Mroczna strona wydobycia litu. Przez nasze akumulatory cierpieć będą i ludzie, i natura

Boliwia posiada trzecie największe złoża litu na świecie, które dopiero zaczną być wydobywane na masową skalę. Wydawałoby się, że kopalnie na terenach wysokogórskich i pustynnych nie będą miały żadnego wpływu na lokalną społeczność. Nic bardziej błędnego. Gdzie dla rdzennej ludności natura jest najwyższym bóstwem, tam dla zachodnich gospodarek bogiem jest pieniądz.
Złoża litu na Salar de Uyuni

Złoża litu na Salar de Uyuni

Akumulatory litowo-jonowe nie schodzą ze szczytów popularności, przede wszystkimvw branży motoryzacyjnej (i nie tylko). Samochody elektryczne bez nich nie są w stanie funkcjonować, lecz do budowy samochodowych baterii potrzeba surowca.

Czytaj też: Ciemna strona elektryfikacji. Zielony ład pozbawi „zieleni” pół świata, ale nikt o tym nie mówi

Lit jako pierwiastek jest najlżejszym z metali, znajduje się w pierwszej grupie i drugim okresie. Jest on wysoce reaktywny i palny, wobec czego nie spotkamy go praktycznie nigdzie w przyrodzie w formie pierwiastkowej, a jako element w związkach chemicznych. Popyt na lit rośnie, a skąd go można wydobywać? Lit w przeciwieństwie do węgla, ropy naftowej czy gazu nie jest surowcem organicznym, powstałym w wyniku przeobrażenia materii zwierzęcej lub roślinnej. Znajdziemy go raczej w miejscach, gdzie za wiele życia dzisiaj nie ma, czyli na pustyniach.

Lit pokryty warstwą tlenków / źródło: Wikimedia Commons, CC-BY-3.0

Lit jako białe złoto w branży motoryzacyjnej

Nie mowa o Saharze, a o zimnych, niemal wyludnionych obszarach wysokogórskich w Andach. Chile, Argentyna i Boliwia (w takiej kolejności) posiadają największe złoża litu na świecie. Znajdują się one w większości na terenie jezior solankowych. O ile dwa pierwsze kraje już korzystają ze złóż „białego złota”, to Boliwia dopiero przymierza się do eksploatacji. Kopalnie będą zlokalizowane w nie byle jakim miejscu, bo w okolicach Salar de Uyuni, czyli największego solniska na świecie.

Czytaj też: Iran odkrył ogromne złoża litu. Są niemal rekordowe w skali świata

Boliwijski lit jest nieco trudniejszy w eksploatacji, ponieważ zawiera liczne zanieczyszczenia. Nie studzi to jednak zapału zarówno samych władz kraju, jak i… Chin. W styczniu 2023 roku pochodząca z Państwa Środka firma CATL została wytypowana do eksploatacji złóż solankowych. Będzie to robić metodą bezpośredniej ekstrakcji litu – donosi Benchmark Minerals.

W całej gonitwie za litem zdaje się, że najbardziej pomijany jest człowiek. Nie mam na myśli docelowego kupca samochodu elektrycznego, ale rdzennych mieszkańców Boliwii, dla których chociażby Salar de Uyuni jest miejscem mistycznym, boskim i osnutym legendami. Jak choćby tą tłumaczącą, że ogromne morze soli jest pozostałością po wylanych łzach góry-matki małego wulkanu, który został uciszony i pogrzebany pod ziemią, ponieważ jego ojciec okazał się być nieznany.

W rzeczywistości Salar de Uyuni jest pozostałością po ogromnym jeziorze, które rozprzestrzeniało się przed tysiącami lat na obszarze And od południa Boliwii po Peru. Teren dzisiaj jest niezwykle płaski i rozpościera na obszarze o powierzchni nieco większej niż województwo opolskie. Różnica terenu jest tutaj minimalna – Salar de Uyuni uznaje się za najbardziej płaski obszar na świecie.

Salar de Uyuni ma powierzchnię ok. 10 tys. kilometrów kwadratowych

Ryzyka wydobycia litu na Salar de Uyuni

Mario Orospe Hernandez z Uniwersytetu Stanowego Arizony przedstawia na łamach The Conservation wiele ryzyk związanych z eksploatacją litu w Boliwii. Miejscowa ludność może bezpowrotnie utracić miejsce o boskim charakterze w ich mitologii, ale również sama gospodarka niewiele może na tym zyskać. Polityka boliwijskich władz jest co najmniej zastanawiająca.

Ten południowoamerykański kraj jest na tyle biedny, że nie dysponuje własną technologią do wydobycia litu ze solanek i musi uciekać się do podejmowania współprac z innymi państwami. O chińskim wpływie była już mowa, ale także Niemcy ostrzą sobie zęby na andyjski lit. W 2019 roku doszło do masowych strajków na ulicach boliwijskich miast po tym, jak państwo zawarło umowę z niemiecką firmą ACI Systems – pisze Deutsche Welle. 80 proc. wydobywanego litu miało być wysyłane do Niemiec, co podburzyło mieszkańców kraju, którzy poczuli się oszukani.

Idealnym rozwiązaniem dla Boliwii byłoby wydobywanie tak cennego surowca własnymi siłami, ale niestety kraje rozwijające się często nie posiadają takich zdolności, więc oddają całą pracę w ręce innych państw. Specyficzny ekonomiczny kolonializm trwa. Nie tylko w Boliwii, ale również w wielu państwach Afryki, które również posiadają wiele złóż rud metali, np. Demokratyczna Republika Konga.

Czytaj też: Złoża metali ziem rzadkich to żyła złota. Tak się składa, że Polska na takim siedzi

Hernandez do dyskusji o gospodarce wydobywczej w Boliwii dokłada jeszcze jedną cenną refleksję. To, co się dzieje dzisiaj w Ameryce Południowej, zaczęło się już po przybyciu Europejczyków na ten kontynent, kiedy rabunkowo eksploatowali oni wszystkie dostępne zasoby, wykorzystując w tym zaprzęgniętych do niewolniczej pracy tubylców. Stawia on w opozycji dwa zupełnie inne myślenia filozoficzne o zasobach naturalnych i przyrodzie – dla społeczeństw przemysłowych natura jest zewnętrznym bytem, który człowiek sobie podporządkowuje, a dla rdzennych Amerykanów świat przyrodniczy od zawsze jest czymś sakralnym, świętym.

Która z filozofii zwycięży w pojedynku? Prawdopodobnie ta związana z czymś jeszcze innym – pieniądzem.