Dlaczego Niemcy po cichu wymieniają swoje działa okrętowe? Ten ruch mówi więcej niż myślisz

Na otwartym morzu zagrożenie widać zwykle zbyt późno i trudno się na nie przygotować. Czasem to pocisk pędzący z prędkością setek, a nawet tysięcy kilometrów na godzinę, a czasem zagrożenie tylko bzyczy nisko nad falami lub unosi się gdzieś wysoko. Już dziś wojna morska to już nie tylko gra okrętów podwodnych i rakiet, ale także rozgrywka w cieniu zwinnych, jednorazowych dronów, a w tej grze tradycyjne działa okrętowe coraz częściej wyglądają jak relikty, a nie jak realna obrona.
Dlaczego Niemcy po cichu wymieniają swoje działa okrętowe? Ten ruch mówi więcej niż myślisz

W świecie, gdzie nawet tanie drony komercyjne mogą być przerobione na platformy szpiegowskie lub bojowe, strategia obronna przechodzi rewolucję. Nie wystarczy już prędkość ani rozmiar. Dzisiejsze okręty potrzebują systemu, który zareaguje błyskawicznie, precyzyjnie i inteligentnie, a no to właśnie stawiają dziś Niemcy.

Niemcy stawiają na nowe, większe działa dla okrętów. Te rzucą wyzwanie rosnącemu zagrożeniu

Niemcy rozpoczęły szeroko zakrojoną modernizację floty morskiej, skupiającą się na pozornie drobnym, ale kluczowym elemencie, bo lekkim dziale morskim. 11 czerwca 2025 roku kraj ogłosił przetarg publiczny pod nazwą qNFMLG (querschnittliche Nachfolgelösung für Marineleichtgeschütze), a za tym biurokratycznym tytułem kryje się jasny celw postaci zastąpienia przestarzałych dział MLG 27 mm nową generacją systemów 30 mm, które są stworzone z myślą o zwalczaniu dronów i innych bliskich zagrożeń z chirurgiczną precyzją.

Czytaj też: Francuzi pokazali nową broń. Jest wielka i pełna niszczycielskiego potencjału

Okrętowe działo MLG27

W centrum tej zmiany znajduje się kaliber 30×173 mm, a więc pozornie niewielka różnica względem obecnych 27 mm, ale w rzeczywistości ogromna. Większy kaliber umożliwia bowiem wykorzystanie programowalnej amunicji odłamkowej (PABM), która jest zdolna do precyzyjnego wybuchu w powietrzu wokół szybkich i trudnych do wykrycia celów, jak latające drony właśnie. To radykalnie zwiększa szanse skutecznego przechwycenia, a to zwłaszcza wobec zagrożeń, które zwykłe pociski mogłyby po prostu minąć. Co istotne, w tym zamówieniu Niemcy nie zaczynają od zera, bo wymagają, by każdy system miał poziom gotowości TRL 9, czyli był w pełni sprawdzony operacyjnie.

Czytaj też: Chiński gigant w tajnej bazie. Zdjęcia satelitarne pokazały coś, co zwala z nóg

Rheinmetall działo Sea Snake

Starszy system MLG27 może i na przestrzeni lat udowodnił swoją niezawodność, ale nie obsługuje takiej amunicji. Nawet unowocześniona wersja MLG27-4.0, przeznaczona dla nowych fregat F126, nie spełnia tych wymagań. Dlatego też zamówienie opiewa na aż 75 dział z opcją rozszerzenia go o kolejne 100. To wystarczy, by nie tylko wymienić stare działa, ale też uzbroić nowe fregaty F127, bezzałogowe jednostki MUsE i wcześniej nieuzbrojone okręty typu 424. Będzie to ważne nawet z perspektywy logistycznej, bo amunicja 30×173 mm to do tej pory szeroko przyjęty kaliber NATO.

Leonardo MARLIN 30

Czytaj też: Stało się nieuniknione. Najpierw flota, a teraz Chiny zrobiły to…

Do tej pory do przetargu zgłosiło się kilku kluczowych graczy. Przykładowo firma Rheinmetall oferuje swój Sea Snake 30, zaprojektowany z myślą o amunicji airburst i obronie przed dronami, Leonardo proponuje z kolei MARLIN 30, certyfikowany przez NATO i modułowy, a BAE Systems wchodzi do gry ze swoim MG, skupionym na zwalczaniu dronów. W tym przetargu widzimy nie tylko zakup nowego uzbrojenia, ale też zmianę doktryny, bo niemiecka marynarka uznaje to, co analitycy mówią od dawna – drony nie są już marginesem pola walki. To frontowe narzędzia rozpoznania, nękania i precyzyjnych ataków, a jedyną skuteczną odpowiedzią nie jest brutalna siła, lecz zdolność do adaptacji. Trudno się temu dziwić, bo jeśli roje dronów kosztują kilka tysięcy euro, a potrafią sparaliżować okręt, stawka jest znacznie większa niż koszt nowej wieżyczki.