Test Xiaomi Mi Vacuum Cleaner G10 po pół roku. Przyszedł na chwilę, został na dłużej

Rzadko mam okazję aż tak kompleksowo testować urządzenia. Xiaomi Mi Vacuum Cleaner G10 jest ze mną już pół roku, więc to idealny moment, aby podsumować ten okres.
Test Xiaomi Mi Vacuum Cleaner G10 po pół roku. Przyszedł na chwilę, został na dłużej

Sytuacja, w jakiej trafił do mnie Xiaomi Mi Vacuum Cleaner G10 to chyba jedno z najdziwniejszych wypożyczeń urządzenia do testów, z jakim się spotkałem. Był to czerwiec i napisałem do Xiaomi pytanie o treści – słuchajcie, bo jadę na urlop, czy macie może… odkurzacz? Tak, poważnie potrzebowałem odkurzacza na urlop.

Wynikało to z tego, że jechałem razem z kotem, którego nie udało mi się ogolić przed wyjazdem. A latem Stwór gubi długą sierść jak szalony. Głupio byłoby mi zostawiać wynajęte mieszkanie przykryte niezliczoną ilością sierści, więc kompaktowy odkurzacz był tym, czego potrzebowałem. Takim oto sposobem Xiaomi Mi Vacuum Cleaner G10 spędził ze mną kolejnych sześć miesięcy, więc zdecydowanie mówimy tutaj o teście bardzo długodystansowym.

Zestaw i konstrukcja

Xiaomi Mi Vacuum Cleaner G10 to najtańszy pionowy odkurzacz w ofercie Xiaomi, ale jego zestaw nie różni się zbytnio od droższych modeli. W jego skład wchodzi bazowa część odkurzacza, aluminiowa rura oraz wymienne końcówki – standardowa szczotka do odkurzania, końcówka do kurzu z wysuwanym włosiem, cienka końcówka do kątów oraz wąska szczotka do zbierania sierści np. z kanapy. Do tego oczywiście ładowarka i specjalny uchwyt do przykręcenia do ściany, na którym można powiesić wszystkie końcówki. Zestaw zamyka pojemnik na wodę oraz szmatki do mopowania.

Powyższe wskazuje, że odkurzacz niestety nie trzyma się sam w pozycji pionowej. Więc jeśli go nie wieszamy, musimy go oprzeć o ścianę. Całość jest plastikowa, choć po dłuższym czasie mamy dwa zastrzeżenia. Aluminiowa rura pokrywa się dziwnymi rysami. Zrozumiałbym, gdyby faktycznie była narażona na zarysowania, ale nic takiego się z nią nie dzieje, nie jest nigdzie uderzana, ani nic podobnego. Co ciekawe, wystarczy przetrzeć ją wilgotną szmatką i zarysowania znikają. Druga rzecz to kółka głównej szczotki, które z czasem zaczęły skrzypieć, a po kilku tygodniach… przestały.

Cały zestaw jest bardzo łatwy w rozmontowaniu i czyszczeniu. Wysypywanie nieczystości odbywa się po zwolnieniu klapy otwierającej pojemnik na kurz. Otwiera się pewnie i gwałtownie, więc lepiej nie dotykać spustu na środku pokoju. Trochę jak z granatnikiem w Komendzie Policji. Jeden guzik, a sprzątania co niemiara. Jeśli chcemy wszystko umyć, nie ma problemu. Część ssącą można rozebrać do najmniejszego filtra w ciągu dosłownie minuty i wystarczy ją umyć ciepła wodą. W przypadku umieszczonego tam filtra w zasadzie nawet warto to zrobić raz na jakiś czas.

Wymiana końcówek jest banalnie prosta. Zwalniamy zatrzask trzymający, zdejmujemy, zakładamy nową i delikatnie dociskamy. W przypadku końcówki mopującej najpierw wlewamy do niej wodę (w razie potrzeby z detergentem), zwalniamy przełącznik On/Off i mocujemy ją do głównej szczotki odkurzającej.

Czytaj też: Spędziłem miesiąc z Sony A1. Aparat za 34 tys. zł nie zrobił ze mnie lepszego fotografa

Xiaomi Mi Vacuum Cleaner G10 bardzo dobrze radzi sobie ze sprzątaniem

Xiaomi Mi Vacuum Cleaner G10 ma trzy tryby pracy – ekologiczny, automatyczny oraz pełnej mocy. Na co dzień tryb automatyczny sprawdza się bardzo dobrze. Szczotki głównej końcówki odkurzającej obracają się wolniej na twardych powierzchniach i przyśpieszają, wraz z rosnącą mocą ssania, na dywanach. Z pełnej mocy korzystam praktycznie tylko podczas odkurzania samochodów.

Odkurzacz zaczyna pracę po wciśnięciu przycisku na uchwycie, ale jeśli planujemy dłuższe odkurzanie, to jednym przyciskiem pod ekranem włączamy tryb ciągłej pracy. Nie ma sensu męczyć palców trzymaniem spustu. Na ekranie widzimy aktualny tryb pracy oraz pozostały zapas energii.

