Disney+ idzie w ślady Netflixa. Będzie zakaz współdzielenia konta i droższy abonament

The Walt Disney Company świętuje swoje stulecie kolejnymi podwyżkami w usłudze Disney+ oraz dosypaniem reklam dla klientów z wybranych krajów europejskich. W ramach ogłoszeń związanych z prezentacją kwartalnych wyników firma zapowiedziała zmiany w swojej usłudze streamingowej. Łącznie z rozpoczęciem walki z dzieleniem hasłami. To kolejny serwis VOD, który zauroczył miliony widzów, a dziś chce wycisnąć ich jak cytrynę.
Disney+ idzie w ślady Netflixa. Będzie zakaz współdzielenia konta i droższy abonament

Odnoszę wrażenie, że księgowi i dyrektorzy finansowi w dużych korporacjach utracili jakikolwiek kontakt z rzeczywistością, a presja na wyniki, zwiększanie marż, cięcie kosztów i zadowolenie akcjonariuszy tu i teraz przysłoniła logikę, podstawy ekonomii i sytuację rynkową. Szumne hasła o klientocentryzmie odchodzą w cień, liczą się tylko słupki. Najlepsze jest to, że po tych jakże uzasadnionych Excelem decyzjach te słupki zaczynają spadać i zamiast zastanowić się, o co chodzi, to idziemy w przeciwną stronę. A to jest prosta droga do zniechęcenia do siebie klientów i proszenia się o poważne problemy. Choć wydaje się, że recepty leżą na stole i nie są to recepty Niedzielskiego.

Disney+ podnosi ceny i będzie monitorować dzielenie kont

Na początku listopada Disney+ wprowadzi pakiet z reklamami na kolejnych rynkach. Będą to wybrane kraje Europy oraz Kanada. W pierwszym przypadku cena pakietu wyniesie 4,99 funtów lub 5,99 euro, w drugim 7,99 dolarów. Na tym jednak nie koniec nowości, bo serwis planuje podwyżkę cen od grudnia 2023 roku w kilkunastu krajach, w tym w Polsce. Cena miesięcznej subskrypcji wzrośnie z 28,99 do 37,99 zł, a rocznej z 289,90 do 379,90 zł.

Serwis zapowiedział też monitorowanie zasady współdzielenia konta. Podobno ma już do tego możliwości techniczne, a pierwsze ograniczenia dotyczące udostępniania dostępu do serwisu pojawiły się już w 2024 roku.

Czytaj też: LG pokazuje bezprzewodowy telewizor. Kosztuje ponad 140 tys. zł, a to niejedyny haczyk

Dał nam przykład rynek motoryzacyjny jak wysokie ceny szkodzą

O tym, że nie da się iść cały czas w wysokie ceny dobrze świadczy rynek motoryzacyjny. Przez ostatnie 3 lata cenowy balonik w branży motoryzacyjnej był pompowany do granic możliwości i wciąż niektórzy to robią. Ale oznaki tego, że przesadzono są już widoczne. Po pierwsze ceny Tesli, po drugie ceny Volvo EX30 i wreszcie rabaty, rabaty i jeszcze raz rabaty, które wracają i to na poziomie 23% na dzień dobry we wspomnianym Volvo w przypadku samochodów z klasycznym napędem czy hybrydowym. To drastyczne obniżki cen Audi audi e-tron Q4, nawet Citroen zaczyna obniżać ceny.  Na razie to wszystko są jaskółki, ale trend jest widoczny. Oczywiście nie łudźmy się, że nagle będziemy mieć wysyp tanich samochodów, bo tak nie będzie. Nadal wejście na rynek samochodów nowych będzie potężną barierą, ale granica absurdu została przekroczona i czas na korektę. Jednocześnie te firmy, które ten moment przeoczą, nie zoptymalizują kosztów i nie dostosują cen, szybko zaczną borykać się z problemami (pozdrawiam tu cennik Forda za Mustanga Mach-E chociażby).

Czytaj też: Telewizor za darmo, ale musisz oglądać reklamy. Czy taka jest przyszłość?

Serwisy VOD nie chcą uczyć się na błędach konkurencji

Netflix jak na talerzu pokazał wszystkim, co może pójść nie tak w świecie serwisów VOD. Jak z firmy przewracającej stolik można okazać się rynkowym betonem, który może nie tonie, ale jednak pęka pod naporem problemów stworzonych przez samych siebie. Netflix potyka się o ceny, o ograniczenia w dostępie do technologii, o dostęp do treści, nadprodukcję treści i szybkie napompowanie balonika.  Problem w tym, że Hollywood pozazdrościło najpierw Netfliksowi biznesu i zabrało mu zabawki (kontent), a teraz płacze, że nie ma się z kim bawić. Znów wyjdzie tutaj moja słabość do jabłek ale spójrzmy na strukturę oferty usług Apple, w tym to jak prowadzony jest rozwój platformy Apple TV+ – ten biznes jest po prostu zdrowy od strony finansowej, ale też dalszego rozwoju i pozyskiwania klientów, czy też łechtania ego twórców (Najciekawiej może tu wyglądać premiera filmu Napoleon).

