Test Canon EOS R3 – duży, skomplikowany i bardzo pożądany. Już wiem, dlaczego

Dla jednych to aparat ostateczny. Dla innych sprzęt z kompletnie innej planety, który trudno obsłużyć. W moich oczach Canon EOS R3 wypadł… zupełnie inaczej niż się spodziewałem.
Test Canon EOS R3 – duży, skomplikowany i bardzo pożądany. Już wiem, dlaczego

Kupując EOS-a R3 czeka Cię wymiana… plecaka

Canon EOS R3 to jeden z niewielu dostępnych na rynku aparatów o tak, dla niektórych, nietypowym kształcie. Aparat jest kwadratowy, co wynika z umożliwienia fotografowania nim w pionie i w poziomie. Obudowa jest zaprojektowana tak, abyśmy w obu układach mieli dostęp do takich samych przycisków. Tego typu aparatów jest niewiele. Z modeli nowych to praktycznie tylko Nikon Z9, ale mamy też Olympusa OM-D E-M1X czy starszego Canona EOS 1D. W przypadku innych aparatów taki kształt uzyskamy po dokupieniu dodatkowego gripu, zazwyczaj oferującego powiększony akumulator.

Do ergonomii takiego rozwiązania zaraz przejdziemy, ale zostańmy na moment przy samej konstrukcji. Choć EOS R3 waży sporo jak na aparat bezlusterkowy, bo z kartą pamięci i akumulatorem to aż 1015 gramów, wydaje się zaskakująco lekki. Wynika to z tego, że ta masa bardzo dobrze pasuje do wymiarów obudowy. Konstrukcja jest wykonana ze stopów magnezu oraz nie mogło tu zabraknąć odporności na czynniki zewnętrzne.

Wymiary EOS-a R3 potrafią być problemem. Szczególnie jeśli używamy go, a zakładam, że większość użytkowników tak właśnie zrobi, z dobrymi obiektywami RF. Na co dzień używam plecaka Vanguard Veo Adaptor, który uważam za bardzo pakowny. Zmieszczenie w nim EOS-a R3 i obiektywów RF 85 mm f/1.2, RF 28-70 mm f/2 oraz EF 70-200 II okazało się karkołomne. Kończyło się to trzaskiem zamków i dopychaniem kolanem. Nie ukrywam, że powrót do Sony A7 III był pod względem praktyczności przechowywania naprawdę miłym przeżyciem. Dlatego jeśli planujecie zakup R3, miejcie na uwadze, że do listy zakupów warto dodać większy plecak lub torbę.

Budowa EOS-a R3 jest ciekawa pod względem… stawiania aparatu. Praktycznie nie da się postawić aparatu z podpiętym obiektywem, bo ten będzie go przeważać. Jedyną możliwością prostego postawienia aparatu jest ustawienie go na lewym boku. Ot taka ciekawostka.

Czytaj też: Test TTArtisan Tilt 50 mm f/1.4 – bez wychyłu nie miałby sensu

Canon EOS R3 to prawie mistrz ergonomii. O ile go dobrze skonfigurujemy

Mnogość przycisków EOS-a R3 potrafi przytłoczyć nawet wprawionego użytkownika aparatu fotograficznego. Jest ich dużo, są rozrzucone po całej obudowie, ale potrafią się odwdzięczyć świetną ergonomią użytkowania. Najpierw jednak musimy to wszystko odpowiednio skonfigurować, co trzeba przyznać, jest niemałą sztuką.

Wynika to z tego, że opcji personalizacji jest bardzo dużo i to tylko potwierdza fakt, że jest to sprzęt dla zaawansowanych użytkowników. Trzeba zwyczajnie wiedzieć, co ustawiamy i jakie opcje będą nam przydatne. Zrobiłem błąd i nie przywróciłem ustawień fabrycznych na starcie użytkowania i poprzedni użytkownik przypisał skrót do włączania sterowania autofocusu okiem do przycisku OK. Funkcję włączyłem przypadkiem w środku zlecenia i za nic nie mogłem tego wyłączyć. W wyłączeniu jej pomogło dopiero wrzucenie sterowania okiem do Menu szybkiego wyboru i wyłączenie jej w tym miejscu. Co się naklikałem to moje.

