Test Huawei P60 Pro – więcej, niż tylko świetny aparat

Huawei P60 Pro może pochwalić się wybitnym aparatem i jest to coś, co wiedzieliśmy już przed jego premierą i coś, czego się po nim spodziewaliśmy. Ale w dzisiejszym smartfonie aparat to nie wszystko, więc zobaczmy, jak najnowszy flagowiec marki wypada w codziennym użytkowaniu.
Test Huawei P60 Pro – więcej, niż tylko świetny aparat

Specyfikacja Huawei P60 Pro i zestaw sprzedażowy

  • obudowa o wymiarach 161 x 74,5 x 8,3mm, masa 200 gramów, wodoodporna zgodnie z normą IP68,
  • ekran LTPO OLED, 6,67 cala, 1220 x 2700 pikseli, 120 Hz, szkło Kunlun Glass,
  • układ Qualcomm Snapdragon 8+ Gen 1, grafika Adreno 730,
  • 8/256 GB lub 12/512 GB, gniazdo kart NanoSD,
  • aparat główny 48 Mpix (f/1.4-f/4.0, 25 mm, OIS), aparat ultraszerokokątny 13 Mpix (13 mm, f/2.2), zoom z peryskopowym teleobiektywem 48 Mpix (90 mm, f/2.1, OIS), przedni aparat 13 Mpix,
  • Wi-Fi 6, Bluetooth 5.2, NFC, port podczerwieni, czytnik linii papilarnych w ekranie, USB-C, głośniki stereo,
  • akumulator 4815 mAh, ładowanie przewodowe 88 W, bezprzewodowe 50 W, bezprzewodowe ładowanie zwrotne,
  • EMUI 13.1, HMS,
  • cena: 5499 zł (8/256 GB), 6299 zł (12/512 GB).

W zestawie ze smartfonem znajdziemy silikonowe etui, klucz do otwarcia gniazda kart, kabel USB-C oraz świetną ładowarkę z dwoma portami USB. To bardzo dobry pomysł, użyteczne akcesorium i naprawdę czapki z głów!

Każdy jest inny! Nie ma dwóch takich samych P60 Pro w białym kolorze

Każdy z nas jest inny – krzyczy z daleka perłowy Huawei P60 Pro i w przeciwieństwie do mówiących to samo, identycznie ubranych nastolatek, faktycznie tak jest. Obudowa w jasnym wariancie kolorystycznym jest wykonana z masy perłowej i to właśnie ten materiał odpowiada za unikalny wygląd smartfonu. Wynika to z tego, że nie da się uformować jej tak, aby wszystkie kawałki wyglądały identycznie.

Początkowo miałem obawy co do tego, że czy ten wariant nie jest za mocno przesadzony. Jak wnętrza mieszkań stylizowane na barokowy przepych. Ale nic z tych rzeczy. Szybko się do tego luksusowego wyglądu przyzwyczaiłem, a wrażenie jakie robi w otoczeniu jest bardzo ciekawym zjawiskiem. Jak masa perłowa będzie wyglądała po dłuższym użytkowaniu? Trudno powiedzieć, ale używam smartfonu bez pokrowca i póki co wygląda bez zarzutów.

Huawei powrócił w modelu P60 Pro do zakrzywiania wszystkich krawędzi szkła chroniącego ekran. Nie było tego w P50 Pro, za to pamiętamy go dobrze z serii P40 Pro. To zabieg wyłącznie estetyczny, który nie dodaje zakrzywienia ekranu w górnej i dolnej części, ale fakt, wygląda efektownie i co najważniejsze, nie przeszkadza podczas codziennego użytkowania.

Obudowa jest świetnie wykonana, do czego przyzwyczaiły nas flagowce marki. Ekran chroni szkło Kunlun Glass i w przeciwieństwie do modelu Mate 50 Pro jest dostępne w standardzie, a nie tylko w droższej wersji.

