Apple zaczyna traktować Polskę poważnie. Pytanie tylko – po co?

Nie przesadzę mówiąc, że przez wiele lat mogliśmy się w czuć, jakby Apple traktował Polskę jak trędowatego, a w każdym razie nie dało się nie zauważyć, że nie jesteśmy dla Giganta z Cupertino istotnym rynkiem. W tym roku jednak coś się zmienia – Apple w Polsce zaczyna działać jak normalna firma, a to może być dopiero początek.
Apple
Apple

Pamiętacie jeszcze niesławne kolejki po iPhone’y i pielgrzymki do Drezna, w które udawali się polscy przedstawiciele branży technologicznej i entuzjaści, by zdobyć nowy smartfon w dniu premiery? Ja pamiętam doskonale, bo nie było to znowuż tak dawno; jeszcze 6-7 lat temu nie było innego sposobu na kupno iPhone’a na premierę, jak wyjazd za naszą zachodnią granicę. Pamiętam też doskonale, jak pracując w elektromarkecie blisko dekadę temu produkty Apple’a zawsze były traktowane w sposób odmienny od reszty, bo obejmowała je zupełnie inna dystrybucja, inne kanały serwisowe i zupełnie inne podejście w kontaktach stricte biznesowych „po drugiej stronie”.

Dziś może się wydawać, że produkty Apple’a są w Polsce normalnie dostępne i jesteśmy traktowani jak każdy inny rynek, ale to nieprawda. Owszem, sprzęty możemy kupić i mamy dostęp do znakomitej większości usług firmy (choć nie do wszystkich), ale dotąd Apple nie miał w Polsce dwóch rzeczy:

  • oficjalnej dystrybucji poza Apple.pl
  • machiny marketingowej

I o ile w Polsce nie stoi jeszcze żaden oficjalny Apple Store, a co najwyżej jego kopie-namiastki, tak machina marketingowa właśnie wystartowała.

Apple Polska na YouTubie. Czuć wiatr zmian

Wiatr zmian dało się poczuć już w zeszłym roku; uważni obserwatorzy branży z pewnością zauważyli, że nagle w Polskich mediach technologicznych zaczęło się pojawiać więcej sprzętów Apple’a i zaczęły się one pojawiać na premierę, a nie na długo po niej. Stało się tak dlatego, że Apple po raz pierwszy otworzył się na współpracę z polskimi przedstawicielami mediów, czego dotąd nie było – jak wspominałem wyżej, kto chciał mieć iPhone’a w dniu premiery, musiał jechać po niego do Drezna, lub (później) koczować pod sklepem partnerskim, by kupić go jak najwcześniej. O dostępie przedpremierowym nie było mowy.

Dla nas, przedstawicieli branży, to oczywiście niesamowite ułatwienie pracy. Dla przeciętnego konsumenta jednak jest to sygnał innego typu – oto Apple zaczyna dbać o należytą promocję swoich produktów w Polsce, czego nigdy dotąd nie robił. Jeśli widzieliście gdzieś w Polsce reklamę Apple’a, to zwykle były to reklamy sklepów partnerskich, a nie samego Giganta z Cupertino. Dopiero w ubiegłym roku Apple zaczął zaznaczać swoją obecność medialną, a teraz stawia drugi krok – wchodzi na polski YouTube.

Apple właśnie odpalił swój oficjalny kanał „Apple Polska”. Hurtem zawitało na nim 9 filmów, które znamy już z obcojęzycznych kanałów Apple’a, tyle że tym razem są one dostępne w naszym rodzimym języku, choć… póki co w formie napisów, a nie pełnego spolszczenia.

Apple Polska na YouTube

Nie byłbym jednak zaskoczony, gdyby przy okazji kolejnych premier produktowych zaczęły się pojawiać w pełni spolszczone klipy promocyjne, podobnie jak nie byłbym zdziwiony, gdyby te klipy zaczęły pojawiać się częściej w telewizji czy radiu.

Innymi słowy: Apple odpala w Polsce machinę marketingową, której dotąd nie było. A trzeba wiedzieć, że machina marketingowa Apple’a jest najlepszą z najlepszych. Gigant z Cupertino robi marketing jak żadna inna firma. Podczas gdy większość konkurencji stawia na strategię „więcej znaczy lepiej”, bombardując nas reklamami z każdego zakamarka, że aż strach otworzyć lodówkę, Apple robi to w sposób znacznie bardziej przemyślany. Reklamy są bardziej subtelne, podobnie jak lokowania produktu, chociażby w filmach. Nigdy nie zdarza się, by produkt Apple’a był w jakimś filmie czy serialu ulokowany w sposób nachalny, jak np. dramatycznie słabe lokowania w serialu Rodzinka.pl. Jeśli na ekranie pojawia się nadgryzione jabłko, to zawsze dzieje się to w sposób naturalny, spleciony z fabułą, lub zaakcentowany odpowiednim kadrowaniem i grą kamery.

