Wojna na cheatach, czyli amerykański klucz do oślepiania wrogów

Kiedy już wybuchnie wojna, trzeba ją zakończyć szybko i skutecznie, a przede wszystkim tak, aby w jej wyniku ucierpiało możliwie najmniej ludzi oraz infrastruktury. Dziś kluczem do tego są m.in. zaawansowane pociski, które są w stanie “oślepić” wrogów i zapewnić sojuszniczym jednostkom otwarte pole do popisu, czyli niszczenia wrogich oddziałów, umocnień i kluczowej infrastruktury.
Wojna na cheatach, czyli amerykański klucz do oślepiania wrogów

Wystarczy pozbawić wroga broni przeciwlotniczej, aby siły powietrzne zapewniły atakującemu wygraną. USA wiedzą o tym doskonale

Jakiś czas temu informowaliśmy o tym, jak to Chiny zyskały “klucz do wygrania wojny“, którego waga w dobie zyskujących na znaczeniu sił lotniczych oraz rakietowych jest ogromna. Jak więc możemy nazwać amerykańskie “coś”, co powstało po to, aby ten “klucz” zwalczać? Z takim sprzętem to wręcz wojna na cheatach (ang. kodach), bo testowany aktualnie nowoczesny pocisk antyradarowy AGM-88G AARGM-ER (XX) jest w stanie utorować drogę lotnictwu i pociskom, zwalczając “oczy”, czyli radary wrogich systemów przeciwlotniczych tuż przed przeprowadzeniem masowego nalotu.

Czytaj też: Wojna w kosmosie? Dzięki nowemu projektowi USA będą na nią gotowe

Korzystają z nich tylko najlepsi piloci, pociski AGM-88 HARM, niszczyciele radarów

Większość radarów działa w trybie aktywnym. Oznacza to, że nieustannie wysyłają “w świat” sygnały, a następnie odbierają je i wykrywają obiekty w przestrzeni powietrznej, określając ich dokładną pozycję i nawet prędkość lotu. Tyle tylko, że wysyłając te sygnały, zdradzają swoją pozycję i choć zwykle nie jest to problemem, bo te największe radary stacjonują w głębi przyjaznego terytorium, to kilka “specjalnych pocisków” na pokładzie samolotów z odważnymi pilotami za sterami jest w stanie przedrzeć się przez obronę przeciwlotniczą i uderzyć prosto w nie. Jeśli z powodzeniem je zneutralizują, znacząco obniżają ryzyko kolejnych misji lotniczych, potencjalnie ratując życie pilotów oraz same maszyny, które kosztują nawet setki milionów dolarów.

Amerykańskie pociski tego typu zostały opracowane w zeszłym wieku i są wykorzystywane przez amerykańską armię od lat 80. ubiegłego wieku. Dzierżą nazwę AGM-88 HARM i są wyposażone w głowicę z systemem naprowadzania na źródło sygnałów radarowych. W praktyce oznacza to, że po wystrzeleniu pocisk zaczyna wyszukiwać swoją anteną źródła promieniowania radarowego i kiedy już go wykryje, zaczyna zmierzać w jego kierunku. Jako że systemy obrony przeciwlotniczej są “ślepe” bez radarów, z których muszą ciągle korzystać, to wymagają od nich ciągłej emisji sygnału, który to jednocześnie służy pociskom przeciwradiolokacyjnym za jeden wielki drogowskaz.

Czytaj też: Wojna Spotify z Apple nadal trwa. Konkurenci apelują o szybkie i zdecydowane działania Komisji Europejskiej

Wprawdzie takie pociski łatwo skontrować, okazjonalnie wyłączając radary i ciągle zmieniając ich lokalizację, ale i na to znaleziono pewne rozwiązanie. Obecnie najnowsze wersje tych pocisków (AGM-88G AARGM) wykorzystują aktywny radar milimetrowy, dzięki któremu mogą uderzać nie tylko w nieustannie aktywne radary wrogich systemów przeciwlotniczych, ale też w ostatnią znaną im lokację. W ogólnym rozrachunku AGM-88G wywodzi się bezpośrednio z poprzedniego wariantu (AGM-88E AARGM), ale jest diametralnie różny zewnętrznie i wewnętrznie, jako że wykorzystuje m.in. nowy silnik rakietowy, głowicę bojową oraz powierzchnie sterujące.

Co więc te pociski zmienią, kiedy dojdzie do konfliktu? Oczywiście w wojnie nie ma zwycięzców, a choć finalnie to oni piszą historię, to straty obu stron konfliktów są zawsze tak wielkie, że tylko czas i wiele lat nawet cichej propagandy są w stanie zasklepić głębokie rany. Nowoczesne amerykańskie pociski do niszczenia wrogich radarów z jednej strony uchronią siły sojusznicze od m.in. wrogich pocisków, ale otworzą im jednocześnie drogę do liczniejszych ataków powietrznych oraz rakietowych, co odbije się na stratach “tych drugich”. To z kolei odbije się na liczbie ofiar konfliktu.

Stałem się Śmiercią, niszczycielem światów – słowa ojca broni nuklearnej, Roberta Oppenheimera

Czytaj też: Wojna zbiera okrutne żniwo. Popularny program dla graczy może zniknąć

Dla ludzkości nie ma więc tutaj wygranych, ale w dobie spowodowanego przez Rosję bezprawia, które widać za naszą wschodnią granicą, trudno nie dostrzegać w dążeniu do tego typu przewagi klucza do szybszego zakończenia krwawych wojen i minimalizowania strat po obu stronach. Jest to znacznie lepsze rozwiązanie od broni ostatecznej, jak pokazuje przykład tego, jak zakończyła się II wojna światowa i jaki wpływ miała na Japonię, a było to zakończenie, którego wagę oddają tylko słowa samego ojca broni atomowej.