Czytaj też: Test Motorola Edge 40 Pro. Tym razem naprawdę się udało

Ekran i motywy w P60 Pro przypomniał mi, za co lubiłem Huaweia

W ostatnich miesiącach bardzo rzadko korzystałem ze smartfonów Huawei, pierwsza połowa roku obfitowała w premiery innych producentów i trochę zapomniałem o tym, za co tak bardzo lubiłem modele marki – za interfejs EMUI. W zasadzie od pierwszego Huaweia z serii P, jakiego używałem, a był nim model P6, początkowo nakładka, a później cały interfejs najbardziej do mnie przemawiał spośród smartfonów z Androidem.

W końcu to Huawei zapoczątkował choćby rozmieszczanie aplikacji na pulpitach, zamiast w rozwijanym Menu (pośród smartfonów z Androidem). Później dochodziły do tego różne dodatki, jak choćby coraz większa ingerencja motywów w wygląd interfejsu. Co najlepsze, choć jest ich do wyboru coraz więcej, a wybór jest naprawdę ogromny, bez problemu w każdym kolejnym modelu znajduję i pobieram te same, ulubione tematy graficzne. Które potrafią mocno ingerować w wygląd i kształt ikon, czy funkcje ekranu blokady. To właśnie możliwość personalizacji i wygoda obsługi jest bardzo mocną stroną również modelu P60 Pro.

Ekran, jak już wspomniałem, jest zakrzywiony na bokach i płaski w górnej i dolnej części. Zakrzywienie samego wyświetlacza, w zasadzie wzorem rynkowej mody, jest wręcz symboliczne i potęgowane głównie przez krzywiznę znajdującego się nad nim szkła. Wyświetlacz jest bardzo dobrej jakości. Jasny, bardzo kolorowy, z perfekcyjną czernią i nieprzesadzonym nasyceniem barw. To czołówka rynku, ale ta czołówka powoli Huaweiowi odjeżdża. Przyznajmy otwarcie, że Samsung ma w swoich flagowcach jeszcze lepsze ekrany, a i Xiaomi poczyniło pod tym względem ogromne postępy. W kolejnych generacjach Huawei musi nad tym popracować.

Czytaj też: Test Oppo Find N2 Flip. Przez miesiąc sprawdzałem, czy jest lepszy niż Samsung Galaxy Z Flip 4

Nie przedłużajmy. Huawei bez usług Google – problem, czy nie?

Przesiadając się na współczesny smartfon Huawei z innego Androida mamy w zasadzie trzy możliwości. Jeśli nie korzystamy z dużej liczby aplikacji, wystarcza nam dosłownie 4-5 podstawowych programów, zmiany specjalnie nie odczujemy. Druga opcja to zmiana przyzwyczajeń i danie szansy alternatywom. Mapy Petal czy przeglądarka internetowa Huawei to udane aplikacje, które bez problemu zastępują Mapy Google czy Google Chrome. AppGallery jest pełne różnych aplikacji i producent dba o to, żeby pojawiały się tam najpopularniejsze tytuły.

Prawda jest bowiem taka, że my, osoby piszące w Internecie, jesteśmy swego rodzaju bańką i choć nie znam danych, wcale nie zdziwię się, jeśli w Polsce np. CDA było popularniejszą aplikacją mobilną niż Netflix. Ok, może to nie jest idealny przykład, bo akurat Netflix jest w AppGallery, ale chodzi mi tu wyłącznie o pokazanie, że użytkownicy smartfonów w Polsce mają bardzo różne przyzwyczajenia i nawyki. Wcale nie takie same, jak dziwni ludzie z Internetów.

