[WIDEO] Recenzujemy Lenovo Legion Go – największy eksperyment ostatnich lat

Powoli możemy mówić o otworzeniu się rynku komputerów, które jednocześnie są konsolami przenośnymi. Już nie tylko mniejsi producenci jak GPD czy Ayaneo grają o serca komputerowych graczy z zasobnymi portfelami i setkami gier kupowanymi przez lata. Nieco później niż ASUS ROG Ally do rywalizacji włącza się Lenovo Legion Go. Czy jest to próba godna odnotowania?
[WIDEO] Recenzujemy Lenovo Legion Go – największy eksperyment ostatnich lat

Trudno oprzeć się wrażeniu, że gdyby nie Nintendo Switch, nie rozmawialibyśmy dziś o sprzętach w tym formacie. Pod koniec września 2023 roku mówiło się o 130 milionach egzemplarzy, jakie przez czas życia konsoli znalazły się w sklepie. Koncept konsoli, którą można zabrać do łóżka, ale także podpiąć do telewizora, ekscytował na początku, a po latach okazał się sukcesem.

Moje przypomnienie o Nintendo Switch ma sens z jeszcze jednego powodu – Lenovo Legion Go zaczerpnął od Nintendo (i OneXPlayer) pomysł na odczepiane kontrolery. Jaka jest idea i implementacja rozwiązania – o tym później. Lenovo stworzyło konsolę, która ma wstawać wyżej, miauczeć głośniej, dźwigać większy ciężar. A tak bez memicznego języka – to sprzęt, w teorii, ekstremalny. Czy jednak warty (dla wielu także ekstremalnych) pieniędzy? Przekonajmy się!

Zobacz wideo i zostaw subskrypcję po więcej!

Lenovo Legion Go – specyfikacja

To jedno z większych urządzeń tego typu, więc spójrzmy, co oferuje na papierze. Testowany przez nas egzemplarz wyposażono w 512 GB przestrzeni dyskowej i jednostkę AMD Ryzen Z1 Extreme.

SpecyfikacjaLenovo Legion Go
Wymiary289,83 x 131 x 40,7 mm
Wymiary etui332 x 162 x 83 mm
Masa854 g
WykończenieSzkło Gorilla Glass 5 (przód konsoli), poliwęglan + ABS (kontrolery), poliwęglan + włókno szklane (konsola)
Ekran8,8″ IPS LCD
Rozdzielczość ekranu2560×1600 (373 ppi)
Odświeżanie ekranu60, 144 Hz
GłośnikiStereo, 2x 2W
Układ obliczeniowyAMD Ryzen Z1 lub AMD Ryzen Z1 Extreme
Procesor6x 3,2 GHz (4,9 GHz boost) lub 8x 3,3 GHz (5,1 GHz boost)
GrafikaAMD RDNA
RAM16 GB LPDDR5X 7500 MHz (lutowane)
ROM512GB/ 1 TB PCIe 4.0 M2.2242 SSD
Slot na kartę Micro SDTak
SystemWindows 11
Aplikacja producentaLenovo Legion Space
Wi-Fi802.11 a/b/g/n/ac/ax/6E, dwupasmowe
Bluetooth5.3
Mikrofontak
LokalizacjaBrak
Porty2x USB-C 4 z DisplayPort 1.4, jack 3,5mm, czytnik Micro SD, 2x łącznik 5-pinowy
CzujnikiOświetlenia, żyroskop, laserowy (mysz)
Czytnik linii papilarnychBrak
AkumulatorLi-Po, 49,2 Wh (6221 mAh)
Prędkość ładowania przewodowegoDo 65W
Ładowanie bezprzewodoweBrak
Ładowarka w pudełkuTak, 65W
Aparat Brak
Lenovo Legion Go oraz dopasowane etui

Do testów dotarł zestaw z futerałem obitym wewnątrz miękkim materiałem, pod którym kryje się dopasowana do wymiarów konsoli pianka lub karton. Do tego przyszyto pasek, który, jak mniemam, powinienem przełożyć przez front konsoli i ukryć jego końcówkę za nią. W centrum tego zestawu gości podstawka do jednego z kontrolerów, która pomoże zamienić go w fuzję myszki i arcade sticka (ale o tym później).