Dlatego też personalizacja to klucz do wygodnego korzystania z EOS-a R3. Jeśli zrobimy to dobrze, odwdzięczy się świetną ergonomią użytkowania dostępnych przycisków i pokręteł. Nieco dyskusyjną kwestią jest ogół korzystania z aparatu. Grip mógłby być nieco bardziej wystający. Jak na tak duży aparat jest on nieco zbyt płytki. Sytuację ratuje świetne, gumowane wykończenie, ale bez paska wokół nadgarstka czasem czułem się nie do końca pewnie ze swoim chwytem. A dłonie mam dosyć normalnej wielkości, nie są zbyt małe.

Fotografowanie jedną ręką to wręcz abstrakcja. Zdarzyła mi się ekstremalna sytuacja, kiedy siedząc w klatce Faradaya (nie pytajcie) o kształcie leżącego poziomo ostrosłupa o wysokości niewiele ponad metra musiałem siedząc płasko na ziemi w jednej ręce trzymać lampę, w drugiej aparat przy oku i przyznaję, było to spore wyzwanie. EOS R3 to zdecydowanie nie jest sprzęt do takiej zabawy.

Kwestią gustu i preferencji jest fotografowanie w pionie. Pod względem rozkładu przycisków jest wzorowo, w końcu mamy tu ten sam zestaw co w poziomie, grip wygląda identycznie, ale w tym układzie wizjer jest umieszczony nieco zbyt nisko. Wielu osobom na pewno to będzie pasować, osobiście wolałbym mieć go nieco wyżej. Co pewnie zaburzyłoby wygodę korzystania z niego w poziomie więc… coś za coś.

Pozostając w temacie ergonomii, nie można nie docenić obracanego ekranu. Ma on przekątną 3,2 cala i rozdzielczość 4,15 mln punktów. Obraz jest świetnej jakości, czytelny w każdych warunkach i praktycznie cała obsługa aparatu może odbywać się za pomocą dotyku. Przyczepić się można tylko do tego, że na tle rozmiaru obudowy ekran wygląda na malutki, ale jest to kwestia przyzwyczajenia.

Czytaj też: Fotograficzna recenzja Canon EOS R6 Mark II. Gdyby nie jeden szczegół, biłby rekordy sprzedaży

Wizjer pozwala sterować autofocusem przy pomocy oka. Tam muszą siedzieć jakieś krasnoludki!

Wizjer EOS-a R3 jest wręcz wyjęty z innej planety i to pod wieloma względami. Przede wszystkim jest ogromny. Ma 100% pokrycie kadru, rozdzielczość 5,76 mln punktów, powiększenie ok 0,76x oraz odświeżanie obrazu na poziomie 60 lub 120 Hz. Dodając do tego symulację wizjera optycznego mamy w zasadzie pełen pakiet możliwości. Jakość i płynność obrazu są wzorowe i to zwyczajnie jeden z tych elementów, po korzystaniu z którego inne aparaty nie będą już wyglądać tak samo. Czegoś będzie im brakować.

Bardzo ciekawą funkcją jest Eye Control, czyli sterowanie autofocusem przy pomocy oka. Nie jest to nowość, Canon miał już podobne rozwiązanie w modelu 50E. Korzystanie z funkcji wymaga czasu, kalibracji i skupienia. Czasu potrzebnego właśnie na kalibrację. Jeśli zrobimy ją prawidłowo i dokładnie, ustawienie ostrości przy pomocy oka działa bardzo sprawnie. Wymaga to dużo praktyki i przyzwyczajenia. Nie ukrywam, w trakcie niecałych dwóch tygodni testu trochę mi tego czasu zabrakło, ale dało się zauważyć, że nie jest to tylko dodatkowy bajer, a użyteczna funkcja. Zasada działania jest prosta – ostrość jest ustawiana w tym miejscu kadru, w które patrzymy. Na ekranie jest to widoczne w formie okrągłego wskaźnika. W trakcie korzystania z Eye Control możemy zablokować ostrość na obiekcie, aktywując ciągły autofocus, wstrzymując jednocześnie podążanie za okiem. Funkcja wymaga sporo skupienia, bo wystarczy chwila rozproszenia i punkt ostrości ucieka wraz z naszym wzrokiem. Ma to swoje zalety, bo jest swego rodzaju lekcją, pozwalającą wyrobić odpowiednie skupienie na fotografowaniu. Celność ostrzenia jest zaskakująco dobra, ale przy mniejszych obiektach trzeba sobie pomóc doprecyzowaniem za pomocą dżojstika. Ogółem jest to na pewno coś innego i ma w sobie ten element magii obecny w nowych technologiach.

