Jabłonie i panele słoneczne mają zaskakująco wiele wspólnego. Zdumieni?

Zestawienie ze sobą paneli słonecznych i jabłoni to prawdopodobnie jedna z ostatnich kombinacji, jakie mogłyby przyjść do głowy, lecz naukowcy są nieco odmiennego zdania.
Jabłonie i panele słoneczne mają zaskakująco wiele wspólnego. Zdumieni?

Dokładniej rzecz biorąc, chodzi o autorów publikacji zamieszczonej w The Electricity Journal. Ich celem jest optymalizacja instalacji fotowoltaicznych oraz ich połączeń z sieciami energetycznymi. Autorzy proponują, by traktować panele słoneczne na podobnej zasadzie, jak jabłonie. Dlaczego? Sekret tkwi w zbiorach jabłek, co według analogii może trafnie opisywać produkcję i sprzedaż energii z fotowoltaiki. 

Czytaj też: Powerbank długi na 140 metrów, pływający po oceanach. Tak wygląda tankowiec przyszłości

Według australijskich naukowców każdy posiadacz instalacji słonecznej powinien wykorzystywać tyle energii, ile wyprodukuje. Gdy jednak w grę wchodzi sprzedaż nadmiarowych zasobów, to pojawiają się dodatkowe obowiązki oraz rośnie niepewność co do podaży i ustalania uczciwych cen. Chcąc zaproponować pewne zasady, które mogłyby ułatwić regulowanie całego procesu, badacze dokonali analiz obejmujących rynek fotowoltaiczny w Australii.

Kraj ten odnotowuje imponujące wyniki w zakresie wykorzystania instalacji słonecznych, ponieważ w ten sposób pokrywa się tam ponad ¼ zapotrzebowania na energię. I to w skali kraju, ponieważ są regiony, w których wskaźnik ten przekracza imponujące 90 procent! Biorąc pod uwagę postępy, jakie zachodzą w związku z rozwojem fotowoltaiki, to może się to zakończyć realizacją scenariusza, w którym zielona transformacja będzie nieopłacalna zarówno dla osób, które nie posiadają takich instalacji, jak i tych je używających. 

Autorzy badań proponują, by rozróżniać osoby posiadające panele słoneczne dla zaspokojenia własnych potrzeb oraz takie, które wykorzystują do sprzedaży energii elektrycznej

Na przykład w sytuacji, w której operator sieci energetycznej musi wykupić większe rezerwy energii elektrycznej, gdy niepewność z zakresu produkcji jest wysoka, to ostatecznie koszty tego ponoszą wszyscy klienci, a w szczególności ci, którzy nie posiadają fotowoltaiki. Poza tym, zdarza się, że wszyscy płacą za energię elektryczną, gdy ceny są ujemne, a mimo to osoby dostarczające ją ze swojej fotowoltaiki otrzymują za to zapłatę. Takie sytuacje okazują się coraz częstsze i odnotowano je nie tylko w Australii, ale również w Stanach Zjednoczonych. 

Czytaj też: Czapki z głów, idą mistrzowie. Te panele słoneczne zmiotą chińskich konkurentów z planszy

Autorzy publikacji postulują przede wszystkim o rozróżnienie sytuacji, w której właściciel instalacji słonecznej wykorzystuje ją wyłącznie dla własnych celów albo produkuje energię z zamiarem jej dalszej odsprzedaży. Warto byłoby w tym kontekście zawrzeć jakiegoś rodzaju umowę społeczną. Bez podjęcia takich kroków ekologiczna elektryfikacja okaże się znacznie większym wyzwaniem, związanym z wyższymi kosztami oraz tworzącym podziały między osobami posiadającymi instalacje fotowoltaiczne a ich pozbawionymi. Ostatecznie chodzi przecież o działania o charakterze proekologicznym, ale z zachowaniem stosunkowo niskich kosztów całego przedsięwzięcia.