Po zapięciu całości zamkiem powstaje spory pakunek, do którego jednak nie mieści się dołączona do zestawu 65-watowa ładowarka. Na stałe przytwierdzony do niej przewód ma długość 1,8 metra i kończy się złączem USB-C. W pudełku sklepowym znajdziecie także zdrapkę na 3-miesięczny dostęp do usługi Game Pass Ultimate.

Lenovo Legion Go zjadło cały granulat dla przenośnych komputerów i udaje niewiniątko

O wykonaniu tej konsoli napiszę sporo, bo jest tutaj co omawiać – także ze względu na to, że Lenovo wrzuciło tu niemal wszystko, co dało się wrzucić do przenośnej konsoli. Zacznijmy jednak od ergonomii, bo o ile Lenovo Legion Go jest przenośną konsolą, to niemal na pewno nie jest konsolą poręczną. Z kontrolerami waży 854 gramy, a ze swoją długością bliżej jej do długości 13-calowego laptopa niż smartfonu czy o połowę lżejszego Nintendo Switch. Rozumiem, że to pierwsza generacja sprzętu, ale Steam Deck waży 214 gramów mniej, a ROG Ally jest lżejszy o 246 gramów.

Nie jest jednak tak, że Lenovo wymyśliło sobie tak dużą masę. Z pewnością odpowiada za nią fakt, że lewy i prawy kontroler da się odczepić, w związku z tym posiadają też swoje akumulatory. Do tego są tak upstrzone przyciskami, jak tylko się da. Przy pierwszym uruchomieniu uwagę skradnie jednak ogromny, jak na sprzęt przenośny, ekran o rozmiarze 8,8 cala. Zabezpieczono go szkłem Gorilla Glass 5. Nie zgromadziło ono rys (a tylko by spróbowało z tak gigantycznym futerałem). Jako, że jest to dotykowy, błyszczący ekran, gromadzi on odciski jak w każdym smartfonie czy tablecie.

Czytaj też: Legendarna konsola powraca. Spełnia się retro-marzenie nerdów

Ślady palców to motyw przewodni całego Lenovo Legion Go. Niby plastik na froncie kontrolerów jest matowy, ale tłuści się przy każdym dotyku i to widać. Płytka dotykowa na prawym kontrolerze wygląda, jakby była zmęczona dotykiem, niezależnie od tego, ile razy ją przetrzecie. Na bokach i z tyłu także zostają odciski. Przecieranie Legion Go to syzyfowa praca i pod tym względem ROG Ally wypada o niebo lepiej, mimo że jest biały. Nawet ruchoma część gromadzi odciski w bardzo widocznym stopniu. Swoją drogą ta podpórka spisuje się całkiem dobrze – stawia sensowny opór przy odchylaniu i nie ugina się, póki nie włożymy w to dużo siły. Dzięki niej ustawimy wysokość ekranu w zakresie między 45 a niemal 90 stopni. Doceniam taką swobodę, nie tylko przy zastosowaniach związanych z grami, ale i oglądaniu filmów.

Najważniejsze rzeczy w Lenovo Legion Go dzieją się na górnej ramce. To tam ulokowano zarówno gniazdo słuchawkowe, jak i slot na kartę Micro SD, a także przyciski do regulowania głośności i włącznik z diodą LED. Znajdziemy tam także port USB-C, ale co ciekawe, Lenovo umieściło drugi, taki sam port w dolnej części. Obydwa obsługują transfer plików i ładowanie z mocą do 65W. Wracając jednak na górną krawędź – przyciski zmiany głośności działają dobrze i klikają przyjemnie, podobnie jak wyłącznik. Jedyne, na co mogę narzekać, to slot na kartę Micro SD, który nie został obudowany w żaden sposób i należy wkładać do niego kartę dość ostrożnie.

Jakie wrażenia dają kontrolery Lenovo Legion Go?

Sporo przemyśleń na temat kontrolerów pojawiło się u mnie po dłuższym czasie. Te trzymają się głównej części z ekranem umiarkowanie pewnie. Miałem poczucie, że przy szybkim i mocnym odgięciu byłbym w stanie siłowo wyjąć je z konstrukcji. Z pewnością Lenovo Legion Go nie pomaga fakt, że podczas standardowego trzymania bez problemu będziemy nimi lekko poruszać do przodu i do tyłu. Co prawda nie odniosłem wrażenia, że coś mógłbym łatwo wyłamać, tym niemniej konstrukcja nie budzi we mnie pozytywnych odczuć.

