Marynarka wojenna USA zmieni się nie do poznania. Idą wielkie zmiany

Współpraca człowieka z maszyną na morzach i oceanach – oto przepis, którym marynarka wojenna USA chce zapewnić sobie dominację nad potencjalnymi wrogami. Co to oznacza? Wielkie zmiany i to z rodzaju tych, które mogą wywrócić możliwości marynarki do góry nogami.
Marynarka wojenna USA zmieni się nie do poznania. Idą wielkie zmiany

Drony, drony i raz jeszcze drony, czyli marynarka wojenna USA przed wielką metamorfozą

Aktualnie marynarka wojenna USA stanowi jedną z trzech podstawowych gałęzi amerykańskiego wojska, a od ich stanu i możliwości zależy tak naprawdę bezpieczeństwo całego kraju. Bez niej państwo rozciągające się od oceanu do oceanu, byłoby zwyczajnie otwarte na ataki z dosłownie każdej strony i nie mogłoby angażować się efektownie w konflikty poza swoim kontynentem przez brak m.in. lotniskowców. Innymi słowy, bez marynarki wojennej Stany Zjednoczone straciłyby na znaczeniu, a ich rola na arenie międzynarodowej spadałaby i dlatego tak ważne jest jej regularne i częste wzmacnianie.

Czytaj też: Okręty wojenne marynarki USA zaczną strzec roboty. Unikalny pomysł może zaoszczędzić setki milionów

Chrzest Snakehead, pierwszy prototyp LDUUV, wojskowego wielkiego drona podwodnego, Snakehead

Właśnie zdecydowano, że w ciągu następnej dekady marynarka wojenna Stanów Zjednoczonych przejdzie ogromną metamorfozę, którą jeszcze kilka lat temu trudno było sobie wyobrazić. Mowa o powszechnym i masowym wręcz przyjęciu na służbę bezzałogowców zarówno nawodnych (jeden z innowacyjnych pomysłów został niedawno ujawniony), jak i powietrznych. Wspominał o tym wiceadmirał Scott Conn, zastępca szefa operacji morskich ds. wymagań i zdolności bojowych, oraz szef operacji morskich admirał Mike Gilday, podkreślając zwłaszcza rolę systemów NGAD (Next Generation Air Dominance) w tej przemianie, która to zastąpi flotę myśliwców Super Hornet kombinacją pilotowanych myśliwców F/A-XX i dronów-skrzydłowych (Loyal-Wingman).

Jeśli idzie o bezzałogowce nawodne i podwodne, aktualnie amerykańska marynarka testuje i ciągle zleca rozwijanie różnego rodzaju dronów tego typu. Ma już nawet swoją pierwszą eskadrę dronów podwodnych UUVRON 1, która odpowiada za całokształt tych bezzałogowych systemów. Wiemy już o dronie podwodnym Orca o długości 25 metrów i wadze 70 ton, który może rozstawiać miny, dostarczać zaopatrzenie, zbierać dane wywiadowcze i atakować cele naziemne oraz morskie.

Czytaj też: Niszczycielski dron po raz pierwszy w akcji. Zobacz, co potrafi

Z kolei jedne z najbardziej rozpoznawalnych dronów marynarki USA, czyli Sea Hawk i Sea Hunter, to bezzałogowce średniej klasy wagowej przeznaczone do różnych celów. Podczas gdy Sea Hawk odznacza się wypornością 145 ton i może realizować podobne misje, co Orca, Sea Hunter jest przeznaczony do autonomicznego pływania przez długie miesiące, zbierania danych hydrograficznych oraz wyszukiwania i śledzenia wrogich okrętów podwodnych. Nie możemy zapominać też o dronach podwodnych Mk 18 przeznaczonych do zwalczania min, powietrznych Switchblade do wystrzeliwania z wyrzutni torpedowych czy podwodnych Razorback.

Czytaj też: Z tą bronią Chiny zrobią pobojowisko na orbicie ziemskiej. Jej podstawę już opracowały

Bez względu na rodzaj, przeznaczenie i klasę wagową, każdy dron ma jedną wielką przewagę nad załogowymi systemami lub odpowiednikami broni – jest bardziej zaawansowany, precyzyjniejszy i nie stawia na szali życia personelu “tej dobrej strony” w razie niepowodzenia misji. Na dodatek pokonują też fizyczne ograniczenia ludzkich operatorów, dzięki czemu możliwe jest wysyłanie dronów na wielomiesięczne misje bez potrzeby martwienia się o stan ludzi na pokładzie. Nic więc dziwnego, że amerykańska marynarka chce uczynić z bezzałogowców jeszcze ważniejszy element swojej działalności.