG może pochwalić się 24-calową matrycą TN podkręconą do 540 Hz. Jednocześnie oba monitory wykorzystują wejścia wideo starszego typu, bo HDMI 2.0 i Display Port 1.4, co oznacza wymóg zastosowania kompresji DSC. Dziwnie, a nawet nierozsądne, jak na tak topowe monitory, które będą zapewne kosztowały krocie i które będą służyły nabywcom przez wiele lat. Czy jednak ktoś w ogóle je kupi?

Czy monitory o odświeżaniu 500 Hz mają sens?

Jako że konsole PlayStation 3 oraz Xbox 360 są już przeszłością, nikt nie powinien nadal twierdzić, że ludzkie oko nie widzi różnicy między odświeżaniem rzędu 30, a 60 FPS. Ba, 60 klatek na sekundę stało się standardem po premierze konsol nowej generacji, a wiele tytułów pozwala również na zabawę przy płynności na poziomie 120 FPS. Monitory oraz telewizory o odświeżaniu wyższym, niż 60 Hz również coraz częściej goszczą w naszych domach i tak oto powoli zmierzamy w kierunku pogoni nie za rozdzielczością, a płynnością obrazu.

Czytaj też: Szybki test iiyama ProLite XUB3293UHSN-B1. Ten monitor wiele rzeczy robi dobrze

Ludzkie oko ma oczywiście swoje ograniczenie, ale na poziomie oko-ekran wyższe odświeżanie obrazu cyfrowego zawsze będzie zauważalne. Dla niektórych mniej, dla niektórych bardziej, ale obiektywnie rzecz biorąc, im częściej są odświeżane piksele, tym obraz jest płynniejszy, a ewentualny ruch mniej rozmazany. Jednak bez odpowiednio dużej liczby klatek na sekundę generowanych przez nasze karty graficzne, efekt jest praktycznie niwelowany. Innymi słowy, wykorzystanie monitorów o odświeżaniu 500 Hz wymaga zdolności uruchomienia gry w tej samej liczbie FPS, żeby taki zakup miał sens. O ile jest to możliwe w grach e-sportowych lub zupełnie pozbawionych dynamiki obrazu, gdzie wyższe odświeżanie nie ma zresztą sensu (np. strategie, gry logiczne), tak w pozostałych już niespecjalnie.

Uznajmy jednak, że ktoś kupuje sobie taki 500- lub 540-Hz monitor do grania w CS:GO, Overwatcha czy Dooma, a więc do zabawy w gry, gdzie responsywność jest arcyważna, a dynamika obrazu jest tak wysoka, że różnice w działaniu gry widać gołym okiem. Czy to ma sens? W gruncie rzeczy tak – ma i to spory, o ile komuś zależy na możliwie najniższym opóźnieniu i ktoś jest bardzo, ale to bardzo wyczulony na płynność i jest w stanie wskazać różnicę między 90-, a 120 Hz. To pierwsze udowodniłem w teście technologii Nvidia Reflex, a drugie jest na wskroś subiektywne.

Czytaj też: TOP 3 zakrzywione monitory gamingowe do 2500 zł

W ostatnim czasie miałem okazję porównywać dwa ekrany o odświeżaniu maksymalnym na poziomie 240 i 144 Hz. Nie muszę zapewne wspominać, że różnica między tymi poziomami, a 60 Hz jest ogromna i widoczna gołym okiem, ale podkreślę, że różnica między maksymalnymi wartościami tych dwóch ekranów (różnica rzędu 96 Hz) i tak jest widoczna. Było to najbardziej widoczne w grze Overwatch oraz Doom Eternal. Obraz rozmazywał się mniej, a gra była bardziej responsywna, ale po zakończeniu przygody z testem laptopa wyposażonego w 240-Hz i tak niespecjalnie mi tego odświeżania brakuje. Już wolę połączenie 2K i 144 Hz, niż Full HD i 240 Hz, a tego zdania nie zmieniłbym zapewne nawet wtedy, gdyby w grę wchodziło nie 240, a 540 Hz.

Niższe opóźnienia i szybsze reakcje, NVIDIA Reflex w pigułce, NVIDIA Reflex

Dlatego też osobiście uważam, że “hercowe szaleństwo” przekładające się na monitory o odświeżaniu ponad 300 Hz, to przesada z punktu widzenia graczy, którzy nie dążą do ideału w grach na wskroś dynamicznych i nastawionych na rywalizację. Ci lepiej już wyjdą na zakupie monitora o rozdzielczości wyższej, niż standardowe Full HD i z odświeżaniem na poziomie od 90 do 144 Hz, ale za to koniecznie z technologią Free Sync, G-Sync lub G-Sync Compatible. Dlaczego? O tym przeczytacie tutaj.