Kilka decyzji projektowych do mnie nie przemawia. Jak dla mnie granie z wyjętymi kontrolerami to rozwiązanie niezbyt wygodne. Jasne, dzięki temu nie trzymamy najcięższej części konsoli, a do tego otrzymujemy funkcjonalność myszki. Z drugiej strony podczas rozgrywki wymagającej precyzji rezygnujemy z punktu docisku, który poprawia chwyt, a przez to precyzję. Przydałoby się akcesorium łączące dwie połówki jak dodatek dla Nintendo Switcha. Nie rozumiem też, dlaczego przyciski menu kontekstowego i pauzy (rodem z kontrolera Microsoftu) umieszczono tak nisko. Zanim dotrzemy kciukiem z gałki analogowej do przycisku pauzy, stracimy nieco czasu i nie da się go tak po prostu nadrobić. Moim zdaniem powinny one być w górnej części, tam gdzie znajduje się przycisk przekierowujący do aplikacji Legion Space, a po drugiej stronie włączający szybkie ustawienia.

Sama jakość przycisków oraz gałek jest dobra. Jedyny problem, jaki dostrzegłem, to nieco ograniczony zakres ruchów prawej gałki przy ruchach na skos w lewej i prawej dolnej części. Błąd sprawdzany na HadrwareTester wynosił 2% – nie przeszkadzało mi to podczas rozgrywki, ale wydaje mi się, że nie powinno się zdarzyć. Poza tym praca podświetlanych gałek wygląda dobrze. Pozytywnie ocenię też D-Pad, gdzie klik jest całkiem przyjemny oraz przyciski ABXY, które są tylko odrobinę mniejsze od tych w kontrolerze od Xboxa. Nieco za płytki klik mają bardzo długie bumpery (LB i RB). Podobają mi się za to triggery (LT i RT) – duże, stawiające opory i wyprofilowane tak, że palce bez problemu utrzymują się na nich przez długi czas nawet pomimo śliskiego wykończenia.

To, co dzieje się z dodatkowymi przyciskami, jest dla mnie mocno zastanawiające. Ze względu na próbę stworzenia z jednego kontrolera myszki/arcade-sticka dodatkowe przyciski nie są symetryczne. Na lewym kontrolerze znajdziemy dwa, całkiem spore i klikające dość odpustowo przyciski Y1 i Y2. Prawy kontroler ma dwa dodatkowe przyciski M1 i M2 na bocznej ściance, które omyłkowo klikałem podczas gry w niektóre tytuły (bez konsekwencji w grach), ale to nie wszystko. Na tylnym uchwycie znajdziemy przyciski M3 oraz Y3, ustawione nie pod sobą, jak na lewym kontrolerze, a obok siebie. Do tego zmieszczono tam kółko do przewijania stron internetowych, a na froncie dodano płytkę dotykową. Bardzo dużo do przetworzenia.

Porównanie układu kontrolerów Lenovo Legion Go (góra) i Asus ROG Ally

Ogólnie kontrolery uważam za całkiem dobre. Z pewnością fakt, że muszą mieścić akumulatory, wymusił ich opasłość, ale to korzystne o tyle, że łatwiej się je chwyta i pewniej leżały w moich dłoniach. Jednocześnie nie porwały mnie zaimplementowane wibracje. Wydaje mi się, że miały one być haptyczne, zwłaszcza oceniając po reakcji na dotykanie płytki dotykowej. Faktycznie są one reaktywne na wiele sposobów, ale jednocześnie odczuwam jakby kontrolery je wytłumiały i wiele z tego wielokierunkowego potencjału nie dociera do dłoni, zwłaszcza gdy kontroler nie dostaje od gier odpowiednio precyzyjnych komend.

Ekran i głośniki – czy Lenovo Legion Go to multimedialna bestia?

Kiedy do swojej konsoli wkładasz prawie 9-calowy ekran, naturalnym jest, że będzie on zwracał sobą uwagę. Dotykowy panel Lenovo Legion Go to IPS LCD. Nie jest to panel OLED jak w testowanej przez Arkadiusza rewizji Steam Deck OLED, jednak to jeszcze nie skreśla sprzętu na tle konkurencji. Zwłaszcza, że rozdzielczość 2500×1600 i odświeżanie panelu do 144 Hz to coś, co wyróżnia go (lub “Go”) na tle innych producentów. Podczas testów zadawałem sobie pytanie – czy to jednak nie za dużo? Odnoszę wrażenie, że trochę tak.

