Wojna na morskim i oceanicznym dnie zaczęła nabierać coraz większego potencjału
Kojarzycie Nord Stream 2, czyli 1234-kilometrowy gazociąg między Rosją a Niemcami? Ten sam, którego budowę rozpoczęto w 2011 roku i zaprzestano dążenia do jego uruchomienia 2022 roku? Ten właśnie gazociąg padł ofiarą wykształcającej się aktualnie nowej formy wojny, która zagraża nie tylko bezpieczeństwu narodów, ale także samej infrastrukturze leżącej u podstaw globalnej gospodarki. Nie jest to zresztą jedyny przypadek, bo ostatnio to Morze Czarne stało się punktem koncentracji dyskusji na temat dronów morskich i ich wpływu na domenę morską. Wszystko przez ostatnie podejrzane ataki Huti na podmorskie kable w Czerwonym Morzu, które są niczym przypomnienie tej nowej rzeczywistości.
Czytaj też: Z tym sprzętem bojowym wojna, to jak gra wideo na kodach i wcale nie mowa o dronach
Te incydenty podkreślają zmianę w kierunku formy konfliktu, który obiera na cel niewidoczne na co dzień, lecz niezbędne arterie globalnej komunikacji i dystrybucji energii. To właśnie sprawia, że era wojny na dnie morskim, charakteryzująca się atakami na infrastrukturę podmorską, niewątpliwie nadeszła. Od Bałtyku po Morze Północne, a teraz Czerwone Morze – wszystkie incydenty z udziałem dronów podwodnych wytworzyły pewien wzór, który mówi jasno, że wojna o infrastrukturę podmorską rozgorzała na dobre. Ten nowy wymiar konfliktu może mieć daleko idące konsekwencje, potencjalnie zakłócając wszystko – od łączności internetowej po dostawy energii, z reperkusjami odczuwalnymi na całym świecie.
Czytaj też: Widok rodem z filmu sci-fi. Przez ten sprzęt wojna zmieni się nie do poznania
Nie będzie to nawet nic aż tak nowego, bo już podczas I wojny światowej Wielka Brytania przerwała niemieckie kable telegraficzne na morskim dnie. Jednak dziś to zagrożenie jest jeszcze większe, bo po prostu na świecie przybyło tego typu infrastruktury, a nowoczesne technologie (drony podwodne) umożliwiają jeszcze skuteczniejsze ataki na tego typu obiekty względem np. kotwic czy nurków. To o tyle ogromny problem, że dzisiejszy świat jest silnie powiązany i w dużej mierze zależy od podmorskich kabli i rurociągów dla energii elektrycznej, gazu ziemnego, ropy naftowej i połączeń internetowych. Atak na pojedynczy węzeł tego typu może mieć efekt domina, który będzie odczuwalny nawet na innych kontynentach.
Czytaj też: Wojna uczy izraelskich czołgistów. Spójrz na ulepszone czołgi Merkawa
Dziś w realizowanie misji podwodnych inwestują m.in. Chiny czy Rosja, tworząc zarówno autonomiczne drony, jak i specjalne okręty podwodne z hangarami, z których te bezzałogowce będą mogły wyruszać na misje niszczenia lub przechwytywania różnych sygnałów. Problem w tym, że rozwój właśnie bezzałogowców sprawił, że misje na dnie morskim mogą podejmować nie tylko największe potęgi na świecie, ale nawet wspomniani rebelianci. Nie oznacza to wprawdzie, że wkrótce doczekamy się podwodnej marynarki wojennej, która będzie musiała zostać wydzielona z tej tradycyjnej, aby lepiej przeprowadzać misje na dnie mórz i oceanów, ale z pewnością w następnych latach pojawią się sprzęty i jednostki, które będą za to odpowiadać.