To właśnie oni wyszli z propozycją produkowania różnego rodzaju części w warunkach mikrograwitacji. Kiedy już przyszła pora na przeprowadzenie testów w terenie, na pokład ISS trafiło metalowe pudełko rozmiarami przypominające obudowę komputera stacjonarnego. W jego wnętrzu znajduje się dysza, która wstrzykuje żywicę do silikonowych skórek, a te przyjmują pożądaną formę.
Czytaj też: Bez tej technologii podbój Księżyca nie ma sensu. Agencje kosmiczne nie mają wiele czasu
Przedstawiciele MIT współpracują w tym zakresie z NASA i zamierzają skorzystać z mikrograwitacji, aby przeprowadzić procesy, które byłyby niedostępne w ziemskich warunkach. Wykorzystana w przypadku tej metody żywica jest wrażliwa na światło ultrafioletowe, dzięki czemu możliwe jest jej błyskawicznie utwardzanie. Kiedy już forma zastygnie, usuwa się silikonową skórę, pozostawiając jedynie część, która miała zostać wyprodukowana.
Wspomniane metalowe pudełko zostało wystrzelone w kierunku ISS 23 listopada. Po dotarciu do celu miało pozostać na pokładzie 45 dni, by później powrócić na Ziemię. W komplecie mają przybyć również wyprodukowane części, tak, aby można było przeanalizować je i przekonać się, jak wypada testowana metoda. Jeśli efekty okażą się satysfakcjonujące, na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej zostanie przeprowadzony kolejny etap eksperymentu.
Możliwość produkowania części w kosmosie będzie kluczowa w kontekście eksploracji odległych zakątków naszego układu
Wtedy też będzie chodziło o nieco bardziej skomplikowane struktury. Jeśli przypuszczenia się potwierdzą, to mikrograwitacja powinna zapewnić szereg korzyści w kontekście produkcji części. Te mogłyby być przydatne w kontekście eksploracji kosmosu, nie tylko w pobliżu Ziemi, ale także jeśli mowa o głębokiej przestrzeni kosmicznej. Jeśli ludzkość zamierza kolonizować inne planety, to członkowie takich wypraw muszą być w jak największym stopniu niezależni od dostaw z Ziemi.
Dostarczając na pokład statku kosmicznego jedynie podstawowych elementów budulcowych można byłoby znacząco obniżyć koszty realizacji misji. Zamiast transportować ciężkie części w kosmos, astronauci mogliby ograniczyć się do przewożenia budulców oraz gotowych form, za sprawą których mogliby tworzyć na przykład części zamienne. Byłby to kolejny krok w stronę stworzenia kolonii na przykład na Księżycu czy Marsie, nie wspominając o bardziej odległych obiektach.
Czytaj też: Ziemia jest piękna. Zobacz niezwykłe nagranie z chińskiej stacji kosmicznej
I choć koszt wyniesienia w kosmos ładunku spadł ponad 20-krotnie od 1981 roku, to każdy dodatkowy kilogram podwyższa ostateczny wydatek o ponad 1000 dolarów. Rzecz jasna ceny powinny dalej spadać, między innymi za sprawą udział prywatnych firm, pracujących nad nowymi technologiami. Takie obniżki nie mogą natomiast trwać w nieskończoność, dlatego im więcej możliwość produkowania in situ, tym lepiej.