Recenzja Nikon Z6 III – od złośliwości do czystej sympatii

Nikon Z6 III trafił w moje ręce z czystej złośliwości. Ale do jego recenzji podszedłem z chłodną głową, bo w wielu aspektach był to dla mnie sprzęt zupełnie nowy. Wrażenia pozostawił pozytywne, ale nie ze wszystkim byłem w stanie dojść do porozumienia.
Recenzja Nikon Z6 III – od złośliwości do czystej sympatii

Owa złośliwość to mocarny materiał z wyjazdu organizowanego przez Nikona, który doczekał się nawet wzmianki w naszym fotograficznym podsumowaniu roku. Zwyczajnie chciałem sam sprawdzić, czy Nikon Z6 III faktycznie robi zdjęcia na poziomie kalkulatora i bardzo złośliwie zapytałem Nikona o możliwość przeprowadzenia testu. Udało się to bez większych problemów, choć próbuję sobie cały czas tłumaczyć, że to zwykły przypadek i taki, a nie inny układ testowego sprzętu, a nie złośliwość zadecydował o tym, że wraz z aparatem dostałem dwa fizycznie wymagające obiektywy – 70-200 mm f/2.8 oraz 28-400 mm f/4-8. Chciałeś być taki mądry – dźwigaj! i kombinuj jak to spakować do plecaka. Z drugiej strony, być może producent chciał w ten sposób wskazać, przy jakiej fotografii najlepiej sprawdza się Z6 III, więc podjąłem wyzwanie.

Na dobrą sprawę był to mój pierwszy świadomy kontakt z Nikonem. Miałem wcześniej styczność z D3200 za czasów, kiedy wiedziałem, że jak naciskam guzik, to na ekranie pojawia się obrazek oraz Z50 w 2020 roku, czyli w czasach, w których pojęcie o fotografii miałem bardzo mgliste. Dlatego też poniższą recenzję możecie też odbierać jako pisaną z perspektywy osoby, która na dobrą sprawę pierwszy raz korzysta z Nikona.

Nikon Z6 III to kawał aparatu

Jeśli macie wśród znajomych osobę, która zachwyca się kompaktowymi aparatami i hejtuje współczesne bezlusterkowce za to, że są duże, a przecież miały być mniejsze niż lustrzanki… to pokażcie jej Nikona Z6 III. Narzekaniom i żartom nie będzie końca.

Bo tak, Nikon Z6 III to dosłownie kawał aparatu i piszę to z perspektywy użytkownika Sony A7 III. Pod kątem obsługi nie sprawia to najmniejszych problemów. Rozkład przycisków jest przemyślany, a ogromny grip daje bardzo pewny chwyt. Problemy pojawiają się przy obiektywach takich jak właśnie Nikkor Z 70-200 mm f/2.8, bo połączenie aparatu ważącego ok 760 gramów z prawie 1,5 kg obiektywem jest wymagające fizycznie.

Przy przesiadce z innego systemu raczej nie nikt nie powinien mieć problemów z odnalezieniem się w obsłudze Nikona Z6 III. Mamy tu pokrętło wyboru trybów na górze obudowy po stronie lewej i plus za to, że obrócenie go wymaga przytrzymania przycisku po środku koła. Tryby są takie same do filmowania i fotografowania i to zależy od tego, w jakiej pozycji mamy ustawiony suwak na prawo od wizjera.

Do tego mamy dwa pokrętła do zmiany parametrów fotografowania – jedno z przodu na gripie, drugie na górze obudowy po stronie prawej, nieduży ekran pomocniczy z najważniejszymi parametrami, duży i wygodny dżojstik oraz dwa programowalne przyciski na przodzie obudowy. Czy przydałoby się tu trzecie pokrętło? Wydaje mi się, że to zależy od tego, z jakiego sprzętu się przesiadamy, ale na pewno nikt by nie narzekał, jakby się pojawiło.

Pod względem konstrukcji, z perspektywy użytkownika Sony, przedziwne jest zakładanie obiektywu, bo ten po założeniu na bagnet przekręcamy w lewo, a nie w prawo. Pewnie w drugim sprzętowym kierunku zdziwienie byłoby takie same. Dziwne było też dla mnie umieszczenie pierścieni na obiektywie 70-200, bo tam, gdzie w Sony mam zmianę ogniskowej, to w Nikkorze jest regulacja ostrości i odwrotnie. Co system to inne zwyczaje.

Wracając do konstrukcji Nikona Z6 III – duży, solidny (uszczelniony) i wygodny.