Nie bez powodu złośliwi mówią, że Apple nie ma „klientów”, tylko „wyznawców”. Firma bardzo ciężko zapracowała sobie na to, by do tego stopnia rozpalić swoich użytkowników, a skoro zdobyła ich w Polsce tak wielu bez swojej (nie)tajnej broni, to aż strach pomyśleć, co będzie, gdy Apple odpali u nas wszystkie marketingowe działa.

Pozostaje tylko jedno pytanie: po co Apple reklamuje się w Polsce?

I tu wkraczam w sferę domysłów i hipotez; odkurzam kryształową kulę, patrzę w herbaciane fusy i wyciągam wnioski, które mogą być totalnie błędne, ale spróbuję – otóż mam teorię, iż Apple w końcu przestał nas uważać za kraj trzeciego świata i zamierza zacząć na nas zarabiać poważne pieniądze.

Nie wiem, dlaczego tak się stało. Czy to mediana naszych zarobków w końcu dobiła do poziomu, po którym tabelki w Cupertino zapaliły się na zielono? Czy może iPhone osiągnął dostatecznie wysoki procentowy udział w rynku, by opłacało się zaangażować więcej sił i środków? Pojęcia nie mam. Pozostaje jednak faktem, że Apple nie odpala machiny marketingowej z dobroci serca, a po to, aby zarobić i przyciągnąć nowych klientów… no właśnie: do czego?

Moja najbardziej szalona hipoteza jest taka, że w niedalekiej przyszłości czekają nas dwie premiery: polskiej Siri oraz polskiego Apple Store.

Polska Siri to nie tylko domysły – w 2020 roku. Apple rozpoczął kompletowanie zespołu w Warszawie, odpowiedzialnego właśnie za stworzenie polskiej wersji asystenta głosowego. Mogę się tylko domyślać, że wybuch pandemii wsunął Apple’owi kij w szprychy i przesunął wszystkie plany, ale nie wierzę, by Gigant całkowicie te plany porzucił.

Polska Siri to nie tylko dostęp do asystenta głosowego na telefonach, tabletach i komputerach. To także otwarcie Polski na rynek Homepodów i innych akcesoriów smart home. To możliwość zaoferowania najtańszego progu subskrypcji Apple Music Voice, sterowanego głosowo z poziomu głośników. To – tu kolejny domysł – kolejny rynek, któremu w nieodległej perspektywie będzie można zaoferować asystenta głosowego opartego o konwersacyjną sztuczną inteligencję pokroju ChatGPT, nad którym Apple podobno od dłuższego czasu pracuje.

Teoria o polskim Apple Store ma nieco mniejsze ugruntowanie w rzeczywistości, ale mam przekonanie graniczące z pewnością, że firma nie odpalałaby marketingowych dział, gdyby nie chciała ludzi dokądś skierować. A konkretnie: do swojego własnego sklepu, Apple Store z prawdziwego zdarzenia, z Genius Barem i laptopami otwieranymi pod konkretnym kątem, jak Steve Jobs przykazał. Może się wydawać, że polscy resellerzy oferują doznania podobne do Apple Store, ale kto choć raz był w prawdziwej „świątyni nadgryzionego jabłka” ten wie, jak odmienne jest to doświadczenie. Byłbym bardzo zdziwiony, gdyby planem Apple’a – przynajmniej w dalszej perspektywie czasu – nie było otworzenie przynajmniej jednej takiej „świątyni”, a może i całej sieci w większych miastach.

Oczywiście to tylko hipotezy, które nie muszą znaleźć odzwierciedlenia w rzeczywistości. Po coś jednak Apple wydaje u nas pieniądze na marketing, a cel marketingu zawsze jest ten sam: zarobić więcej. Na szczęście w przypadku Apple’a chęć większego zarobku oznacza też, że firma będzie jeszcze bardziej dbać o swoich klientów. Polska Siri jest w przygotowaniu. Mapy Apple’a niebawem zaczną u nas działać tak, jak działają w innych krajach. Apple odpala kanał YouTube. Nie da się nie zauważyć, że coś się dzieje, a nic nie dzieje się bez przyczyny.