8000 klientów rzuciło się na klawiaturę za 1600 zł. Nic dziwnego, bo Flux może zachwycić

Klawiatury są nudne. Do takiego wniosku posunęła mnie moja kilkuletnia przygoda ich testera, w której to mile wspominam tak naprawdę ledwie kilka modeli. Klawiatura Flux dołączyłaby do tego grona z całą pewnością i to nie z jednego, a z dwóch ważnych powodów.
8000 klientów rzuciło się na klawiaturę za 1600 zł. Nic dziwnego, bo Flux może zachwycić

1600 złotych za klawiaturę z ekranem i przełącznikami magnetycznymi. Czy to za dużo? Spytajcie ponad 8000 klientów

Flux Keyboard to wyjątkowa klawiatura, która zdołała zrobić niemałą furorę, choć nie trafiła jeszcze nawet na rynek. Wszystko przez innowacyjne połączenie, obejmujące zarówno ekran dotykowy, jak i nietypowe przełączniki, co wymusiło na producencie m.in. zapewnienie klawiaturze 8 GB pamięci masowej do przechowywania ulubionych ustawień. Jako że jej projekt jest całkowicie przezroczysty, co dotyczy zarówno górnego panelu obudowy, jak i nakładek na klawisze, umożliwia to nie tylko dobranie tła klawiatury, ale też tego, co wyświetla się na każdym niskoprofilowym klawiszu. Mało? Producent postarał się nawet o kilka dowolnie wymienialnych modułów na górnej części wierzchniego panelu, które mają zwiększać produktywność użytkownika.

Czytaj też: Test Endorfy Thock 75%. Mała, skromna i idealna klawiatura mechaniczna

Osobiście nie przekonuje mnie za bardzo pomysł dodatkowego ekranu pod palcami, ale ten sam w sobie jest imponujący, jako że bazuje na matrycy IPS o rozdzielczości powszechnych ciągle monitorów, bo Full HD. Innymi więc słowy, z Flux Keyboard zapewniamy sobie tak naprawdę dodatkowy monitor i choć możemy wyświetlać na nim wyłącznie predefiniowane tła, to i tak można uczynić z tego nie tylko wizualny, ale też użyteczny bajer. Jak? Przykładowo wyświetlając na niej mapę aktualnej gry, poradnik dla poszczególnych ruchów czy nawet zestaw komend w oprogramowaniu, w którym w danym momencie pracujemy. Można więc uczynić z tego ekranu coś rzeczywiście sensownego i przydatnego, ale mnie znacznie bardziej interesują przyciski, bo producent postawił w ich projekcie na magnetyzm.

Czytaj też: Patrzę na nią i zżera mnie zazdrość. Mechaniczna klawiatura OnePlusa kusi, ale mamy dla was alternatywę

W tradycyjnych przełącznikach mechanicznych schemat działania jest prosty i opiera się na wypychającej klawisz sprężynce i metalowych stykach. Ich połączenie przy każdym kliku generuje stosowny sygnał elektryczny odbierany przez komputer, który przekłada się na odpowiednią reakcję. W przypadku klawiatury Flux zamiast tradycyjnych sprężyn wykorzystano magnetyzm, pozwalając oddziaływać na siebie łącznie trzem magnesom przy każdym wciśnięciu klawisza. Wspomnianą rolę styków zastępuje z kolei regulowany czujnik Halla, a odbijanie sprężynki realizuje dodatkowy magnes, co pozwala użytkownikowi cieszyć się nie tylko niskim tarciem, ale też regulować poziom aktywacji oraz ogólnej responsywności. Jesli nie w oprogramowaniu, to np. plastikowymi nakładkami, które wkłada się między magnesy.

Czytaj też: Szukacie nowej klawiatury gamingowej? Asus ma dla was coś specjalnego

Aktualnie Flux Keyboard nie jest do kupienia, a jedynie do zarezerwowania w kampanii na Kickstarterze. Patrząc jednak na to, że jej twórcy zapewnili sobie grubo ponad 8000 chętnych i całe 5,4 miliona dolarów australijskich wpłat z wymaganych 200 tysięcy, mało prawdopodobne jest to, aby nie zdołali dociągnąć projektu do końca. Trochę jednak na tę klawiaturę poczekamy, bo pierwsze dostawy mają zostać zrealizowane do dowolnego zakątka świata w styczniu 2024 roku. Aktualnie najniższa cena wynosi 570 dolarów australijskich, czyli prawie 1600 zł za cały pakiet, obejmujący trzy zestawy przycisków o m.in. charakterystyce liniowej i tactile. Po kampanii cena ta wzrośnie o kolejne 200 złotych.