Nie patrz, jeśli kochasz rowery. Ten projekt akumulatora do e-bike jest dziełem szaleńca

Co dzieje się w momencie, kiedy za prototypowanie i wymyślanie bierze się osoba, która zbytnio skupi się na swoim “innowacyjnym pomyśle” i nie przemyśli dokładnie tego, co ten za sobą pociągnie? Świetny tego przykład zobaczycie poniżej, bo patentu doczekał się szalony wręcz akumulator dla e-bike.
Elektryczny rower Ultimate 2023
Elektryczny rower Ultimate 2023

Akumulator dla e-bike rodem z koszmarów. Sens to ma, ale tylko na pierwszy rzut oka

E-bike, czyli rowery elektryczne, różnią się od swoich “zwyczajnych” wariantów obecnością układu napędowego lub wspomagającego (zależnie od wariantu i klasy). W każdym przypadku jest to jednak połączenie silnika elektrycznego, akumulatora oraz kontrolera, który zarządza jednym i drugim, gwarantując bezpośredni napęd lub wsparcie pedałowania. Ich największą wadą jest zwiększona waga, która bierze się przede wszystkim z akumulatora, który zależnie od pojemności i technologii może ważyć nawet kilka kilogramów. Dlatego właśnie magazyny energii w elektrycznych rowerach znajdują się najczęściej bezpośrednio w rurze ramy, stanowiąc integralną jej część.

Czytaj też: Najpierw do pracy, potem na szlak. Turbo Tero X to istny SUV wśród elektrycznych rowerów

Samo umiejscowienie akumulatora wpływa bezpośrednio na zachowanie roweru podczas jazdy, znacząco wpływając na stabilność przez odmienny środek ciężkości. Im ten jest wyżej, tym rower zachowuje się mniej stabilnie… więc może tę właśnie kwestię chciał poprawić autor stojący za najnowszym patentem Cycling Sports Group? Dotyczy on bowiem akumulatorów wbudowanych bezpośrednio w obręcz, a więc znajdujących się z dala od samej osi obrotu i mających kontakt praktycznie z podłożem.

W teorii tego typu pomysł ma sens. Patent dotyczy bowiem napędu elektrycznego wbudowanego bezpośrednio w jeden integralny element roweru, którego można w kilka chwil wymienić na ten tradycyjny (o ile ma się zapasowy zestaw obręczy, opony i kasety). Najwięcej uwagi przykuwają oczywiście same ogniwa akumulatora, które w takiej konfiguracji byłyby ułożone wewnątrz obręczy, tworząc “pierścieniowy pakiet” w formie połączonych ze sobą segmentów.

Czytaj też: Elektryczny i futurystyczny. Motocykl Zero SR-X wygląda jak marzenie

W tym podejściu akumulator zasila zamontowany w piaście elektryczny silnik, uwalniając ramę rowerową od dodatkowych kilogramów oraz rozmiarów, ale to oczywiście nie jedyne zalety tego rozwiązania. To pozwoliłoby dodatkowo zmniejszyć masę i opór aerodynamiczny poprzez wyeliminowanie potrzeby stosowania oddzielnego pakietu akumulatorów i związanego z nim okablowania oraz sprzętu montażowego. W takim podejściu pojemność akumulatorów mogłaby dodatkowo wzrosnąć przez zrobienie użytku z niewykorzystywanej przestrzeni, a obniżenie środka ciężkości poprawiłoby ogólną stabilność.

Problem w tym, że umieszczenie całego systemu w tylnym kole ciągnie za sobą całą masę problemów. Akumulatory swoje ważą, więc umiejscowienie ich w obręczy, której lekkość ceni każdy rowerzysta, zwiększyłoby bezwładność obrotową i masę nieresorowaną, wpływając tym samym bezpośrednio na przyspieszenie i hamowanie. Niestety mowa o wpływie negatywnym, bo cięższą obręcz zarówno trudniej wprawić w ruch, jak i zatrzymać, co zwiększa zużycie hamulców oraz napędu. To jednak tylko wierzchołek góry lodowej potencjalnych problemów.

Czytaj też: Elektryczny rower na paliwo przyszłości. Oto e-bike wyjęty prosto z marzeń ekologów

Montując akumulatory między obręczą a podłożem, narażamy ich ogniwa na znacznie większe obciążenia (wibracje, zwiększoną temperaturę, potencjalne uderzenia), co wymagałoby od producentów stosowania np. systemu blokowania e-bike w momencie, gdyby czujniki w oponie wykryły zbyt niskie ciśnienie. Znacznie skrzywienie obręczy podczas jazdy (np. na wskutek uderzenia) mogłoby też doprowadzić do niebezpiecznych sytuacji, a przynajmniej pozbawić właściciela kilku tysięcy złotych, które należałoby wydać na nowy zestaw. Zwłaszcza że tego typu podejście wymaga stosowania specjalnych opon i obręczy… więc nic dziwnego, że jest obecnie wyłącznie opatentowany i wiele wskazuje na to (m.in. zdrowy rozsądek), że nigdy nie zostanie skomercjalizowany.