Opcja trzecia to korzystanie z Huaweia z HMS jak z Androida z usługami Google. Da się? Jasne, że się da, choć wymaga to nieco więcej wysiłku. Mam wrażenie, że sposoby dostępne na poprzednim modelu, z każdym kolejnym działają coraz gorzej. Mate 40 Pro przez bardzo długi czas działał, a w zasadzie nadal mi działa, wzorowo i to bez żadnych dodatkowych zabiegów. Wystarczyły same pliki .apk z aplikacjami. W Mate 50 Pro pojawiła się aplikacja GSpace, która bardzo dobrze emuluje aplikacje potrzebujące usług Google, ale już w P60 Pro GSpace działa tak sobie. Za to jest już nowe rozwiązanie o nazwie Gbox. Ma on taką samą zasadę działania – emuluje nasz smartfon jako inny model Huawei, za to z usługami Google. Przedstawia się aplikacjom jako np. P30 Pro. Za pomocą Gboxa logujemy się do Google Play i stamtąd pobieramy potrzebne aplikacje. I tak mamy Mapy Google czy Google Chrome z opcją zalogowania się na swoje konto Google i synchronizacji danych, czy historii. Aplikacje wymagające dostępu do Map, jak Tier czy Dott działają bez zarzutów. Co więcej, w pełni działają powiadomienia. O ile przy pomocy GSpace nie zawsze Twitter czy Discord wysyłały mi powiadomienia, tak przez Gbox pojawiają się prawidłowo i bez opóźnień. W zasadzie jedyną rzeczą, która niezmiennie nie działa, jest Android Auto. Poza tym, o ile tylko faktycznie potrzebujemy korzystać z aplikacji, które potrzebują do działania usług Google to jest to możliwe i wcale nie jest skomplikowane.

A jeśli chcesz korzystać z płatności zbliżeniowych, a Twojego banku nie ma w AppGallery (a jest większość z nich), to alternatywą pozostaje wirtualny portfel Curve. Podpinamy w nim kartę płatniczą, trochę jak w Google Pay i… płacimy.

Czytaj też: Test Asus ROG Phone 7 Ultimate. Jak na odgrzanego kotleta – palce lizać

Huawei P60 Pro jako codzienny smartfon? Jak już ogarnąłem powiadomienia…

Nawiązując do poprzedniej części, faktycznie miałem problem z powiadomieniami z niektórych aplikacji zainstalowanych przez Gspace. Jak Twitter czy Discord. Co nie ukrywam, było bardzo problematyczne, bo co po komunikatorze, który nie sygnalizuje nadejścia wiadomości? Ale po przeinstalowaniu aplikacji przez Gbox problem zniknął i nie czułem w zasadzie żadnego ograniczenia względem innego smartfonu z Androidem. Może przez to, że nie używam wielu aplikacji, są to programy do wynajmowania hulajnóg, Twitter, Instagram, Messenger, BlueMail, Tidal, SkyCash… Taki codzienny niezbędnik i to wszystko jest, działa i nie sprawia żadnych problemów.

Poza tym, choć mamy tu zeszłoroczny układ Qualcomm Snapdragon 8+ Gen 1, to w końcu nadal jest to flagowy układ, więc smartfon działa szybko, płynnie i całkowicie bez zastrzeżeń. Nie ma problemów z zasięgiem sieci komórkowej, płaceniem przez NFC czy siecią Wi-Fi. Do tego oferuje bardzo dobrą jakość rozmów i przyzwoitą jakość głośników stereo. Jako narzędzie komunikacji Huawei P60 Pro sprawdza się bardzo dobrze.

Czy brak modemu sieci 5G jest problemem? W Polsce nie i nie będzie jeszcze pewnie przez co najmniej rok. O ile rząd nie postanowi ponownie wywrócić aukcji częstotliwości, wtedy jeszcze dłużej.

Byłem bardzo sceptycznie nastawiony, ale Huawei P60 Pro zaskoczył mnie aparatem

W tym materiale aparat Huaweia P60 Pro potraktujemy nieco pobieżnie, bo jest to tak złożony i rozbudowany element, że w zasadzie warto o nim napisać osobny materiał. Huawei obrał zupełnie inną drogę niż konkurencja. Pamiętam, że plotkom nie było końca przy okazji premiery modelu P50 Pro. Długo i dużo mówiło się o tym, że firma trzyma jeszcze w szufladzie dodatkowy model z Plusem, w którym pojawi się aparat z 1-calową matrycą (typu-1). P50 Pro+ jednak na rynek nie trafił (albo w ogóle nie powstał), a P60 Pro też takiej matrycy nie ma. A przecież to jest tegoroczny trend, co pokazał Xiaomi 13 Pro i vivo X90 Pro.

