Lotnictwo USA znów rozczarowało. Co stało się z niszczycielskimi laserami?

Początkowy zachwyt i fascynacja to za mało, żeby rewolucjonizować uzbrojenie? Wygląda na to, że wielkie plany lotnictwa USA związane z bronią laserową na pokładzie samolotów zostały zweryfikowane przez rzeczywistość i nie skończyło się to dobrze.
Lotnictwo USA znów rozczarowało. Co stało się z niszczycielskimi laserami?

Pięć lat pracy w piach? Historia programu AHEL zmierza ku końcowi

W 2019 roku dowiedzieliśmy się o kontrakcie przyznanym firmie Lockheed Martin na integrację, testy i demonstrację broni laserowej AHEL (Airborne High Energy Laser) na samolocie AC-130J. W lipcu 2021 roku nadeszła tego kontynuacja, kiedy to przyznano firmie kolejny kontrakt o wartości 12 milionów dolarów do realizacji w pięć lat, który obejmował serwis techniczny, integrację, testy i finalną demonstrację systemu AHEL.

Czytaj też: Ma cztery nogi i nie zawaha się ich użyć. Pierwszy robopies już na służbie USA

Pierwotny plan na realizacje tego programu miał zapewnić, że samolot C-130J z AHEL będzie mógł wysyłać z nieba niszczycielskie promienie o mocy rzędu 60 kW. Dziś jednak dowiedzieliśmy się, że Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych zrezygnowały z planów przeprowadzenia testów lotniczych na uzbrojonym w broń laserową o kierowanej energii AC-130J Ghostrider po latach opóźnień. Innymi słowy, USA pogrzebały właśnie swoje szanse na pierwszą operacyjną lotniczą broń laserową w amerykańskim arsenale, która miała zostać wprowadzona na służbę przed 2030 rokiem.

Z jednej strony taka decyzja została podyktowana zmianami w planowanej dla AC-130J przyszłości, ale z drugiej samym potencjałem broni laserowej. Ta może i nie zawitała w przestworzach, ale zaliczyła kilka testów naziemnych.

Po osiągnięciu znaczących operacji z wysoką mocą na otwartym terenie w testach naziemnych system laserowy AHEL napotkał techniczne wyzwania. Te wyzwania opóźniły integrację na wyznaczonym samolocie AC-130J Block 20 poza dostępnym oknem integracji i testów lotniczych. W rezultacie program został przekierowany na testy naziemne w celu poprawy operacji i niezawodności, aby przygotować się na pomyślne przekazanie do użytku przez inne agencje powiedział rzecznik AFSOC w oświadczeniu.

Czytaj też: Nawet na terenie USA nie jest bezpiecznie. Baza amerykańskiego lotnictwa zaatakowana

Obietnice związane z AHEL były ogromne, bo przecież mówimy tutaj o niszczycielskich laserach, które są niczym innym, jak ukierunkowaną energią w formie wiązki światła. Tyle tylko, że nie jest to broń idealna, bo choć “atakuje” niewidzialnymi promieniami w całkowitej ciszy, celowanie nią jest bardzo uproszczone z racji prędkości światła, a każdy strzał kosztuje grosze, to taki laser osłabia byle deszcz czy pył, sprawiając, że na cel finalnie prawie na pewno nie padłoby wspomniane 60-kW niszczycielskiej mocy. Zakładano jednak, że ta moc będzie i tak wystarczająco wysoka, aby dosłownie usmażyć pocisk, silnik czy drona przy dłuższym “naświetlaniu”.

Czytaj też: Armia USA nie będzie miała sobie równych. Właśnie sprawdziła wojskowego drona-ducha

Co więc teraz stanie się z pracą, która została wykonana w ramach programu AHEL? Chociaż budżet na 2025 rok fiskalny nie wspomina nic a nic o tej broni laserowej, której finansowanie ma zakończyć się w bieżącym roku finansowym, to lotnictwo USA ma przekazać zdobytą wiedzę innym chętnym agencjom. Szczegółów co do samej broni oraz jej potencjału wprawdzie nie znamy, ale wydaje się pewne, że taki sprzęt nie może po prostu ot tak pójść do kosza w czasach, w których lasery traktuje się jako potencjalnie rewolucyjną broń do systemów przeciwlotniczych.