Czytaj też: Recenzja Sigma C 100-400 mm f/5-6.3 DG DN OS Sony E – recepta na bezkrwawe polowanie

Oko nie nadąży. Ręka nie nadąży. A autofocus EOS-a R3 tak!

Wszystkie niebieskie przyciski na obudowie są podświetlane

Jeśli miałbym wskazać główną grupę odbiorców EOS-a R3 byliby to fotografowie przyrodniczy i sportowi. Ze względu na szybkość, celność i sprawność śledzenie autofocusu oraz zdjęcia seryjne. W tych aspektach flagowy aparat Canona jest wybitny.

Zaczynając od teorii, do dyspozycji mamy matrycę Dual Pixel CMOS AF II i 4779 punktów autofocusa pokrywających 100% kadru. Autofocus działa wzorowo. Jest to najlepszy system w aparatach Canona? Powiedziałbym, że to trochę kwestią preferencji. Na pewno czuć wyraźną różnicę względem EOS-a R5, czy R6. Akurat tuż przed R3 miałem do dyspozycji właśnie R6 i różnica była mocno odczuwalna. Natomiast czy R3 ma lepszy autofocus niż R6 II? To zależy.

Zaryzykuję stwierdzenie, że przy fotografowaniu niektórych statycznych obiektów wygodniej korzystało mi się właśnie z R6 II. Szczególnie przy fotografowaniu samochodów. Nie jest to jednak duża różnica. Za to EOS R3 wygrywa pod względem śledzenia obiektów. Autofocus dosłownie się do nich przykleja i w przypadku przejeżdżających aut czy lecących ptaków, zdarzało mi się, że oko lub obraz na ekranie nie nadążało, ale aparat i tak był w stanie wykonać w tym czasie ostre zdjęcie. Nie bez znaczenia jest tutaj 5-osiowa stabilizacja obrazu, której deklarowana skuteczność sięga 8 EV (z obiektywami RF).

Przy śledzeniu obiektów mamy do dyspozycji zdjęcia seryjne z prędkością aż 30 klatek na sekundę (z migawką elektroniczną i 12 z mechaniczną). Bufor w tym przypadku wynosi 150 zdjęć RAW lub 540 w JPEG. Szybkość zapisu zdjęć jest przy tym bardzo dobra, oczywiście do zapchania buforu. Tutaj warto dodać, że ani razu nie miałem problemów ze spowolnionym działaniem aparatu, cały czas wszystko działało idealnie.

Na koniec tej części dodajmy, że Canon EOS R3 ma kilka trybów wykrywania obiektów. Możemy wybrać ludzi, zwierzęta lub pojazdy, a także dodać do tego wykrywanie oka. Również w przypadku zwierząt.

Czytaj też: Recenzja Canon PowerShot G7X Mark III. Najlepszy aparat, który zawsze masz ze sobą, nie musi być smartfonem

Jak fotografuje się EOS-em R3? Zbyt łatwo

Może trochę przesadzam, bo w przypadku osób całkowicie początkujących obsługa EOS-a R3 może przysporzyć nieco problemów, ale ograniczając się do samego spustu migawki, tym aparatem trudno jest zrobić złe zdjęcie. Nawet jeśli takie się zdarzy, to podczas edycji bardzo łatwo można je uratować.

Omówiliśmy już kwestię autofocusu, który działa bardzo dobrze nawet w trudnych warunkach. Istotnym elementem ułatwiającym fotografowanie jest czułość matrycy. Decydując się na automatyczne ustawienia, nie kojarzę drugiego aparatu tak łagodnie dobierającego wartość ISO. Tam, gdzie inne aparaty stwierdzają, że łolaboga tu trzeba dać ISO 6400, EOS R3 mówi 1600. W sytuacjach, w których potrzebujecie skupić się na szybkim fotografowaniu i nie chcecie sobie zaprzątać głowy dobieraniem kolejnego parametru zdjęć, w tym przypadku można w pełni zaufać aparatowi. Pozostając w temacie ISO, poziom szumów do ISO 6400 jest znikomy, a nawet i przy ISO 12800 nie wymaga drastycznego prasownia zdjęcia. Obok tego mamy bardzo dobrze działający automatyczny balans bieli, który radzi sobie w zdecydowanej większości przypadków.

