Sigma 17-40 mm f/1.8 DC Art – specyfikacja techniczna
- Konstrukcja obiektywu: 17 elementów w 11 grupach (4 soczewki asferyczne, 4 soczewki ze szkła SLD)
- Kąt widzenia (APS-C): 79,7° – 39,1°
- Liczba listków przysłony: 11 (przysłona kołowa)
- Maksymalna wartość przysłony: f/16
- Stabilizacja: nie
- Autofocus: HLM
- Minimalna odległość ostrzenia: 28 cm od matrycy aparatu
- Maksymalne powiększenie: ×0,20
- Średnica filtra: 67 mm
- Wymiary (średnica × długość): 72,9 × 115,9 mm
- Waga: 535 g
- Dostępne wersje: Sony E, Fujifilm X, Leica L, Canon RF (dostępny w sierpniu)
- Cena: ~4290 zł

Sigma 17-40 mm f/1.8 DC Art – konstrukcja
Sigma 17-40 mm f/1.8 DC Art to obiektyw kategorii premium, nie powinno więc nikogo dziwić, że jakość wykonania i użyte materiały także sprawiają takie wrażenie. Zaczyna się oczywiście metalowym, uszczelnianym bagnetem, wewnątrz którego znalazła się plastikowa ramka ze stykami do komunikacji soczewka o średnicy ~24 mm. Początkowa część tubusu obiektywu ma ~20 mm, również wykonana jest z metalu i rozszerza się do średnicy roboczej, która będzie już dalej utrzymywana na całej długości szkła.

Zaraz za nim zaczyna się pierścień przysłony, mierzący około 10 mm, z czego około 7 mm to karbowana część z przerwą na podziałkę, wyskalowaną co 1/3 EV, na której znalazło się też ustawienie A, które przekazuje kontrolę nad przysłoną do korpusu. Pierścień przysłony może pracować z wyraźnym klikiem zgodnym z podziałką lub bez kliku w zależności od położenia przełącznika. Przejście między ustawieniem automatycznym a manualnym jednak zawsze wymaga pokonania pewnego oporu i dzięki temu nie da się tego zrobić przypadkiem.


Następna część tubusu mierzy 12 mm, zawiera logo serii Art, parametry obiektywu, nazwę producenta, oraz dwa przełączniki – jeden blokuje możliwość przełączania się pierścienia przysłony z pozycji auto na manualną i odwrotnie, a drugi przełącza go między pracą z klikiem i bez.
Następny pierścień mierzy 21,5 mm i odpowiada za zoom – składa się z w zasadzie z dwóch części, karbowanej mierzącej 14 mm i reszty, z podziałką ogniskowych. Zakres obrotu między 17 a 40 mm to około 70° – nie za dużo, nie za mało. Kolejna część tubusu mierzy ~15 mm, jest częściowo karbowana dla lepszego uchwytu, jednak przede wszystkim jest miejscem, gdzie umieszczony został przełącznik AF/MF i dwa przyciski programowalne Focus Lock. Obiektyw ma wewnętrzny mechanizm zoomu i nie zmienia rozmiarów ani wyważenia wraz z ogniskową, co z pewnością docenią użytkownicy planujący wykorzystywać szkło do filmowania z gimbala.

Dalej umieszczony został pierścień nastawiania ostrości – mierzy 30 mm, z tego 20 mm to gumowany uchwyt pośrodku dwóch pasków po 5 mm każdy. Pracuje gładko, z lekkim oporem, ma przełożenie całkowicie elektroniczne i daje bardzo dobrą precyzję nastaw. Zakończenie obiektywu to mierzący około 8 mm plastikowy element z bagnetem na osłonę przeciwsłoneczną na zewnątrz i gwintem do filtrów 67 mm wewnątrz. Front obiektywu wykonany jest z plastiku, nie ma żadnych oznaczeń i otacza przednią wypukłą soczewkę o średnicy około 48 mm.

Jakość wykonania obiektywu jest znakomita – widać i czuć, że seria Art to produkt premium. Nawet osłona przeciwsłoneczna jest wykonana nieprzeciętnie – ma wzmocnienie i gumowaną wykładzinę poprawiającą chwyt i zmniejszającą poślizg, a mechanizm mocowania wymaga naciśnięcia przycisku, żeby zwolnić blokadę i zdjąć ją z obiektywu. Po uciekającej przy każdym potrąceniu osłonie Viltroxa 27 mm f/1.2 to bardzo odświeżające.
Zaawansowana konstrukcja optyczna składa się z 17 elementów rozmieszczonych w 11 grupach, w tym z 4 soczewek asferycznych i 4 soczewek o superniskiej dyspersji. Producent duży nacisk postawił na redukcję aberracji chromatycznej i komy, obiektyw ma też znakomitą rozdzielczość nawet przy pełnym otwarciu przysłony, kontrast, minimalne flary i ghosting dzięki powłokom Super Multi-Layer Coating.