Huawei, zamiast za modą, poszedł za swoją tradycją. Firma od zawsze była mistrzem algorytmów, bo w sumie czemu się dziwić, to właśnie ona zapoczątkowała stosowanie ich w smartfonowych aparatach. To właśnie fotografia obliczeniowa stanowi o sile aparatów marki. Co prawda Huawei przekonuje, że zastosowana tu matryca w parze ze zmienną przysłoną aparatu głównego i tak rejestruje więcej światłą niż 1-calowa matryca w aparacie Xiaomi 13 Pro. Zmienna przysłona, do tego faktycznie fizycznie zmienna przysłona i 10-stopniowa regulacja w zakresie f/1.4-f/4.0 to coś, co mocno wyróżnia P60 Pro na tle rynkowej konkurencji. Takiego aparatu nie ma żaden inny smartfon, podobnie jak żaden nie ma takiego peryskopowego obiektywu. Ten element jest dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Huawei nie tylko wykorzystał peryskop zamiast tradycyjnego teleobiektywu, ale wykorzystał nieco krótszą ogniskową (90 mm, jak w Mate 50 Pro) i duży otwór przysłony. Dla porównania wspomniany Mate 50 Pro miał przysłonę f/3.5, a P60 Pro f/2.1. Efekty?

Zacznijmy właśnie od tego, co potrafi teleobiektyw, a naprawdę potrafi wiele i to on jest tu największą gwiazdą, bo wnosi najwięcej świeżości w mobilną fotografię. Taka kombinacja daje nam świetne portrety, bardzo dobre odcięcie fotografowanego obiektu od tła i co ważne, naturalne odcięcie wynikające z fizycznych właściwości, a nie zabiegów programowych. A do tego ten aparat wzorowo sprawdza się w fotografii makro. W praktyce wygląda to tak:

Teleobiektyw oferuje 3,5-krotne przybliżenie względem aparatu głównego, ale do dyspozycji mamy też 10-krotny zoom hybrydowy i to jest prawdziwy pokaz umiejętności algorytmów Huaweia. Zdjęcia z 10-krotnym przybliżeniem wyglądają zwyczajnie zbyt dobrze. Są ostre, szczegółowe, co prawda często widać, że bardzo mocno odszumione, ale nadal wyglądają naprawdę świetnie. Przy okazji zobaczcie, jak wygląda zoom skokowo przy użyciu każdego z aparatów:

Aparat główny w P60 Pro to klasa sama dla siebie. I w dzień, i w nocy gwarantuje bardzo dobrą jakość zdjęć. Ostre, kontrastowe, kolorowe, ale też przy tym nieprzesadzone i efektowne jednocześnie. Na to chce się patrzeć i tym chce się fotografować.

Aparat z obiektywem ultraszerokokątnym wygląda w tym wszystkim bardzo skromnie. Tylko 13 Mpix, bez żadnych dodatkowych, wymyślnych funkcji, ale jak strzeli zdjęcie to klękajcie narody. Huawei pokazał, że można zrobić bardzo dobry aparat szerokokątny bez pakowania w niego dużej liczby megapikseli. Oczywiście typowo dla takich aparatów brakuje ostrości i szczegółów na brzegach kadru, ale ogółem jest ich dużo, a zdjęcia są do bólu efektowne.

Nie mogę w tym miejscu nie wspomnieć o trybie zdjęć Księżyca. Czy Huawei oszukuje wykorzystuje różne sztuczki dla poprawienia zdjęć naszego naturalnego satelity? Cóż… pozostawię to bez komentarza, za to pokaże Wam zdjęcia. Poniższe ujęcia dzieli kilka sekund. Zostały zrobione przez szklany dach jadącego samochodu w okolicach godziny 19. Jest jak jest, za to jak efektownie!