Ekran Lenovo Legion Go może funkcjonować jako samodzielny byt

Jasne, są podstawowe gry, które uruchomimy w podwyższonej rozdzielczości i pozwolą nam się cieszyć odpowiednią liczbą klatek na sekundę. Jednocześnie nie poczułem żadnej znaczącej dla moich oczu korzyści z uruchamiania gier w 1920×1200, w porównaniu do rozdzielczości 2500×1600 pikseli. Nie przy tym rozmiarze, nawet jeśli interfejs systemu zmniejszymy do 100%. Na ten moment, nawet dla wymagających graczy rozdzielczości większe niż Full HD nie wydają się przynosić szczególnych korzyści, zwłaszcza gdy będziemy grać na niskich lub średnio-niskich ustawieniach. Aplikacja producenta pozwala też szybko uruchomić rozdzielczość 1280×800 pikseli, ale wtedy różnica stawała się dla moich oczu zbyt dobitna.

Co do samych parametrów obrazu, Lenovo stworzyło całkiem przyjemny dla oka sprzęt. Moje oczy cieszy nasycenie barw – trzeba przyznać, że jest ono dosyć wysokie i niekoniecznie każdemu przypadnie to do gustu, ale wolę to po stokroć niż tanie, blade IPS-y ze smartfonów czy pierwszego Steam Decka i Nintendo Switcha. Przy maksymalnej jasności osiągałem poziom doświetlenia rzędu 640-680 luksów (wyższe wartości rejestrowałem w dolnej części wyświetlacza), a minimalnie około 30. Da się zagrać na nim w jasnym słońcu, choć nie w bardzo szczegółowe gry. Ponadto refleksyjność szkła na panelu jest dość spora.

Lenovo Legion Go ma całkiem żywy ekran

Kolory są żywe i całkiem adekwatne względem rzeczywistości, choć osobiście życzyłbym sobie, by biele stały się mniej żółtawe. Nie trzeba za to poprawiać bardzo dobrych kątów widzenia. Brakuje mi więcej opcji zmiany obrazu, czy to w Windowsie, czy w oprogramowaniu Lenovo, ale nie tak, jak innych funkcji rozwiązań poprawiających jakość. Niestety, Lenovo Legion Go nie obsłuży HDR-u oraz VRR, co mogłoby być pożądane przez bardziej zaangażowanych graczy. Trochę dziwny ruch, biorąc pod uwagę inne ruchy adresujące potrzeby graczy (jak mnóstwo dodatkowych przycisków).

8,8 cala to całkiem sporo przy 7 calach konkurencji

Co do głośników: są one dość ciche, nieporównywalnie cichsze niż w o wiele mniejszych smartfonach. Jednocześnie w związku z tym zyskują na klarowności, a producent skupił się na takim dostrojeniu, by dało się usłyszeć jak najwięcej bez przesterów. Nie znalazłem tu ciepłych i satysfakcjonujących basów, ale całość brzmi punktowo. Szkoda, że nie udało się zmieścić mocniejszych głośników w dolnej części, bo widać, że u góry jest im ciasno. Ostatecznie większość z nas i tak skieruje się ku słuchawkom przewodowym czy 2,4 GHz. Obydwa rozwiązania działają prawidłowo, w końcu to komputer.

Wydajność Lenovo Legion Go w grach i benchmarkach

Ktoś mógłby powiedzieć, że jak na swoją cenę Lenovo Legion Go byłby całkiem wydajnym laptopem. Dostajemy układ AMD Z1 Extreme z grafiką AMD Phoenix, które mogą działać przy poborze mocy do 15W. Wiemy, że do walki o użytkowników w przyszłości włączy się też Intel, natomiast na ten moment układ AMD Ryzen Z1 Extreme jest domyślnym rozwiązaniem dla twórców komputerów udających konsole.

Wyniki benchmarków Lenovo Legion Go

Perspektywa codziennej pracy na takim sprzęcie rysowałaby się przyjemnie, oczywiście po podłączeniu myszki i klawiatury. Poruszanie się między aplikacjami odbywa się tu płynnie i największym problemem jest tak naprawdę przestrzeń na pliki. Z 512 GB zostaje 475 GB, które łatwo zapełnić kilkoma większymi tytułami. Pamięć możemy uzupełnić kartą Micro SD do 2 TB, a bardziej zaawansowane osoby z pewnością będą w stanie wymienić dysk twardy PCIe 4.0 w formacie M.2 2242. W ten sposób nie rozszerzymy jednak pamięci operacyjnej. Wiele kart w przeglądarce czy obróbka grafik i wideo, jeśli odbywają się bez wodotrysków, nie sprawiają problemów.

