Co nowego w Star Wars Unlimited: Legends of the Force?
Premiera Legends of the Force jest rozgrywana na typowych zasadach dla dodatków w Star Wars Unlimited. Dostajemy więc opcję zakupu zarówno dwóch startowych decków z 50 kartami (wśród nich znajdziemy łącznie 10 dostępnych tylko w ten sposób kart specjalnych, a w tym dwóch liderów), jak i typowych boosterów (w tym tych limitowanych, Carbonite Edition, czyli dla kolekcjonerów) oraz Prerelease Boxa. Nowych kart jest łącznie 267, a w tym 18 liderów, 12 baz oraz łącznie 237 jednostek, wydarzeń i ulepszeń z 20 legendami i 46 rzadkimi kartami.
Czytaj też: VRR w ekranie, czyli sekret złudnie płynnego obrazu na handheldach








Jak więc sprawdzić ten nowy dodatek “najprościej”? Ano po prostu kupując wspomniane startowe decki, w których to liderami jest Darth Maul oraz Qui-Gon Jinn i to właśnie na tych dwóch zestawach skupiłem się w ostatnich tygodniach. W pewnym sensie są to decki przeciwstawne. Qui-Gon Jinn jest nastawiony na kontrolowanie swoich jednostek i wyciskanie z nich wszystkiego (nawet na krok przed śmiercią lub jeszcze po niej), a Darth Maul doczekał się talii znacznie agresywniejszej i nastawionej na zadawanie obrażeń. Dla zaawansowanych graczy nie jest to żadne zaskoczenie, bo charakterystykę tę widać po aspektach obu liderów oraz ich umiejętnościach. Co więc najważniejszego wprowadza dodatek?










Każdy gracz karcianek tego typu wie, że najlepsze nowości są takie, które nie tylko zapewniają nam nowe karty, ale przede wszystkim mechaniki i pod tym względem Legends of the Force nie rozczarowuje. O ile nowe słowo kluczowe na kartach (Hidden) jest dosyć standardowe w świecie karcianek kolekcjonerskich i działa w dużej mierze identycznie, jak np. w Hearthstone (zagrana w danej turze jednostka nie może zostać obrana na cel przez przeciwnika, ale na AoE jest już wrażliwa), dając nam poczucie bezpieczeństwa i okazję do ulepszenia jednostki bez ryzykowania jej życia. Znacznie ciekawiej robi się w kwestii mocy, bo ta niekoniecznie zawsze jest z nami. Powód? Stała się zasobem. Nie tym podstawowym w roli “many”, a nową, specjalną walutą, którą musimy zarządzać w całym toku gry z nowymi kartami.
















Czytaj też: Wojna o największy telewizor wchodzi na nowy poziom. 98 cali może być Twoje za mniej niż myślisz
Na każdego gracza przypada tylko jedna karta mocy, która może być aktywna lub nieaktywna. W większości przypadków regenerujemy ją (za sprawą umiejętności bazy) po każdym ataku jednostki typu Force, ale kiedy już ją mamy, to “moc nie może być z nami dwa razy”, czyli po prostu wtedy nic się nie dzieje. Tyle tylko, że są to rzadkie przypadki, bo zwykle jest to zasób, którym żonglujemy nie tylko między turami, ale też podczas nich. Efekt? Jeszcze więcej planowania, bo różne karty mogą zużyć moc w momencie zagrania (Priestesses of the Force) lub zyskiwać coś w momencie, kiedy moc posiadamy (patrz: Jedi Sentinel), a wisienką na tym karcianym torcie jest nasz bohater, którego akcje są zwykle powiązane właśnie z użyciem zasobu mocy.











Recenzja Star Wars Unlimited: Legends of the Force – podsumowanie
Legends of the Force to bezsprzecznie najważniejsze rozszerzenie Star Wars: Unlimited od czasu premiery podstawki. Wprowadzenie nowego zasobu w postaci zasobu Mocy wywraca tempo i rytm rozgrywki, zmuszając graczy do głębszego planowania zarówno podczas budowy talii, jak i w trakcie samej partii. Dostaliśmy też mechanikę Hidden, która wpisuje się w znane schematy karcianek, ale w zestawieniu z zarządzaniem Mocą daje to zupełnie nowe możliwości strategiczne.



Dwa zestawy startowe to z kolei solidna baza do testów, dobrze ilustrująca nowe założenia projektowe. Nie są to rewolucje na poziomie statystyk, ale przemyślane kierunkowe zmiany, które znacząco wpływają na przebieg gry. Dlatego też Legends of the Force to rozszerzenie rewolucyjne. Nie tylko dodaje nowe karty, ale (co ważniejsze) wprowadza zupełnie nowe pytania, na które każda talia musi znaleźć własną odpowiedź.
Czytaj też: Wielkie gry na małej konsoli. Nintendo Switch 2 odświeża Zeldę i czaruje Cyberpunkiem

Na tle wcześniejszych rozszerzeń (takich jak choćby Jump to Lightspeed, które zmieniało dynamikę rozgrywki przez rozbudowę strefy kosmicznej) Legends of the Force idzie krok dalej, nie tylko rozszerzając pulę kart, ale także dodając zupełnie nową warstwę zasobów i zależności mechanicznych. W praktyce oznacza to, że część starszych talii może wymagać adaptacji do nowego rytmu rozgrywki, a nowe archetypy zaczną kształtować nowe “najlepsze decki”. Dlatego też Legends of the Force należy uznać za pierwszy dodatek rewolucyjny mechanicznie, a nie tylko kolejne uzupełnienie kolekcji. To rozszerzenie, które nie tyle rozwija, ile redefiniuje to, czym może być Star Wars: Unlimited w swojej dojrzałej formie.