Mechanizm autofocusa napędzany jest bardzo szybkim i cichym silnikiem HLA, zapewniającym precyzję i wydajność znacznie lepszą niż stosowany w Sigmie 18-50 mm f/2,8 DC DN Contemporary napęd STM. Napęd HLA oznacza też, że wewnątrz tubusa znajduje się luźny, swobodnie poruszający się przy braku zasilania wózek z soczewkami – to nie jest wada, tak ma właśnie być.
Sigma 17-40 mm f/1.8 DC Art – praca z obiektywem
Sigma 17-40 mm f/1.8 DC Art jest wyraźnie większa i masywniejsza od swojego najbliższego odpowiednika z serii Contemporary, Sigmy 18-50 mm f/2.8. Jest to zrozumiałe, wziąwszy pod uwagę wewnętrzny zoom oraz większą jasność. Mimo wagi przekraczającej pół kilograma i niemal 12 cm długości obiektywu bez osłony przeciwsłonecznej trzeba przyznać, że obiektyw świetnie i stabilnie leży w dłoni, a sterowanie jego funkcjami z tubusu jest bardzo wygodne – wszystkie regulatory są we właściwych miejscach i łatwo dostępne przy bezwzrokowym użytkowaniu.

Sigma 17-40 mm f/1.8 DC Art świetnie się sprawdziła w codziennych zastosowaniach, mimo zakresu ogniskowych mniejszego niż inne uniwersalne zoomy – przypomnijmy, że główną konkurencją jest tu Sigma 18-50 mm f/2.8 DC DN, Sony E 16-55 mm f/2.8 G i Tamron 17-70 mm f/2.8 DI III-A VC RXD. Testowana Sigma zdecydowanie wygrywa jasnością (i jakością), która w praktyce okazała się ważniejsza niż dodatkowe 10-15 mm. Ogniskowej bowiem brakowało mi rzadko, a jak już jej potrzebowałem, to wolałem zapiąć Samyanga AF 35-150 mm f/2-2.8, który mimo swojej masy i gabarytów okazał się dużo praktyczniejszym rozwiązaniem.
Autofocus
Układ nastawiania ostrości, jak przystało na serię Art, jest napędzany silnikiem liniowym HLM – bezgłośnym i bardzo szybkim w działaniu. Autofocus naprawdę jest błyskawiczny i celny, a w trybie ciągłym doskonale radzi sobie ze śledzeniem poruszających się obiektów i rzecz jasna bez problemu współpracuje ze wspomagającym AF AI z Sony A6700. Sigma 17-40 mm f/1.8 DC Art w niczym nie ustępuje celnością i szybkością obiektywom Sony z serii G.

Jedyną wadą jest dość skromna skala odwzorowania i minimalna odległość ogniskowania wynosząca 28 cm – pod tym względem Sigma 18-50 mm f/2.8 DC DN radzi sobie dużo lepiej, jednak i ona nie zastąpi szkła do makro. Jako że obiektyw przeznaczony jest także do pracy filmowej, spory nacisk położono na redukcję efektu oddychania przy ustawianiu ostrości – Sigma radzi sobie z nim dobrze przy 17 mm – oddychanie nie jest duże, ale da się je zauważyć, natomiast przy 40 mm w zasadzie nie występuje.
Wady optyczne – dystorsja
Sigma tradycyjnie w swoich obiektywach jedynie częściowo koryguje dystorsję optycznie, pozostawiając resztę oprogramowaniu. Dotyczy to także testowanej Sigmy 17-40 mm f/1.8 DC Art, która przy ogniskowej 17 mm przejawia wyraźne zniekształcenie beczkowate. Dla ogniskowej 24 mm obiektyw ma prawidłową geometrię, a następnie wada przechodzi w rosnącą poduszkę – lekką przy 27 mm i dobrze już widoczną przy 40 mm.



Sigma oczywiście w firmware zaszyła odpowiedni profil, pozwalający na automatyczną korekcję geometrii przez aparat oraz zgodne oprogramowanie (np. Capture One Pro). Do Lightrooma i Lightrooma Classic Sigma natomiast dostarcza odpowiedni profil do ręcznej instalacji, zanim obiektyw doczeka się oficjalnego wsparcia Adobe – jego jedyną wadą było to, że nie był automatycznie aplikowany i trzeba było ustawiać go ręcznie.
Winietowanie
Spodziewałem się, że Sigma 17-40 mm f/1.8 DC Art w na pełnym otworze będzie potężnie winietować – i zostałem przyjemnie zaskoczony. Owszem, winietowanie jest wyraźnie widoczne, ale zarazem znacznie mniejsze, niż można by się spodziewać i to nawet na szerokim kącie. Do tego poziom wady szybko spada w miarę przymykania obiektywu i przy f/4 jest już trudne do zarejestrowania.




Winietowanie Sigmy 17-40 mm f/1.8 DC Art ma charakter liniowy i bez problemu można je ręcznie korygować. Profil producenta oczywiście pozwala na automatyczną korekcję także i tej wady.
Aberracja chromatyczna
Poprzeczna aberracja chromatyczna jest doskonale kontrolowana i na zdjęciach testowych trudno zauważyć jej ślady, poza zdjęciami pod bardzo ostre światło. Nawet wtedy jednak poziom wady jest minimalny.