Czasem Legion Go nie współpracował z oprogramowaniem zewnętrznym

Jaka jest kultura pracy Lenovo Legion Go? Urządzenie staje się nieco słyszalne przy pracy w trybie cichym, dość słyszalne przy zbalansowanym trybie, gdzie potrafi zaryczeć wentylatorami bez powodu oraz jest głośne, gdy korzystamy z trybu wydajności. Nie na tyle, by zagłuszyć głośniki, ale odczuwalnie. Ponadto podczas prozaicznych czynności, jak poruszanie się po ustawieniach, system potrafi wejść na wysokie obroty bez powodu.

Wydajność Lenovo Legion Go bez podłączenia do ładowania

Tak jak mogliście się spodziewać, najnowsze tytuły da się uruchomić, ale trzeba uwzględnić pewien kompromis. Czasem dotyczy on tylko jakości obrazka, czasem też jego rozdzielczości. Przy mniej wymagających grach z pewnością możecie cieszyć się płynną rozgrywką. Przy nowszych tytułach trzeba bawić się suwakami, a i tak nie zawsze efekt jest gwarantowany. Z pewnością zejście do 1280×800 jest jakimś rozwiązaniem, choć dla mnie zbyt radykalnym w odbiorze i stąd testowałem rozgrywkę w rozdzielczości 1920×1200 pikseli.

Jeśli nie chcecie ogrywać najnowszych premier z poczuciem, że czegoś w nich brakuje, to może nie powinniście w ogóle patrzeć na tego typu sprzęt. Jednocześnie obecnie niskie ustawienia w wielu tytułach wyglądają naprawdę przyjemnie i nieraz zbliżają się do tego, co prezentowały PS4 i Xbox One w swoich najlepszych momentach. Są jednak gry, gdzie brak wygładzania krawędzi czy dodatkowych technologii odbiera sporo uroku, nawet na (nadal) kompaktowym ekranie.

God of War (2018) działał, ale się nie cieszył

Wydaje mi się, że to jeszcze nie ten moment w historii. Być może w przyszłości Windows mocniej otworzy się na świat architektury ARM – to tam upatrywałbym szans na zmniejszenie rozmiarów przy zachowaniu dobrej wydajności. Jednocześnie grać, jak najbardziej, się da i nieraz sam miałem z tego sporo zabawy, a swoją cegiełkę dołożyła tu nie tylko moc, ale i przekątna ekranu. Jeśli więc ktoś jest gotowy na kompromisy, by grać w swoje ulubione tytuły z PC, to Lenovo Legion Go ma pewien potencjał.

Największa wada Lenovo Legion Go? Oprogramowanie

Jak na razie producenci niespecjalnie garną się do tworzenia sprzętów opartych o Steam OS. Tam nie znajdziemy (oficjalnie) abonamentu Xbox Game Pass, GeForce Now, a także większości aplikacji od praktycznie każdego większego wydawcy gier. Oczywiście to nie stanowi wielkiej przeszkody dla zaawansowanych osób, które na Steam Decku skorzystają z np. Lutris czy Heroic Games Launcher, nie wspominając o emulatorach. Tymczasem w Lenovo Legion Go znajdziemy pełnoprawnego Windowsa 11.

Powodzenia w dotykaniu – tu skala powiększenia i tak wynosi 175%

Nie chcę zaczynać dysputy na temat tego, czy Windows to dobry pomysł na system do konsoli przenośnej. Wiem jedno – jest on beznadziejnie zaprojektowany pod nawigację dotykiem. Czasem trzeba się do niej uciec, bo nie zrealizujemy gestów z wieloma palcami na płytce dotykowej w prawej części. Na domiar złego, pewną frustrację wzbudzało we mnie działanie klawiatury ekranowej. Tę wywołamy skrótem, ale gdyby nie on, to nie mógłbym liczyć na jej pojawienie się zawsze, kiedy tego potrzebuję. Rozmiar różnych elementów, z którymi wchodzimy w interakcję, jest albo za mały, albo przesadnie duży.

