Kosztują krocie, odmieniają wojny i jest ich już ponad 1000. Dopiero teraz USA dały zielone światło do ich produkcji

O myśliwcach F-35 Lightning II słyszeliście już zapewne nie raz i wiecie, że nie tylko trafiły one w ogromnych liczbach na służbę wojska USA, ale też w ręce pilotów innych państw. Jak to więc jest możliwe, że dopiero teraz, po wyprodukowaniu ponad 1000 myśliwców tego typu, Amerykanie dali zielone światło do ich masowej produkcji?
Kosztują krocie, odmieniają wojny i jest ich już ponad 1000. Dopiero teraz USA dały zielone światło do ich produkcji

Kres dekady opóźnień i realizacja wielkich obietnic. Oto zwieńczenie długiej drogi F-35

Historia stojąca za myśliwcami F-35 Lightning II to opowieść pełna wyzwań technicznych i przekroczeń budżetu, ale opowieść, która wreszcie musiała się skończyć i to właśnie nastąpiło teraz. Historia tych myśliwców sięga ubiegłego wieku, kiedy to rozpoczęto przetarg Joint Strike Fighter (JFS) na zaawansowane wielozadaniowe myśliwce, w którym to wygrała firma Lockheed Martin ze swoim X-35. Pięć lat później doszło do pierwszego lotu wersji produkcyjnej i wtedy to właśnie rozpoczęto ich produkcję… tyle że nie tę masową. Na ten dokładnie moment musieliśmy poczekać całe 18 lat, bo dopiero 13 marca 2024 roku Pentagon w pełni zaakceptował masową produkcję tego myśliwca, na którego ciągle jest ogromne wzięcie, bo wedle planowanych zamówień, Lockheed Martin będzie musiał wyprodukować ponad 3000 tych myśliwców piątej generacji.

Czytaj też: Ciężki śmigłowiec szturmowy Chin po raz pierwszy na zdjęciu. Z-21 Ma dorównać AH-64 Apache z USA

Nowy myśliwiec Chin szóstej generacji

Skąd więc wziął się tak długi okres rozwoju oraz dopracowywania projektu? Wpłynęło na to wiele kwestii, ale przede wszystkim to, że ambicje stojące za myśliwcami F-35 były zawsze ogromne. Nie tylko dlatego, że w grę wchodziły myśliwce piątej generacji, ale też przez fakt, że od samego początku miały na celu zastąpienie szerokiej gamy samolotów w Siłach Powietrznych, Korpusie Piechoty Morskiej i Marynarce Wojennej w aż trzech różnych wariantach (-A, -C i -B). W realizacji tego celu samoloty byłyby produkowane w małych partiach przed pełnym zatwierdzeniem produkcji, co miało na celu przygotowanie obszernej globalnej sieci dostawców i linii produkcyjnych do pełnoskalowej fazy produkcji.

Czytaj też: Lotnictwo USA znów rozczarowało. Co stało się z niszczycielskimi laserami?

Miało to miejsce nawet wtedy, gdy myśliwiec przechodził rozwój i testy, ale miało też skutek uboczny w postaci ponad 1000 egzemplarzy wyprodukowanych na długo przed zielonym światłem dla masowej produkcji. Czy to dobrze? Czy to źle? Zależy, bo jak wiadomo, masowa produkcja zawsze jest tańsza, a proces dążenia do niej to zwykle większe straty, ale straty zwykle godne, bo podejmowane w ramach dążenia do perfekcji. Tyle tylko, że dziś około 900 F-35 już w służbie na całym świecie musi zostać zaktualizowanych do wspólnego standardu, a ten proces wymaga ogromnych nakładów pracy, którą ciekawie będzie doglądać.

Czytaj też: Ma cztery nogi i nie zawaha się ich użyć. Pierwszy robopies już na służbie USA

Chociaż przejście do pełnej produkcji masowej jest w wielu aspektach krokiem proceduralnym, na którego można machnąć ręką, to tym razem jest to coś znacznie bardziej znaczącego dla wojsk na całym świecie. Jako że dotyczy to najpotężniejszych myśliwców wojskowych, to ta chwila stanowi namacalne uznanie przejścia programu z przedłużającego się okresu rozwoju i testów do nowej fazy skupionej na dostawach i gotowości operacyjnej. Dla międzynarodowego konsorcjum narodów inwestujących w myśliwce F-35, ten moment jest symbolicznym przekroczeniem linii mety po maratonie technicznych i finansowych wyzwań.