Widzieliście zorze w maju? To nic w porównaniu z tym co nadchodzi

Noc z 10 na 11 maja 2024 roku była jedną z najbardziej ekscytujących dla wszystkich miłośników nocnego nieba od dobrych dwudziestu lat. W ciągu kilkunastu godzin do Ziemi dotarło aż siedem obłoków plazmy wyrzuconych w koronalnych wyrzutach masy z powierzchni Słońca. W październiku zaledwie kilka tygodni temu także mieliśmy popis mocy naszej Gwiazdy Dziennej. Nie ma w tym nic dziwnego, wszak aktualnie Słońce znajduje się w maksimum swojej aktywności. Okazuje się jednak, że najlepsze jest wciąż przed nami.
Widzieliście zorze w maju? To nic w porównaniu z tym co nadchodzi

To może być zaskakująca informacja. Jakby nie patrzeć, logicznym się wydaje to, że w maksimum aktywności plam słonecznych na powierzchni Słońca jest najwięcej, a tym samym samych rozbłysków i koronalnych wyrzutów masy także jest najwięcej. To z kolei automatycznie powinno oznaczać, że i zórz polarnych na Ziemi będzie najwięcej także w trakcie maksimum słonecznego. Jak więc zatem można przyjąć informację mówiącą, iż najsilniejsze zorze polarne czekają nas dopiero na przełomie 2026 i 2027 roku, kiedy już będziemy po maksimum słonecznym. Naukowcy Pål Brekke oraz Scott McIntosh w rozmowie z portalem Space przekonują, że tak właśnie oddziałują ze sobą Ziemia i Słońce.

Czytaj także: Aktywność Słońca wychodzi poza skalę. Rekordowa liczba plam słonecznych. Może być jeszcze gorzej

Plamy słoneczne, rozbłyski i koronalne wyrzuty masy oczywiście wzmagają częstotliwość burz geomagnetycznych i powodowanych przez nie zórz polarnych, ale jak wskazują badacze, w fazie spadku aktywności na powierzchni Słońca bardzeij powszechnie pojawiają się dziury koronalne, przez które strumienie cząstek wyrzucanych ze Słońca uciekają łatwiej i szybciej. Warto tutaj pamiętać, że w przeciwieństwie do plam słonecznych, dziury koronalne utrzymują się w atmosferze naszej gwiazdy znacznie dłużej, często nawet przez kilka obrotów Słońca wokół własnej osi.

Jak wskazują naukowcy, cykl słoneczny powinno się tak naprawdę dzielić na dwie fazy: jasną i ciemną. W jasnej, aktywność zórz polarnych jest zdominowana przez rozbłyski słoneczne oraz koronalne wyrzuty masy. Ta faza osiąga szczyt aktywności wraz z maksimum słonecznym. Ciemna faza to ta zdominowana przez dziury koronalne, która pojawia się na etapie zaniku aktywności słonecznej, kilka lat po maksimum.

Czytaj także: Słońce bardziej wściekłe niż przewidywano. Małe satelity padają jak kaczki

Tuż po maksimum tak naprawdę te dwie fazy częściowo na siebie nachodzą, przez co w przestrzeni międzyplanetarnej powstaje turbulentne środowisko, w którym oddziaływanie koronalnych wyrzutów masy oraz dziur koronalnych szczególnie silnie wpływa na magnetosferę ziemi, powodując prawdziwy szczyt aktywności zorzowej na Ziemi.

Powyższe dane wskazują zatem na to, że dopiero za dwa lata będziemy rozkoszować się prawdziwymi spektaklami na nocnym niebie. Skoro już teraz jest tak ciekawie, a aktywność zorzowa będzie wciąż rosła, to przed nami naprawdę długie nieprzespane noce. O ile operatorzy satelitów i sond kosmicznych przesadnie się takim obrotem rzeczy nie cieszą, to amatorzy astronomii mogą być w doskonałych humorach, szczególnie ci, którzy przespali fenomenalne majowe zorze i wciąż liczą na to, że niebo w swej łaskawości powtórzy ten spektakl specjalnie dla nich.