Co się dzieje z obiektem trafionym przez sondę DART? Astronomowie dostrzegli zmiany, do jakich doszło

Obiekt znany jako Dimorphos stanowił cel głośnej misji NASA. W jej ramach sonda DART wbiła się z gigantyczną prędkością w księżyc asteroidy Didymos, co miało stanowić istotną dla ludzkości próbę.
Co się dzieje z obiektem trafionym przez sondę DART? Astronomowie dostrzegli zmiany, do jakich doszło

Historia Ziemi pokazała, że kosmiczne skały mogą mieć ogromny wpływ na to, jak ewoluuje życie na naszej planecie. Chcąc mieć pewność, że ludzkość pewnego dnia nie podzieli losu dinozaurów, naukowcy pracują nad sposobami zwalczania takich zagrożeń. Właśnie dlatego misja DART była tak ważna: miała wykazać, czy precyzyjne trafienie asteroidy będzie mogło doprowadzić do zmiany jej trajektorii w widoczny sposób.

Czytaj też: O mały włos! Znowu nie zauważyliśmy zbliżającej się do Ziemi planetoidy

Misja DART (Double Asteroid Redirection Test) zakładała, że w powierzchnię Dimorphosa, czyli naturalnego satelity krążącego wokół asteroidy Didymos, wbije się sonda ważąca nieco ponad 600 kilogramów. Do kontrolowanej kolizji doszło 26 września ubiegłego roku, a sonda-kamikaze poruszała się tuż przed zderzeniem z prędkością 22 500 kilometrów na godzinę. 

Początkowo nie było jasne, jaki będzie skutek takiego manewru, ponieważ uderzenie doprowadziło do wyrzucenia sporych ilości pyłu, ale gdy opadła tzw. fog of war, sytuacja stała się nieco bardziej jasna. Mimo wszystko, trzeba było poczekać co najmniej kilka tygodni, aby mieć pewność, że okres orbitalny Dimorphosa względem asteroidy Didymos zmienił się w zadowalającym stopniu. Jak dowiedzieliśmy się po pewnym czasie – tak właśnie było.

Sonda DART trafiła w powierzchnię Dimorphosa 26 września ubiegłego roku, osiągając tuż przed kolizją prędkość 22 500 kilometrów na godzinę

I choć od kulminacyjnego momentu misji DART minął już niemal rok, to wciąż spływają do nas informacje na temat tego, co dzieje się z Dimorphosem. Ostatnie rewelacje pojawiły się dzięki Kosmicznemu Teleskopowi Hubble’a. Jak dało się zauważyć na wykonanych przez niego zdjęciach, za trafionym obiektem utworzyła się swego rodzaju ścieżka. Tworzy ją co najmniej 37 skał, których średnice wahają się od 1 do niemal 7 metrów. 

Oddalają się one od pierwotnego gospodarza z prędkością około jednego kilometra na godzinę. Ich łączna masa nie jest szczególnie imponująca, ponieważ naukowcy szacują, jakoby stanowiła ona około 0,1% całkowitej masy Dimorphosa. O dokładnych skutkach kolizji zaplanowanej przez NASA powinniśmy dowiedzieć się dzięki innemu przedsięwzięciu. Chodzi o sondę Hera zaprojektowaną przez Europejską Agencję Kosmiczną. Ma ona wystartować w przyszłym roku i dokonać szczegółowego przeglądu kosmicznego pola bitwy. 

Czytaj też: Tych minerałów nigdy przedtem nie widziano na Ziemi. Przyleciały do nas z kosmosu

Wszystko po to, by mieć relatywnie niezawodne narzędzie do zwalczania kosmicznych zagrożeń. Co ciekawe, zdaniem astronomów fragmenty skał zaobserwowane poza Dimorphosem wcale nie musiał zostać wykruszone w związku z kolizją. Prawdopodobne wydaje się scenariusz, w którym znajdowały się one na powierzchni i wypadły w przestrzeń kosmiczną na skutek wywołanych przez sondę DART wstrząsów.