W kwestii odkurzania Xiaomi Mi Vacuum Cleaner G10 nie można prawie nic zarzucić. Bardzo dobrze wyciąga zabrudzenia z dywanów, świetnie zbiera kurz z mebli, a końcówka do sierści będzie przyjacielem każdego posiadacza liniejącego futrzaka. Główna końcówka z obracanymi szczotkami nieźle radzi sobie z rozsypanymi małymi rzeczami, jak koci żwirek czy ryż, ale nie ma opcji, że zbierzemy wszytko za jednym przejazdem. Lepiej jest wybrać np. końcówkę do kurzu i za jej pomocą wszystko zebrać. Mamy wtedy typowe ssanie jak w klasycznym odkurzaczu. Obracane szczotki lubią rozrzucić rozsypane rzeczy.

Czytaj też: Test Xiaomi 12 Lite – średniak jakich wiele, czy smartfonowa perełka?

Mopowanie pozytywnie mnie zaskoczyło. Mop sprawdza się nie tylko przy profilaktycznym przecieraniu podłóg, ale też można za jego pomocą spokojnie zetrzeć zaschnięte plamy. Końcówka mopująca nie służy do wycierania np. rozlanego soku, za to poradzi sobie ze starciem tego, co po nim zostanie na podłodze. Wynika to z tego, że mop jest przyczepiony za obracanymi szczotkami, więc to najpierw one wpadną w rozlaną ciecz, więc czekałoby nas jeszcze więcej sprzątania, niż na starcie. Woda jest dozowana automatycznie, choć zauważyłem, że większe wibracje, jakie wywołuje tryb wyższej mocy powodują, że końcówka mopująca jest bardziej mokra.

Odkurzacza raczej nie poleciłbym osobo starszym. O ile przy odkurzaniu twardych powierzchni sprawnie porusza się przód-tył, tak już na dywanach i podczas mopowania trzeba włożyć w sprzątanie nieco wysiłku. Dla osób nieco słabszych fizycznie może to być pewien problem.

Z Xiaomi Mi Vacuum Cleaner G10 bardzo chętnie korzystałem podczas odkurzania testowanych samochodów. Nie ma co ukrywać, przez ostatnie pół roku robienie zdjęć wnętrz aut stało się z tego powodu o wiele prostsze. W zasadzie co tydzień schodzę na parking pod blokiem uzbrojony w aparat, dwa obiektywy, szmatkę oraz odkurzacz z dwoma końcówkami. Wszystko mieści się do jednego plecaka. Szkoda tylko, że chyba żaden producent odkurzaczy bezprzewodowych nie pomyślał do tej pory o specjalnej końcówce do samochodów z elastyczną rurką. Xiaomi Mi Vacuum Cleaner G10 z nałożoną końcówką do kurzu nadal jest dosyć długi i trzeba się nieźle nagimnastykować, żeby odkurzyć np. obszar za kierownicą. Szczególnie w mniejszych autach.

Czytaj też: Wideotest Dreame Bot L10s Ultra – całkowicie bezobsługowy odkurzacz ostateczny

Czas pracy jak to w odkurzaczu. To zależy

Maksymalna moc odkurzacza to spore 450 W. Jeśli w pełni ją wykorzystujemy, maksymalny czas pracy skraca się do zaledwie kilkunastu minut. Popadając w skrajności, w trybie eko to już ponad godzina. W trybie automatycznym czas pracy wynosi ok 40 minut. Ogółem odkurzenie podłóg w 60-metrowym mieszkaniu, wraz z zebraniem kurzu z mebli zazwyczaj rozładowuje mi akumulator w 60-70% i wystarcza jeszcze energii na przetarcie podłóg.

Czas ładowania akumulatora do pełna to ok 3,5 godziny.

Czytaj też: Test Xiaomi Handheld Vacuum Cleaner G11. Myślałem, że mam czyste podłogi…

Xiaomi Mi Vacuum Cleaner G10 zbiera mieszane opinie, ale osobiście go polecam

Docierają do mnie głosy od użytkowników Xiaomi Mi Vacuum Cleaner G10 mówiące o problemach z mocą i słabszym działaniem silnika po okresie użytkowania. Być może to kwestia użytkowania, być może konkretnego egzemplarza, ale z niczym podobnym się nie spotkałem. Jedyne oznaki użytkowania to pojawiające się z czasem zarysowania na obudowie i momentami skrzypiące kółka głównej szczotki.

Xiaomi Mi Vacuum Cleaner G10 miał być tylko chwilowym odkurzaczem na czas podróży, a stał się stałym partnerem pracującego u mnie iRobota. Po pół roku użytkowania nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez bezprzewodowego odkurzacza, którym mogę szybko ogarnąć kurz na biurku przed zdjęciami, czy wnętrze samochodu. A przetarte na mokro podłogi to też miła rzecz.