Polski węgiel wkrótce będzie passé. Radykalne zmiany w energetyce odczujemy wszyscy

Polska węglem stoi, ale czy będzie już tak zawsze? Według trzeciego scenariusza Polityki energetycznej Polski już nie. Najnowsza aktualizacja PEP na rok 2040 rok zakłada wiele gruntownych zmian w miksie energetycznym. Skoro już nie węgiel będzie dominować w produkcji energii, to co? Oczy rządzących patrzą w stronę OZE.
Przkładowa elektrownia węglowa

Przkładowa elektrownia węglowa

Czym jest Polityka energetyczna Polski do 2040 roku? O tym dokumencie słyszeliśmy już wcześniej, chociażby w 2021 pojawił się on na tapecie. Zawierał wówczas podstawowe zasady dotyczące transformacji energetycznej naszego kraju na najbliższe dwie dekady. Założenia dotyczące OZE były pierwotnie nieco skromniejsze, bo planowano rozwój instalacji do wartości 23 proc. w miksie energetycznym. Teraz plany są, bez cienia ironii, bardzo ambitne i warto przyjrzeć się im z bliska. Przy odrobinie matematyki odkryjemy kilka ciekawych faktów.

Czytaj też: Węgiel jest wykorzystywany nie tylko w sektorze energetycznym. Dzięki tej metodzie można go zastąpić

Przypomnijmy, że rozmawiając o odnawialnych źródłach energii, mamy na myśli fotowoltaikę, turbiny wiatrowe lądowe i morskie, jak również elektrownie wodne, te na biogaz i biomasę. Z tego grona najbardziej istotne są pierwsze dwa źródła. Trzeci scenariusz PEP 2040 stawia właśnie na nie, o czym dowiedzieliśmy się z konferencji prasowej minister klimatu i środowiska Anny Moskwy 3 kwietnia.

PEP 2040 – jak będą wyglądać zmiany w energetyce?

Jaka rewolucja nas czeka? Przede wszystkim do 2040 roku w Polsce zostanie podwojona moc zainstalowana. Będzie ona wynosić ok. 130 GW wobec dzisiejszych niecałych 61 GW. Czy to znaczy, że, kolokwialnie mówiąc, mamy za mało prądu elektrycznego w Polsce? Niezupełnie. Tak znaczne zwiększenie mocy zainstalowanej jest potrzebne, jeśli chcemy jeszcze więcej energii produkować ze słońca i wiatru, które są źródłami zależnymi od warunków pogodowych. Wyższa moc, daje nam większy „zapas energii” na pochmurne i bezwietrzne dni. Zwłaszcza jeśli nie zakładamy rozwoju wielkoskalowych magazynów energii. Przynajmniej w teorii tak to możemy tłumaczyć.

PEP 2040 zakłada, że za 17 lat źródła zeroemisyjne będą stanowić 74 proc. mocy zainstalowanych i zapewnią 73 proc. zapotrzebowania na energię elektryczną. We frazie „źródła zeroemisyjne” mieści się jeszcze coś poza OZE – energia jądrowa, ale o niej za chwilę. Przyjrzyjmy się dokładnym prognozom dla odnawialnych źródeł, ponieważ one dają nam szerszy obraz, w którą stronę pójdzie najwięcej inwestycji.

Moc zainstalowana i jej rozwój od 2014 roku z podziałem na źródła energii / źródło: Instrat Energy, CC-BY-4.0

Moc osiągana przez OZE w 2030 roku i 2040 roku ma wynosić odpowiednio 50 GW i 88 GW. Na stan ze stycznia 2023 roku jest to trochę ponad 25 GW. Zatem w ciągu zaledwie siedmiu lat powinniśmy podwoić ten wynik. Instalacje fotowoltaiczne, które obecnie maksymalnie mogą wyprodukować 12,5 GW energii, pod koniec dekady będą działać ze zdwojoną mocą (27 GW), a w 2040 roku z mocą niemal zdwojoną, bo 45 GW. Jak zauważamy, to panele słoneczne będą stanowić połowę elektrowni korzystających z OZE.

W przypadku turbin wiatrowych to mamy nadzieję, że wkrótce ruszą inwestycje na Morzu Bałtyckim. Tego typu elektrownie wiatrowe mają mieć moc zainstalowaną w 2030 roku równą 5,9 GW, a dziesięć lat później – 18 GW. Bardziej imponująco wyglądają wartości dotyczące wiatraków na lądzie. Chociaż niedawno wprowadzona ustawa wiatrakowa posiada wiele ograniczeń do budowy nowych turbin i wyklucza z takich inwestycji kilka województw, to PEP 2040 zakłada, że w 2030 roku z turbin wiatrowych będzie mogła płynąć maksymalna moc 16 GW, a w 2040 roku – 20 GW. Dzisiaj jest to 8,3 GW. Zatem i tutaj widzimy podwojenie wskaźników w kolejnych dekadach.