Dużo z tego negatywnego wrażenia mogłaby zatrzeć aplikacja Lenovo Legion Space, która skupia najważniejsze rozwiązania i skraca dostęp do gier. To ona poniekąd pełni rolę interfejsu “konsolowego”. Aktywujemy ją po naciśnięciu przycisku w górnej części lewego kontrolera. Co ważne i trochę smutne – rozwiązanie to nie działa w języku polskim, a jedynie angielskim.

Ekran główny Lenovo Legion Space

Naszym oczom ukazuje się strona główna, która zawiera w sobie pięć sekcji. Jedynie dwie z nich uważam za istotne – bibliotekę oraz ustawienia. Sekcja “granie w chmurze” przeniesie nas do strony Xbox Game Pass i odpali przeglądarkę, w której będziemy mogli jedynie dodać adresy URL do innych usług. Sekcja “Sklepy z grami” zawiera skróty do aplikacji, ale te nadal odpalają się w PC-towym, mało przyjaznym dla mniejszych ekranów interfejsie. Z kolei “Android Gaming” otwiera Windows Store, gdzie naszym oczom ukazuje się Amazon Appstore z dopiskiem “Ta aplikacja nie będzie działać na twoim urządzeniu”.

Jedynie sekcja biblioteki faktycznie spełnia swoje zadanie. Z jednego miejsca uruchomimy gry i aplikacje je obsługujące. Wyłapywanie ich z bibliotek działa całkiem dobrze, w dodatku sami dodamy niezbędne aplikacje. Z kolei w ustawieniach jest co zmieniać, ale nie jest też idealnie. Zamiast menu obsługującego wybór sieci Wi-Fi czy połączenia Bluetooth – przekierowanie skrótem w osobnym menu do ekranu z ustawieniami, gdzie obsługa za pomocą ekranu dotykowego jest sporo trudniejsza. Do tego sekcja szybkich ustawień także jedynie skraca drogę do trudnego w obsłudze, dotykowego doświadczenia z Windowsem.

Jest jednak sporo rzeczy do skonfigurowania. Część z nich umieszczono w skrótach dostępnych po naciśnięciu górnego przycisku na froncie prawego kontrolera. W ten sposób szybciej przełączymy rozdzielczość renderowanego obrazu, zmienimy jasność czy zmienimy ustawienia wibracji. Przełączymy się też między jednym z trzech efektów świetlnych, które możemy możemy modyfikować w ustawieniach, w tym zmieniać ich jasność i tempo przechodzenia. Ustawimy też pobór mocy w danym trybie, jak i moc pracy wiatraków. Maksymalne TDP wynosi tu 30W.

W oprogramowaniu irytowała mnie jeszcze jedna rzecz. O ile w momencie, gdy kontrolery były połączone z konsolą, nie było problemu z wykrywaniem gamepada, tak w kilku momentach po ich odczepieniu urządzenie o nich zapomina i każe sobie czekać, aż znowu wykryje kontrolery. Czasem trwa to kilka sekund, czasem trafia się gra, która stawia opór. Dwukrotnie zdarzyło mi się, podczas gry w God of War, że nie byłem w stanie odpalić nic za pośrednictwem kontrolerów, ale działał gładzik.

Jeśli jesteście mocno wkręceni w personalizację swojego doświadczenia, zapewne uznacie Lenovo Legion Go za ciekawe narzędzie do grania. W końcu to komputer z Windowsem, więc możliwości nie brakuje. Jednocześnie to, co otrzymujemy w pudełku, wymaga poprawy i głębszej integracji z systemem. Marzy mi się scenariusz, w którym integracja Windowsa i dotyku byłaby na tyle dobra, by nie odczuwać braku klawiatury i myszki.

A skoro o myszce mowa, Legion Go może poświęcić jeden ze swoich dwóch kontrolerów na bycie myszką. To dość abstrakcyjne na pierwszy rzut oka rozwiązanie ostatecznie oceniam jako coś, do czego dałoby się przyzwyczaić, choć nie w moim przypadku. Przy dłuższej rozgrywce niektóre tytuły zyskują nawet odczucie bliskie faktycznemu graniu myszką. Jednocześnie nie zostaniecie z tym zestawem mistrzami Counter Strike’a, a do tego trochę to gryzie się z ideą mobilnego grania, bo musicie znaleźć odpowiednią powierzchnię.