P60 Pro to pierwszy od lat flagowiec marki, od bodajże modelu P9, który doczekał się większych zmian interfejsu aparatu. Głównie to kwestia nowego sposobu korzystania z zoomu, który teraz nieco bardziej przypomina klasyczny aparat. Jest ładniej, w końcu nieco inaczej, ale nadal interfejs aplikacji aparatu jest bardzo intuicyjny. Do tego mamy bardzo duży różnych trybów, upiększaczy, opcji edycji już wykonanych zdjęć… To zdecydowanie materiał na osobny tekst, a tutaj zostaje mi tylko powiedzieć, że Huawei P60 Pro ma wybitny aparat fotograficzny.

Czytaj też: Test Samsung Galaxy S23+ – taką ewolucję to ja rozumiem

Ładowarka P60 Pro to mistrzostwo świata!

Huawei nie tylko daje w zestawie ładowarkę, nie tylko pozwala na szybkie ładowanie akumulatora P60 Pro, ale też daje TAKĄ ładowarkę. Jest bardzo kompaktowa, ma moc aż 88 W i dwa gniazda – USB-A oraz USB-C. Na obu możemy uzyskać moc 88 W, ale w przypadku korzystania z obu gniazd jest ona dzielona. Takie ładowarki możemy oczywiście kupić od producentów ładowarek, ale wśród producentów smartfonów chyba nikt jeszcze na to nie wpadł.

Akumulator o pojemności 4815 mAh w P60 Pro z powodzeniem wystarcza na pełny dzień bardzo intensywnego użytkowania. Trzeba się naprawdę sporo napracować na stale podświetlonym ekranie, żeby rozładować ogniwko w połowie dnia. Akumulator ładuje się do 50% w ok 10-12 minut, a ładowanie go do pełna to kwestia ok 30 minut.

Huawei P60 Pro to świetny aparat, ale jaki smartfon?

O aparacie modelu P60 Pro można opowiadać bardzo długo. Na pewno jest to topowy, a niewykluczone, że najlepszy aparat, jaki znajdziemy w smartfonie. Choć nie jest to aparat dla każdego. Osoby zaawansowane mogą kręcić nosem na to, że tutaj bardzo dużo zależy od automatyki i działania algorytmów przetwarzania obrazu. Osoby mniej zaawansowane zwyczajnie będą się cieszyć bardzo dobrymi zdjęciami niemal zawsze i w prawie każdych warunkach dnia i nocy. W końcu do tego służy aparat w smartfonie, nie ma co się oszukiwać.

Jaki smartfonem jest Huawei P60 Pro? To zależy od konkretnego użytkownika i jego preferencji. Brak usług Google dla jednych będzie niezauważalny, dla innych będzie kwestią nieco dłuższej konfiguracji, a dla jeszcze innych problemem nie do przeskoczenia. Sam plasuję się w tej drugiej grupie, ale znam osoby, które znajdą się w jednej lub drugiej i niestety tego nie przeskoczymy ani my, ani Huawei, bo w końcu to nie jest jego wina. Na pewno jest to smartfon piękny, bardzo dobrze wykonany, z bardzo dobrym ekranem, wydajny, z wytrzymałym akumulatorem, szybkim ładowaniem i bardzo sprytną ładowarką. No i tym razem producent nie przesadził z jego wyceną.

Czy mogę polecić Huaweia P60 Pro? Jako fotosmartfon – zdecydowanie. Jako flagowy smartfon do wszystkich zastosowań – nie dla każdego, ale z powodzeniem może nim być. Czy mam jakieś dodatkowe przemyślenia? Mam obawy, że Huawei może docierać do ściany. Kolejny flagowiec marki musi być zupełnie inny. Być może wizualnie, na pewno musi mieć jeszcze lepszy ekran, żeby dogonić konkurencję i nowszy procesor, bo zwyczajnie wypada. Huawei potrafi to zrobić, ale w tym przypadku, niestety nie do końca może to od niego zależeć.