Czytaj też: Ustawa wiatrakowa przegłosowana. Poprawki Senatu poszły do kosza razem z naszymi marzeniami

Hype na fotowoltaikę i turbiny wiatrowe, ale co z resztą?

Teraz warto powiedzieć o cichych przegranych (lub pominiętych) tego zestawienia. Czy cokolwiek się stanie z elektrowniami wodnymi, na biogaz i biomasę? Praktycznie nic. Rachując szacunkowe prognozy dla 2030 i 2040, doliczymy się wręcz symbolicznego wzrostu mocy zainstalowanych w tych źródłach (z 3,5 GW dzisiaj do 5 GW za 17 lat). O ile w przypadku elektrowni wodnych trudno o dalszy rozwój mocy, chyba, że ruszymy z budową nowych zapór, z czego Matka Natura nie będzie najbardziej zadowolona, to zastanawia fakt, że zupełnie pominięto biogaz i biomasę w PEP 2040. Przynajmniej w oficjalnych komunikatach.

A co z polskim atomem? Będzie, ale w dalszej perspektywie czasowej. Podano, że w 2040 roku energia jądrowa będzie pokrywać 23 proc. popytu. Elektrownie będą posiadać moc zainstalowaną 7,8 GW. To właśnie w atomie widzi się alternatywę dla węgla, ale nie całkowitą. Choć węgiel stanie się passé, to jednak nie odejdziemy od niego całkowicie – udowadnia nam to prosta arytmetyka.

Czytaj też: Elektrownie atomowe wytwarzają szkodliwe odpady. Dzięki nowej metodzie będziemy mogli o nich zapomnieć

Do 2040 roku w Polsce powstaną wielkoskalowe elektrownie jądrowe

Jeśli od planowanych mocy zainstalowanych 130 GW odejmiemy to, co ma stanowić energię z OZE i elektrowni atomowych, uzyskamy zbliżoną wartość do tego, z jaką maksymalną mocą mogą dzisiaj działać wszystkie elektrownie na węgiel kamienny, brunatny i gaz. Jednak mowa tutaj o mocy zainstalowanej, a nie produkcji energii w czasie rzeczywistym.

Tutaj już niejednokrotnie panele słoneczne i turbiny wiatrowe potrafiły pokazać swoją porządną moc i detronizować elektrownie węglowe. Zatem może i polskie czarne złoto będzie nadal źródłem energii, ale jej ilość będzie sukcesywnie maleć. Emisyjne elektrownie pozostaną jeszcze w użytku jako swoiste, niezależne od pogody zabezpieczenie dla energetyki – tak też zostało przedstawione w trzecim scenariuszu PEP 2040.

PEP 2040, czyli ostry skręt Polski w stronę zielonej energii

Te niezwykle ambitne plany rozwoju zielonej energetyki na pewno będą wielkim wyzwaniem dla naszych rodzimych koncernów, choć one same gwarantują miliardy złotych inwestycji w te obszary. Wprawne oko zauważy jednak coś jeszcze w PEP 2040. W prognozach brakuje jednego czynnika – innowacji.

Przez kolejne lata będzie działo się w zasadzie to samo, co obserwujemy co najmniej od wybuchu wojny w Ukrainie, czyli gargantuiczny wzrost instalacji paneli słonecznych. Dojdą do tego upragnione inwestycje w farmy wiatrowe, ale to generalnie wszystko. Czy ruszą nowe technologie z produkcją czystego wodoru? Na jakim etapie jest instalacja magazynów energii opartych chociażby na dostępnych już akumulatorach litowo-jonowych? Czy planowany jest rozwój instrumentu DSR (Reakcji Strony Popytowej), czyli mechanizmu obniżenia zużycia energii na wezwanie operatora systemu? Tutaj kompletny laik w tym temacie pozostanie bez odpowiedzi.

Czytaj też: Ten akumulator litowo-jonowy wytrzyma naprawdę ekstremalne temperatury. Wiadomo, jak go stworzono

PEP 2040 dla nas wszystkich jest też swoistym środkiem do rozliczania za pewien czas rządzących. Otrzymaliśmy na papierze szereg postanowień, które powinny być zrealizowane. Skręt polityki energetycznej w zieloną stronę bardzo cieszy, jego niska innowacyjność i skupienie się na masowym rozwoju instalacji tylko z dwóch OZE – trochę mniej. Liczmy jednak, że wiele odkryć naukowych (także tych dokonanych przez uczonych z Polski) dotyczących ogniw perowskitowych czy tandemowych, jak również systemów magazynowania energii zainteresuje wkrótce przemysł i rządzących. Niech w ślad za ekologią pójdą też innowacje. Tylko wówczas Polska stanie się prawdziwym liderem technologii i przykładem dla innych. A tego chyba chcemy wszyscy.