Bateria bez szału, ale i bez tragedii

Lenovo Legion Go ma całkiem spore akumulatory o łącznej pojemności 6221 mAh (49,2 Wh) w części głównej i po 900 mAh na każdy z kontrolerów. Ma też przy tym spore zapotrzebowanie na energię i jeśli tylko bardzo wam na tym zależy, to będziecie w stanie rozładować go nieco ponad godzinę podczas rozgrywki – na przykład w God of War przy niskich ustawieniach, z odświeżaniem do 144 Hz i rozdzielczości 1920×1200 pikseli. Jednocześnie, jeśli zejdziecie do 60 Hz i odpalicie Vampire Surivivors, możecie cieszyć się ponad dwoma godzinami rozgrywki, czasem nawet z okładem. Zdarzało się też, że Forza Horizon 5 działała przez godzinę i 45 minut. Wszystkie te wyniki osiągałem w trybie wydajności (TDP: 15W).

Ładować konsolę możemy przez etui, ale wtedy robi się gorąco

Jak więc widzicie, można sporo zaoszczędzić, ale nawet najwspanialsze zmiany ustawień TDP, rozdzielczości czy jasności ekranu nie zmienią tego, że to sprzęt łaknący prądu, a przy 2560×1600 pikseli trudno byłoby cieszyć się rozgrywką przez dłuższy czas. Warto mieć na podorędziu 65-watową ładowarkę by albo na stałe podłączyć sprzęt do prądu, albo naładować go w maksymalnie dwie godziny. Znacznie lepiej robić to od około 20% niż zaczynać od zera. Wtedy od 20 do 80% dojdziemy w około 45 minut. Jednocześnie przy ładowaniu konsoli usłyszymy zarówno świst wentylatora jej wywiewów, jak i poczujemy nieco ciepła, jakie gromadzi się w całej obudowie.

Lenovo Legion Go to najodważniejszy sprzęt ostatnich lat. Tylko co z tego wynika?

Lubię technologie, które choć może nie wyglądają jak marzenie, tak są pierwszym krokiem do ciekawszej przyszłości. To dlatego ciepło myślę o pierwszej generacji składanych smartfonów, które były dość prototypowe. To skojarzenie prowadzi mnie do Lenovo Legion Go, który choć nie był pierwszy, to w swojej wizji komputera łączącego cechy przenośnej konsoli jest najodważniejszy. Jednocześnie w tej odwadze jest sporo brawury, która nie zawsze oznacza rozsądne wybory – pod względem ergonomii, jakości wykonania czy braku implementacji pewnych rozwiązań.

Lenovo Legion Go w wyglądzie i codziennym korzystaniu wrażenie prototypu. Po części wynika ono z odważnych decyzji (bo tak widzę chociażby próbę stworzenia z jednego kontrolera pełnoprawnej myszki), ale po części też z designu. Ten, nie dość że surowy, to prędzej hołduje logice: “Tu umieścimy ten przycisk, bo inaczej nam się to nie zmieści” aniżeli jakiejkolwiek wygodzie. To taka próba stworzenia mocno zaawansowanej lokomotywy parowej w świecie, w którym sukces odniosła lekki i mały wagon elektryczny. To jednocześnie sprzęt o wiele bardziej PCtowy niż ROG Ally, co niektórzy mogą uznać za zaletę.

Dla mnie Lenovo Legion Go był… przeżyciem. Nie zostałem po jego teście fanem konsol przenośnych w wersji XL, nie zakochałem się też w jego czasie pracy na baterii, choć ten nie był aż tak zły. Podobnie jak jego wydajność, która wystarczy na spotkanie z różnym kalibrem gier, choć nie zawsze będą to spotkania na idealnym gruncie.

Lenovo Legion Go to sprzęt dla bardzo zaangażowanych entuzjastów, którzy z jakiegoś powodu nie chcą się pakować w Steam Decka. To także komputer zauważalnie droższy od konkurencji, co nie ułatwia życia. Tak samo, jak ekscytuje, tak też odepchnął mnie nieporęcznością i nierównym oprogramowaniem. To pierwsza warstwa obrazu, w którym istnieje potencjał na arcydzieło. Postęp musi jednak dostarczyć lepszych farb w postaci mocniejszych akumulatorów, wydajniejszych układów i solidnych, acz lżejszych materiałów. Na razie to bardziej obietnica niż skończone dzieło, choć z pewnością część osób na tej kanwie zmaluje coś dla siebie.