Czytaj też: Test Sigma 24-70mm f/2.8 DG DN Art II – jedyny obiektyw, jakiego potrzebujesz

Nikona Z6 III można kupić dla samego wizjera, ale czujnik zbliżeniowy bywa irytujący

Jeśli miałbym wskazać jeden element, który najbardziej spodobał mi się w Nikonie Z6 III to byłby to właśnie wizjer. Kryje się za nim ekran OLED o dużym powiększeniu 0.8x i widziany w nim obraz jest przede wszystkim właśnie duży. Trudno to opisać, to zwyczajnie trzeba zobaczyć i nie kojarzę, żeby wizjer innego aparatu dawał mi aż takie dobry widok kadru. Wyświetlany obraz jest bardzo dobrej jakości. Kolory nie są przekłamane i to zapewne zasługa pokrycia palety DCI-P3.

Ekran ma przekątną 3,2 cala i jest to panel TFT taki sam, jak w poprzedniej generacji Nikona Z6. Oferuje prawie maksymalne kąty widzenia, a wyświetlany obraz jest bardzo dobrej jakości. Bez zarzutów jest też maksymalna jasność, ale w słoneczne dni odbicia na ekranie są dosyć spore. Wyświetlacz jest dotykowy i za pomocą dotyku możemy zrobić bardzo dużo, w tym mamy tu możliwość przeglądania zdjęć z wykorzystaniem typowo smartfonowych gestów. Ciekawą funkcją jest opcja zoomu na podzielonym ekranie. Na połowach ekranu widzimy przybliżoną lewą i prawą część kadru i możemy przesuwać go niezależnie. Może to być przydatne w fotografii architektury, kiedy zależy nam na idealnej symetrii.

Tym, co mi się mocno nie spodobało, jest zbyt czuły czujnik zbliżeniowy. Jeśli, podobnie jak ja, w trakcie fotografowania korzystacie zamiennie z ekranu i wizjera to bywa to irytujące, bo zrobienie zdjęcia z biodra bardzo często kończyło się zabraniem obrazu z wyświetlacza, bo czujnik uznał, że zbliżam się do wizjera. Zdecydowanie jego czułość powinna być nieco zmniejszona. Koniec końców, często potrzebne były różne wygibasy tylko po to, aby odsunąć od siebie aparat w trakcie fotografowania na tyle, aby czujnik nie wygaszał ekranu.

Czytaj też: Recenzja TTartisan AF 75 mm f/2 ED – portretowy obiektyw z autofocusem za ILE?!

Kilka słów o wygodzie obsługi

Przyznam, że miałem pewne obawy co do tego, czy szybko przyjdzie mi opanować poruszanie się po Menu i funkcjach Nikona Z6 III, ale bardzo szybko się pod tym względem polubiliśmy. Jak na tak, w końcu bardzo zaawansowany aparat, Menu jest dosyć proste i bardzo intuicyjne. Wszystkie funkcje są dokładnie opisane i nawet jeśli coś wygląda nie bliżej niezrozumiały skrót, to od razu mamy dostępne wyjaśnienie, co konkretnie się tu zmienia. Interfejsowi jest zdecydowanie bliżej Sony lub Canona, niż ogromnie rozbudowanego Olympusa.

To samo dotyczy szybkiego Menu, gdzie mamy 12 podstawowych funkcji jak tryby pracy autofocusu, zmianę balansu bieli – typowy standard i ponownie, opcji jest w sam raz.

Znalazły się też rzeczy, które wydały mi się dziwne. Zazwyczaj ustawianie autofocusu w całym kadrze jest domyślnym trybem działania i znajduje się on na początku listy w szybkim Menu. W Nikonie Z6 III jest on na końcu listy. Z kolei kiedy chcemy zmienić tryb fotografowania np. na zdjęcia seryjne, musimy wcisnąć guzik, przytrzymać go i w tym czasie za pomocą pokrętła wybrać interesujący nas tryb. Bez trzymania przycisku – nie da się. Pewnie z perspektywy użytkowników Nikona wymyślam, ale z mojej perspektywy są to bardzo nieoczywiste rzeczy.

Czytaj też: Test Panasonic Lumix S9: Kompaktowa pełna klatka z niespodziankami

Nikon Z6 III ma bardzo dobry autofocus, ale…

Czytałem wiele pozytywnych recenzji autofocusu w Nikonie Z6 III, ale jednocześnie słyszałem wiele negatywnych opinii na temat autofocusu w nowych Nikonach i… wygląda na to, że obie te wersje są po części prawdziwe.

