Gdzie się podział milion polskich samochodów elektrycznych? NIK skontrolował produkcję Izery

Z kontroli NIK-u w Electromobility Poland, spółce zajmującej się produkcją Izery wynika, że… nie było tam żadnych przekrętów, których moglibyśmy się spodziewać. W takim razie – gdzie się podział milion polskich samochodów elektrycznych?
Gdzie się podział milion polskich samochodów elektrycznych? NIK skontrolował produkcję Izery

Dobra wiadomość – producent Izery działał zupełnie nie jak państwowa spółka

Choć w czerwcu 2023 roku prezes NIK-u Marian Banaś zapowiadał, że wokół Electromobility Polad jest wiele poważnych nieprawidłowości, sporo jest tu wniosków pozytywnych. O czym informuje Business Insider, który dotarł do dokumentu z najważniejszymi informacjami po kontroli.

Wbrew pozorom producent Izery nie działał jak typowa spółka, będąca pod wpływami obecnego rządu. Z kontroli NIK wynika, że wydatki były gospodarne, kontrahenci byli wybieranie z głową, uczciwie i nie na podstawie powiązań rodzinno-towarzystkich. W spółce nie byli zatrudnienie działacze, ich rodziny i znajomi, a wynagrodzenia nie odbiegały od rynkowego poziomu. Na ogół, o czym za moment. Nawet wydatkowanie środków było prawidłowe. W takim razie, skoro było dobrze, to dlaczego na naszych drogach nie jeździ jeszcze obiecany milion aut elektrycznych? Na to odpowiada mniej pozytywna część raportu.

Czytaj też: Ładowanie samochodu elektrycznego za darmo? Takie rzeczy tylko w dwóch krajach w Europie

Można odnieść wrażenie, że za produkcję Izery wzięły się osoby, które nie miały o tym pojęcia

Czytając zarzuty NIK-u można odnieść wrażenie, że Izera miała być wyprodukowana, ale zajmujące się tym osoby nie bardzo wiedziały, jak to działa. W 2017 roku został zorganizowany konkurs na projekt samochodu, a czterech laureatów dostało nagrody w wysokości 50 tys. zł brutto. Z projektów zrezygnowano, bo nie było możliwości seryjnej produkcji takich aut. Na takie działanie mogłoby sobie pozwolić BMW czy inny Mercedes, ale nie firma niemająca nawet pół fabryki. To nie działa w ten sposób, że rysujemy auto na kartce i w magiczny sposób rusza jego seryjna produkcja.

Seryjna produkcja Izery miała ruszyć w 2023 roku, ale przesunięto ją na lata 2025-2026. Póki co. Przyczyny opóźnienia są wręcz klasyczne i podręcznikowe – pandemia, kryzys, wojna… To miało wydłużyć negocjacje z partnerami i przyczynić się do wydłużenia prac.

Z tą prawidłowością wynagrodzeń i wydatków nie do końca jest tak dobrze, bo nie dotyczy ona zarządu. Wiadomo przecież, że pieniądze zawsze są dla zarządu. I tak jego członkowie może i zarabiali, zgodnie z ustawą kominową, 15-krotność średniego wynagrodzenia, ale były to zarobki netto. Electromobility Poland, w odpowiedzi udzielonej Business Insiderowi tłumaczy, że tak być powinno, bo przecież podatek VAT nie stanowi wynagrodzenia.

Izera ma być produkowana w Jaworznie, ale wybór lokalizacji miał być czysto polityczny. W zamian za wygaszanie kopalń, mieszkańcy mieli dostać fabrykę samochodów. Do tego Śląsk to bardzo ważna część kraju dla polityków obozu władzy (Morawiecki, Dworczyk, Cieszyński), więc wybór wydawał się oczywisty. W Jaworznie nie przeprowadzono badań technicznych i środowiskowych, choć takie przeprowadzono w innych, najlepiej ocenianych lokalizacjach.

Choć produkcja polskiego auta elektrycznego jest już zapowiadana, działka na której ma stanąć fabryka nie została jeszcze zakupiona. Niedługo ma się rozpocząć przetarg na zakup jednej z nich, a jej cena wywoławcza to 128 mln zł. Pozostając przy kwotach, w 2021 i 2022 roku spółka Electromobility Polad dostała po 250 mln zł z Funduszu Reprywatyzacji, a kolejne 70 mln zł od spółek energetycznych. Koszt uruchomienia fabryki to ok 6 mld zł.

Czytaj też: Uwaga, rowerzysto – kierowcy tych aut to nie święte krowy. Oni naprawdę Cię nie widzą

Milion czy dziesięć milionów aut elektrycznych nie zrobi nam różnicy. Tym i tak nikt u nas nie będzie jeździć

Nad niespełnioną obietnicą rządu o milionie aut elektrycznych w zasadzie nie powinniśmy płakać. Izera będzie kosztować nie mniej niż 200 tys. zł, a mówimy tu o cenie dzisiejszej. Za 3-4 lata, patrząc na stały wzrost cen aut, to może być już i 300 tys. zł lub więcej, więc na takie auto mało kto będzie w stanie sobie pozwolić. A nawet jeśli, to gdzieś trzeba je ładować, a patrząc na to, jak bardzo rządzący śpieszą się z modernizacją sieci energetycznej i rozbudową sieci ładowarek, nie wróżę temu świetlanej przyszłości.

W 2021 roku miałem okazję rozmawiać z przedstawicielem jednej z chińskich firm, która dostarcza komponenty do budowy aut elektrycznych. Zapytałem o Izerę i dostałem odpowiedź, że firma spotykała się w tej sprawie z rządem. Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:

  • Oprócz kompomentów mamy też duże doświadczenie w budowie sieci ładowarek. Skoro chcecie wyprodukować milion aut, konieczne będzie dostarczenie ładowarek.
  • Ale my chcemy samochód.
  • No tak, ale ten samochód trzeba ładować.
  • Nie nie, tylko samochód.
  • No ale…
  • Samochód!

Drugiego spotkania nie było.

To w zasadzie idealnie wpisuje się w informacje NIK na temat produkcji polskiego samochodu elektrycznego. Nie mamy do tego infrastruktury i nie mówimy tu o słupkach z kabelkiem do ładowania, ale absolutnej podstawie, czyli sieci energetycznej. Nie mamy przepisów ułatwiających korzystanie z odnawialnych źródeł energii (ustawa wiatrakowa). W najlepszym wypadku, o ile uda się faktycznie jakieś Izery wyprodukować, to utkną w kolejkach do ładowarek zasilanych węglem.