Natomiast na przestrzeni ostatnich lat wyrosły pęczki serwisów VOD i każdy ma swój mniejszy lub większy problem, który często wiąże się ze ślepym zapatrzeniem na konkurencje. Nie radzący sobie ViaPlay to kosztowne prawa do transmisji i jednocześnie chęć zapewnienia odpowiednich opraw tych wydarzeń na rozdrobnionym rynku europejskim. WarnerBros Discovery i jego Max to zatopienie sztandarowej marki HBO i wciąż brak pewności, jakie działania zapadną na naszym rynku. Na rynku, w którym korporacja ma tak znaczące w krajowym przemyśle rozrywkowym aktywa jak TVN i Player, ale też markę traktowaną jako premium, jaką jest HBO. SkyShowMax mierzy się z bałaganem licencyjnym i sublicencyjnym.

No i jest jeszcze Disney+, 100-letnia marka, mająca pod sobą jeszcze więcej kultowych marek dla każdej grupy wiekowej – Marvel, Star Wars, Disney Junior, National Geographic. Jednocześnie Disney w celach czystko księgowych usuwa treści, które dopiero co wyprodukował. Firma wprowadza lub zapowiada podwyżki, dodaje wersję z reklamami, planuje niższy pakiet bez 4K, wydłuża okna w dystrybucji kinowej i będzie walczyć z dzieleniem kont.

Spokojnie klienci wytrzymają? Otóż nie, wielu już nie wytrzymuje, a kolejni pójdą podobną drogą. Irytacja będzie narastać. I co ciekawe beneficjentem tego obok torrentów i wszelkich innych nielegalnych źródeł dostępu (a tych nie brakuje i – co gorsza – ludzie za to płacą) może okazać się też Netflix i Amazon. Firmy, które będą wypożyczać filmy i treści od wytwórni na cały okres. Hollywood nie potrafi na ten moment stworzyć pewnych, stabilnych „domów” dla swoich treści, a przecież taka idea stała za Disney+, HBO Max, czy serwisami Paramount+, Peacock, które u nas stanowią część SkyShowTime. Przejęcia, łączenia i zmiany na rynku VOD są nieuniknione.

Na razie pozostaje pytanie, kiedy tacy giganci jak Disney zorientują się, że drenowanie portfela klientów bez realnej wartości dodanej skończy się klapą.  Bo choć Disney dostarcza nowe treści, część treści jest wysokiej jakości, to jednak z firmą i serwisem zostaną fani, a nie będzie poszerzania grona odbiorców i dalszego budowania bazy klientów. Zwłaszcza że Disney+ jest doskonałym miejscem do napędzania przychodów firmy w innych miejscach – kinach, licencjonowanych musicalach, parkach rozrywki oraz wszystkich rzeczach z merchem. Ale księgowi musieliby wtedy spojrzeć całościowo, a nie tylko na gołe wyniki Disney+, a to wielu analityków niestety przerasta.

Czytaj też: Czy warto kupić telewizor 8K w 2023 roku?

Dlaczego zatęsknimy za kablówkami?

Warto też zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię. Dziś platformy satelitarne czy operatorzy kablowi w swej dawnej formie wymierają. Przestali być dostawcami treści, a są jedynie dostawcami sygnału. Kablówki dostarczają internet i powoli przestają dostarczać sygnał telewizyjny zwłaszcza dla młodszych odbiorców. Polsat i Canal+ też coraz skuteczniej rozwijają nowy model działalności, sprawiając, że talerz nie jest już „core” biznesu. UPC zostało wchłonięte do Play nie dla telewizji i dekoderów, a świadczenia właśnie dostarczania internetu do gospodarstw domowych i możliwości świadczenia usług łączonych.

Za kablówkami nie będziemy tęsknić z powodu kanałów telewizyjnych, te linearne do końca dekady praktycznie znikną. Łezki ronić będą jedynie boomerzy na myśl o FoxKids czy Jetix albo Poloni1. Ale VOD jest wygodne i tak już pozostanie. Natomiast to, co się zmieniło na gorszę, to kwestia pozycji negocjacyjnych! Dziś to my, klienci indywidualni „negocjujemy cenny” bezpośrednio z Warnerem, Disney’em i wszystkimi innymi serwisami VOD od wielkich korporacji. Ominięci zostali pośrednicy, pośrednicy, którzy mieli profesjonale zespoły kupców, negocjatorów i tworzyli produkt pod rynek lokalny, profilując cenę pod użytkownika. Inaczej z Disney’em negocjuje Solorz, a inaczej Kowalski, a nawet Smith.

Radość z globalnych usług, produktu rodem z ameryki, szybko zamienia się w gorzką pigułkę, gdzie zamiast jednego abonamentu mamy dziesiątki. A te stają się coraz gorsze jakościowo i droższe. W dodatku pojedynczy klient jest nikim w starciu z korporacyjną machiną.