Autofocus działa w oparciu o detekcję fazy i kontrastu, a do dyspozycji mamy 273 punkty ostrości. Jak na dzisiejsze standardy nie jest to imponująca wartość, ale nie liczby, a skuteczność… czy jakoś tak. Autofocus w trybie ciągłym i pojedynczym działa bez zarzutów. W zdecydowanej większości przypadków trafiał idealnie w punkt i byłem pod tym względem bardzo zadowolony. Schody zaczęły się w przypadku śledzenia. Do wyboru mamy rozpoznawanie i śledzenie ludzi i zwierząt, razem z wykrywaniem oka oraz pojazdów i samolotów. Nie ma tu osobnego trybu dla ptaków i to może o to chodzi? Bo właśnie ze śledzeniem ptaków miałem bardzo duże problemy. O ile w przypadku spokojnie siedzącej kaczki aparat nie miał najmniejszych kłopotów z idealnym wyostrzeniem na jej oku, tak w przypadku latających ptaków było bardzo różnie. Rozumiem sytuację, kiedy mamy kilkanaście latających ptaków i nie wiadomo, na którym się skupić, ale kiedy mamy jednego, lecącego nad wodą, wyraźnie odcinającego się od tła swoim ubarwieniem i aparat uparcie go nie widzi to zaczynam wątpić w niektóre recenzje. A podobne problemy miałem zarówno z jaśniejszym obiektywem 70-200 mm, jak i ciemniejszym 28-400 mm.

Autofocus kompletnie zawiódł mnie w jednym przypadku. Nikon Z6 III ma bardzo rozbudowane tryby filmowe, ale obiektywy dołączone do zestawu testowego skutecznie zniechęcały do montowania aparatu na gimbalu. A szkoda, bo mamy tu opcję nagrywania 12-bitowych filmów w rozdzielczości 6K i 4K w 60 klatkach na sekundę, ale może będzie jeszcze okazja, żeby to dokładnie sprawdzić. Za to nic nie stało na przeszkodzie, żeby wrzucić aparat na statyw i wykorzystać go jako drugi kadr do setki. Nic, poza… autofocusem. Kiedy nagrywam sam, nie mam możliwości ciągłego pilnowania czy aparat prawidłowo łapie ostrość, ale z drugiej strony ani Sony A7 III, ani Olympus OM-D E-M1 II takiego nadzoru nie potrzebują. Zawsze ostrzą prawidłowo w trakcie statycznego nagrania – wciskam guzik, siadam przed obiektywem i niczym się nie przejmuję. Tymczasem na dwóch nagraniach Nikon podczas pierwszego wyostrzył podłokietnik fotela, a na drugim ścianę. Oba filmy były nie do wykorzystania.

Czytaj też: Test Sony a6700 – autofocus z najwyższej półki w rozsądnej cenie

Zdjęcia seryjne to mocny punkt Nikona Z6 III

Jeśli już uda nam się wyostrzyć i prawidłowo rozpoznać tego lecącego ptaka, bardzo pomocne będą tryby zdjęć seryjnych i tutaj Nikon Z6 III ma czym się pochwalić.

W przypadku migawki mechanicznej mamy prędkością 14 klatek na sekundę oraz 20 przy migawce elektronicznej. Bufor jest ograniczony do 200 zdjęć przy zapisie RAW, co pozwala nam na wykonanie 14-sekundowej serii i wydaje mi się, że dla większości, nawet bardziej zaawansowanych użytkowników, to powinno w zupełności wystarczyć. W trybie zapisu zdjęć tylko w JPEG-u i elektronicznej migawce nie mamy już żadnych ograniczeń.

Nie zabrakło też bardziej hardkorowych trybów, znanych z innych wyższych modeli Nikona. Czyli fotografowanie w 30 lub 60 klatkach z zapisem JPEG Large Normal oraz 120 klatkach w formacie DX, czyli w rozdzielczości 3984 x 2656 pikseli. W trakcie fotografowania możemy korzystać z ciągłego autofocusu oraz dodatkowo mamy do dyspozycji możliwość automatycznego zapełniania buforu jeszcze przed wciśnięciem przycisku migawki. Czyli można powiedzieć, że aparat profilaktycznie robi wtedy zdjęcia na zapas, tak na wszelki wypadek.

Czytaj też: Test Canon EOS R8 – zwodniczo tania pełna klatka

Plastyczność zdjęć to coś, czym Nikon Z6 III mnie kupił

Nikon Z6 III oferuje nam pełnoktlatkową matrycę, częściowo warstwową, BSI CMOS o rozdzielczości 24 Mpix, a rejestrowany przez nią obraz przetrarza procesor Expeed 7. To dzięki częściowej warstwowości mamy tak szybkie zdjęcia seryjne, bo mamy tu skrócony czas próbkowania sensora.

Nikon Z6 III bardzo dobrze radzi sobie z banalsem bieli, a trzymanie go w ryzach ułatwiają różne warianty ustawień automatycznych. Bo mamy tu m.in. automat redukujący ciepłe kolory oraz osobny do światła naturalnego. To faktycznie się sprawdza i idealnym testem były zdjęcia Dreame X50 Ultra, którego fotografowałem podczsas typowego sprzątania w naszym biurze, gdzie póki co mamy mocno zróżnicowane oświetlenie. Zdecydowana większość zdjęć nie wymagała żadnej korekty balansu bieli.