Z podłużnym wariantem tej wady, dającym kolorowe obwódki wokół obiektów przed i za płaszczyzną ostrości, Sigma 17-40 mm f/1.8 DC Art radzi sobie słabiej – przebarwienia widać zarówno na rozmytym tekście, jak i na roślinach w tle. Podłużna aberracja chromatyczna jest kłopotliwa, gdyż jest trudna lub niemożliwa do usunięcia podczas obróbki, zarazem warto podkreślić, że poziom wady, jaki jest widoczny na zdjęciach zrobionych Sigmą 17-40 mm f/1.8 DC Art, nie jest nadmiernie wysoki, a z pewnością znacznie niższy na pełnym otworze, niż w ciemniejszej przecież Sigmie 18-50 mm f/2.8 DC DN Contemporary.
Praca pod światło
Sigma 17-40 mm f.1.8 DC Art radzi sobie należycie z pracą pod światło. W pełni otwarty obiektyw wykazuje nieznaczny spadek kontrastu i bardzo umiarkowane artefakty, czyli duszki. Po silnym przymknięciu obiektywu ghosting staje się dobrze widoczny, a wokół źródeł światła powstają zaś wyraźne gwiazdy, czemu sprzyja 11-listkowa przysłona. Kontrastowość kadru pozostaje jednak na dobrym poziomie.


W praktyce praca pod światło nie stanowi zatem większego problemu, a typowe zdjęcia ze światłem w kadrze lub zaraz za jego krawędzią wyglądają bardzo dobrze. Oczywiście warto przypomnieć, że osłona przeciwsłoneczna jest w takich warunkach obowiązkowa, a dobrze również zdjąć wszelkie zbędne filtry z obiektywu. Punktowe źródła światła wykazują delikatną komę na brzegach kadru – o jej widoczność nie trzeba się martwić, chyba że zajmujemy się astrofotografią.
Ostrość i bokeh
Jedną z przyczyn, dla których kupuje się jasny obiektyw, jest praca, gdy brakuje światła lub gdy niezbędna jest mała głębia ostrości. Praca z pełnym otworem jest zarazem najtrudniejszym momentem, jeśli chodzi o zapewnienie odpowiedniej ostrości.

Sigma 17-40 mm f/1.8 DC Art stanęła na wysokości zadania – w pełni otwarta oferuje w centrum kadru ostrość, która dorównuje obiektywom stałoogniskowym z Wielkiej Czwórki, a nawet momentami je przewyższa – poza zasięgiem testowanego obiektywu pozostaje w zasadzie wyłącznie niesamowicie ostra Sigma 56 mm f/1.4.
Co więcej, Sigma 17-40 mm f/1.8 DC Art wykazuje dobrą sprawność także w reszcie kadru, jedynie w rogach dając bardziej miękki obraz, szczególnie na szerokim końcu. Już lekkie przymknięcie obiektywu poprawia ostrość w rogach i kontrast w całym kadrze, a szczyt sprawności obiektywu przypada na zakres przysłon f/2.8-f/4, przy których także rogi wyglądają doskonale pod względem ostrości i kontrastu.

Bokeh Sigmy 17-40 mm f/1.8 DC Art wygląda bardzo dobrze – krążki pozaogniskowe są gładkie, jedyne, do czego można się przyczepić to fakt, że krawędziach pojawiają się delikatne barwne obwódki, dające efekt bańki mydlanej. W miarę zbliżania się do brzegu kadru kształt krążków przybiera formę kociego oka – można to lubić lub nie, uważam, że efekt ma sporo uroku. 11-listkowa przysłona zachowująca kołowy kształt w całym zakresie pracy gwarantuje zaś, że na przymkniętym obiektywie krążki nie stracą swojego przyjemnego kształtu, choć staną się mniejsze. Mechaniczne winietowanie wydaje się nieznaczne.
Podsumowanie
Sigma 17-40 mm f/1.8 DC Art to obiektyw, który może być spełnieniem marzeń użytkowników aparatów APS-C. Choć do optycznej perfekcji trochę zabrakło i niektóre wady mogłyby być mniejsze, szkło to ze względu na dużą elastyczność i uniwersalność nie ma w tej chwili żadnej realnej konkurencji – zestaw obiektywów stałoogniskowych może i zaoferuje lepszą jakość, ale konieczność częstego zmieniania optyki już niejednego zniechęciła. A wszystkie konkurencyjne zoomy mają jasność f/2.8 i niekoniecznie są w stanie nawiązać walkę na polu jakości obrazu, może poza wyjątkowo drogim Sony E 16-55 f/2.8.
Sigma znalazła zatem poletko, które może eksploatować bez przeszkód. Po teście wiem, że kupię taki obiektyw i zapewne rozstanę się z Sigmą 18-50 mm f/2.8, a może także z Sigmą 16 mm f/1.4 – z powodzeniem zastąpię je Sigmą 17-40 mm f/1.8. I niech to posłuży za rekomendację.
Zdjęcia przykładowe




















