Astronomowie właśnie rozwiązali zagadkę kosmicznych dziwolągów. My też kiedyś będziemy kwazarem

Przez długi czas były uważane za zwykłe gwiazdy dostrzegalne na niebie za pomocą teleskopów. Pierwsze z nich odkryto w XIX wieku, aczkolwiek nie zwróciły szczególnej uwagi naukowców. Dopiero w połowie XX wieku zauważono za pomocą pierwszych radioteleskopów, że emitują wyraźny sygnał radiowy. Przełom przyszedł dopiero w 1963 roku kiedy astronomowie wykonali pierwsze widmo kwazaru. Okazało się wtedy, ku zdumieniu astronomów, że jest ono bardzo wyraźnie przesunięte ku czerwieni. To z kolei oznaczało, że obiekty tego typu znajdują się dalej niż ktokolwiek się spodziewał. Problem w tym, że z tak ogromnych odległości nikt nigdy nie dostrzegłby pojedynczej gwiazdy. Okazało się, że kwazary to nie gwiazdy, a niezwykle jasne centra bardzo aktywnych galaktyk, które emitują tyle promieniowania ile przeciętna galaktyka. Do teraz nie było jednak wiadomo, w jaki sposób takie obiekty powstają.
kwazar

ESO/M. Kornmesser

Od ponad pięćdziesięciu lat astronomowie próbowali zrozumieć w jaki sposób centrum zwykłej galaktyki, o rozmiarach zbliżonych do rozmiarów Układu Słonecznego jest w stanie tak bardzo się rozświetlić, że są one widoczne w odległościach kosmologicznych rzędu wielu miliardów lat świetlnych. W tym czasie pojawiały się liczne wyjaśnienia, ale potwierdzenie któregokolwiek z nich wciąż było trudne.

Swoją drogą, warto zapamiętać, że nazwa „kwazar” pochodzi właśnie z początkowego niezrozumienia natury obserwowanych obiektów tego typu. Skoro uważano, że są to gwiazdy, a później okazało się, że jest to tylko obiekt na niebie wyglądający jak gwiazda, to nazwano go obiektem gwiazdopodobnym, z angielskiego quasi-stellar object. Stąd i nazwa kwazar, od pierwszego członu „kwazi”.

Skąd się bierze kwazar?

Początkowo astronomowie podejrzewali, że za blask kwazarów odpowiada gaz opadający na supermasywną czarną dziurę. Materia tego typu opadając w kierunku masywnego obiektu, opada na niego po spirali, tworzy dysk akrecyjny w jego bezpośrednim otoczeniu i rozgrzewa się do niewyobrażalnych temperatur, przez co jej jasność bardzo rośnie jeszcze zanim owa materia opadnie za tak zwany horyzont zdarzeń, skąd już żadne promieniowanie nie może się dostać.

Problem z tym wyjaśnieniem polega jednak na tym, że większość normalnych galaktyk posiada w swoim centrum supermasywną czarną dziurę. Więcej, w wielu przypadkach owa supermasywna czarna dziura pochłania opadającą na nią materię, a mimo to kwazarów jest znacznie mniej niż takich galaktyk aktywnych.

W najnowszym artykule naukowym opublikowanym w periodyku Monthly Notices of the Royal Astronomical Society, naukowcy w końcu opublikowali przejrzyste wyjaśnienie pochodzenia kwazarów. Jakież było ich zdziwienie, że także w przyszłości Drogi Mlecznej jest etap kwazaru.

W swojej pracy naukowcy przyjrzeli się zewnętrznym rejonom 48 galaktyk, które w swoim centrum posiadają kwazar, a następnie porównali wyniki tych obserwacji z zewnętrznymi rejonami 100 galaktyk, które takiego kwazaru nie posiadają. Okazało się, że w niemal 70 proc. przypadków galaktyki posiadają kwazary w centrum są zniekształcone. Wskazuje to wyraźnie na to, że właśnie te galaktyki w nieodległej przeszłości otarły się lub zderzyły się, lub w końcu całkowicie połączyły się z innymi masywnymi galaktykami.

Czytaj także: Obserwowali odległy kwazar. Jego obraz dotarł w „częściach” i z 7-letnim opóźnieniem

Okazało się, że oddziaływania grawitacyjne z przelatującą galaktyką powodują opadanie ogromnych ilości gazu na supermasywną czarną dziurę. Naukowcy szacują, że w takim przypadku za horyzont zdarzeń wpada nawet 0,2 masy Słońca rocznie. W normalnej galaktyce taka ilość gazu krążyłaby bezpiecznie wokół czarnej dziury i na całkowite opadnięcie za horyzont zdarzeń potrzebowałaby co najmniej miliona lat. To właśnie ta ogromna dawka gazu sprawia, że otoczenie supermasywnej czarnej dziury świeci tak intensywnie.

Co ciekawe, stan ten jest przejściowy. Intensywne promieniowanie kwazara rozwiewa nadmiar gazu nie tylko z bezpośredniego otoczenia, ale może wywiać cały gaz z galaktyki, powodując zatrzymanie wszelkich procesów gwiazdotwórczych przynajmniej czasu, kiedy gaz ponownie się w niej pojawi.

Tutaj pojawia się wzmianka o Drodze Mlecznej

Od lat naukowcy wiedzą, że w kierunku naszej spokojnej galaktyki zmierza Galaktyka Andromedy. Na razie odległość między nami wynosi ponad 2 miliony lat świetlnych, ale z każdą chwilą się ona zmniejsza. Za około pięć miliardów lat Galaktyka Andromedy zderzy się z naszą galaktyką. Także i wtedy dojdzie do poważnych zaburzeń w ruchu gazu we wnętrzu naszej galaktyki. Co więcej, badania wskazują, że już na początku procesu łączenia galaktyk ruch gazu jest zaburzany i większa jego ilość opada w kierunku centrum galaktyki powodując powstanie kwazaru. Wychodzi zatem na to, że naszą galaktykę czeka jeszcze faza intensywnego blasku. Także i my z odległej przestrzeni kosmicznej przez jakiś czas będziemy kwazarem.

Czytaj także: Voyager 1 potrzebowała 35 lat na wejście w przestrzeń międzygwiezdną. Ten napęd umożliwi dokonanie tego samego w 5 lat

Co więcej, kiedy do tego dojdzie, Słońce nadal będzie świeciło, choć będzie powoli się powiększało przechodząc w fazę czerwonego olbrzyma, a wokół niego wciąż będzie krążyła Ziemia. Ludzi już wtedy raczej nie będzie, a nawet jeżeli będą to ewolucja zmieni ich do tego czasu nie do poznania. Co ciekawe, wszystko wskazuje na to, że sondy Voyager 1 i Voyager 2 wystrzelone z Ziemi w 1977 roku wciąż będą przemierzały przestrzeń międzygwiezdną. Aż szkoda, że ich kamery nie będą już działały od miliardów lat. Z drugiej strony, i tak nie miałby kto odebrać tych zdjęć. Chyba.