EOS R3 to prawdziwa bestia w rękach zawodowca, ale jako osoba bardziej średnio niż zaawansowana, mając okazję obcować z takim sprzętem, zawsze szukam okazji do tego, aby czegoś się dzięki niemu nauczyć. Nauka na słabszym aparacie nie zawsze jest skuteczna, bo niepowodzenia potrafią szybko zniechęcić. Dzięki temu, że EOS R3 bardzo dużo wybacza, mogłem bez stresu eksperymentować, wiedząc że nawet jeśli będą jakieś niedociągnięcia, to z szalenie plastycznych, 14-bitowych plików RAW będę mógł i tak dużo wyciągnąć.

W ten oto sposób wyraźnie poprawiłem swoje umiejętności w dwóch kwestiach. Do tej pory niepewnie czułem się w korzystaniu z trybu w pełni manualnego i EOS R3 sporo mi w tej kwestii pomógł, właśnie dzięki możliwości łatwej obróbki RAW-ów. Jeśli źle dobrałem wartość ISO, głównie zbyt niską, bez problemu mogłem ten błąd naprawić w trakcie edycji, ale wiedziałem, co robię nie tak. Drugą kwestią było fotografowanie jadących samochodów. W Sony A7 III nie mam tak dobrego śledzenia obiektów, ale dzięki możliwościom EOS-a R3 nie musiałem się przejmować skutecznością autofocusu, a byłem w stanie nauczyć się odpowiedniego doboru parametrów zdjęć. Teraz łatwiej będzie mi to przełożyć na inny aparat.

Omawiając praktyczne aspekty fotografowania EOS-em R3 nie można pominąć kwestii ogromnego akumulatora. Ma on pojemność 2700 mAh, a w zestawie znajdziemy ogromną ładowarkę pozwalającą ładować dwa ogniwa jednocześnie. Czas ładowania do pełna to 170 minut, a akumulator w teorii wystarcza na wykonanie 620 zdjęć z wykorzystaniem wizjera i 860 przy użyciu ekranu. W praktyce, w trybie mieszanym można bez większego problemu zbliżyć się do 1000 zdjęć na pojedynczym ładowaniu.

Zdjęcia przykładowe z EOS-a R3:

Czytaj też: Tamron 35-150mm f/2-2.8 Di III VXD – czy to faktycznie może być jedyny obiektyw do wszystkiego?

Canon EOS R3 to nie jest aparat dla każdego, ale prawie każdy chciałby go mieć

Za nami w zasadzie tylko wycinek głównych możliwości, jakie daje Canon EOS R3. Bez problemu można by napisać drugie tyle o dostępnych trybach łączności (a mamy tu Bluetooth, Wi-Fi, micro HDMI, gniazdo Ethernet, czy wbudowany GPS), czy działaniu elektronicznej gorącej stopki. O mnogości opcji w trybie filmowania nie wspominając.

Możliwości EOS-a R3 to marzenie każdej osoby zajmującej się fotografią. Bez względu na to, czy mówimy o fotografowaniu amatorskim, czy zawodowym. To pod wieloma względami aparat ostateczny. Pod względem działania autofocusu, zdjęć seryjnych lub plastyczności plików RAW. Na pewno nie jest to aparat dla osób początkujących. Jeśli masz nieograniczony budżet na aparat, ale nie do końca wiesz, jak go obsługiwać, mnogość przycisków i możliwości personalizacji EOS-a E3 szybko Cię pokona. Choć nawet i osoby zaawansowane mogą się przez chwilę poczuć nieco przytłoczone. Szczególnie wymiarami aparatu i nie zdziwię się, jeśli po zakupie wiele osób stwierdzi, że potrzebuje nowego plecaka.

Canon EOS R3 to genialny aparat i świetne narzędzie pracy. Nie wydaje mi się, żeby był to sprzęt wymagający dodatkowej rekomendacji, ale jeśli komuś to pomoże to tak, zdecydowanie polecam, a osobom, które mogą sobie na niego pozwolić szczerze zazdroszczę.