Aparat nie ma problemów z wysokim ISO. W przypadku RAW-ów wysoki poziom szumów mamy dopiero przy ISO 12800, choć pierwsze zaszumienie widać już przy ISO 3200. O ile nie potrzebujemy idealnie wyprasowanego obrazu to do większości zastosowań nie wymaga to żadnej korekty. Powyżej ISO 4000 powiedziałym, że jest delikatnie klimatycznie, choć pewnie znajdą się osoby, które już tutaj uruchomią oszumianie w Lightroomie. W przypadku zdjęć JPG źle robi się powyżej ISO 6400 i są to bardzo dobre rezultaty.

Tym co bardzo polubiłem w Nikonie Z6 III jest plastyczność obrazu w trakcie edycji. Zmiana kolorów, rozjaśnianie cieni bez pojawienia się szumu, nawet agresywne rozjaśnianie, które w przypadku mojego Sony A7 III skończyłoby się tragicznie, tutaj przechodziło bez większych problemów. W połączeniu z wysoką szczegółowością zdjęć idzie się w tym wszyskim zakochać, bo efekty dają masę satysfakcji.

Czytaj też: Test Canon EOS R3 – duży, skomplikowany i bardzo pożądany. Już wiem, dlaczego

Było kilka zgrzytów, ale Nikon Z6 III pozostawia po sobie pozytywne wrażenie

Już chciałem zmierzać do podsumowania, a nie napisałem jeszcze nic o zasilaniu. Nikon Z6 III jest zasilany akumulatorem EN-EL15c o pojemności 2280 mAh. Teoretycznie na pojedynczym ładowaniu powinniśmy zrobić niecałe 400 zdjęć, w praktyce jest to bliżej 450-500, choć oczywiście mamy tu wiele różnych zmiennych. Akumulator możemy ładować prosto w aparacie przez port USB-C, możemy też zasilać aparat za pomocą powerbanku.

Jeśli chodzi o obiektywy, które testowałem, to zaskoczony byłem tym, że lepiej wspominam Nikkora Z 28-400mm f/4-8 VR. To ciekawy, bardzo uniwersalny obiektyw do raczej amatorskiej zabawy w śledzenie zwierzątek, ale dający dużo satysfakcji z użytkowania. Nikkor Z 70-200 mm f/2.8 VR S zostawia mnie z tylko jednym pozytywnym wspomnieniem i jest to ciekawy bajer w postaci małego ekranu w obudowie. 1440 gramów w połączeniu z dosyć sporym aparatem to bardzo męczące wspomnienia. Na co dzień dużo korzystam z 70-200 mm, ale mój waży 400 gramów mniej, a to robi tu ogromną różnicę.

Nikon Z6 III zdecydowanie mnie do siebie przekonał. Duży, solidny, bardzo wygodny korpus z bardzo dobrym obracanym ekranem i genialnym wizjerem. To za nim i bardzo duża plastyką zdjęć, które pozwalają na bardzo dużo w trakcie edycji, będę tęsknić najbardziej. Obsługa okazała się całkiem intuicyjna i przesiadka z Sony była znacznie mniej bolesna, niż się spodziewałem.

Wady? Na pewno wypadałoby poprawić czas pracy, a filmowcom może przeszkadzać brak zapisu filmów na zewnętrzny dysk. Po stronie wad nie postawiłbym problemów, jakie miałem z działaniem rozpoznawania i śledzenia obiektów, bo dopuszczam do siebie myśl, że mogło to częściowo wynikać z braku obycia ze sprzętem. Choć uważam, że problemy z trzymaniem ostrości podczas prób nagrań wideo to już wina aparatu.

Nikon Z6 III kosztuje 11 299 zł. Z czym możemy go porównać? Na pewno z kosztującym obecnie ok 1000 zł mniej Sony A7 IV oraz Canonem R6 II, którego ceny spadły już poniżej 10 000 zł. Pomijając ceny obiektywów i akcesoriów, moim numerem jeden w kwestii samego fotografowania pozostaje Canon ze względu na jakość zdjęć i genialne działanie autofocusu. Za nim, za bardzo dobrą jakość zdjęć postawiłbym Nikona, a Sony ląduje na końcu. Choć w jego przypadku przystępność obsługi i ceny obiektów to nadal jest dla wielu osób argument nie do przebicia.

Choć zaczęliśmy od złośliwości, Nikon Z6 III zostawia mnie z dobrymi wspomnieniami. To bardzo udany sprzęt i jeśli ktoś zaczął stawiać krzyżyki na marce, to ta skutecznie udowadnia, że ma jeszcze sporo paliwa w baku.