Najlepszy motocykl na start? Legenda wróciła z ciekawym twistem

Mediolańskie targi EICMA od lat stanowią przestrzeń, gdzie motoryzacyjna tradycja spotyka się z przyszłością. To właśnie na nich firma Royal Enfield przedstawiła swoją wizję elektrycznej transformacji, która nie oznacza zerwania z dziedzictwem marki. Zaprezentowany właśnie model Flying Flea S6 stanowi próbę połączenia charakteru wojennego motocykla z 1942 roku z osiągnięciami współczesnej technologii.
...

Nazwa Flying Flea powraca po latach jako elektryczny “miejski odkrywca”, co nie jest wyłącznie chwytem marketingowym. Producent rzeczywiście starał się zachować esencję oryginalnego projektu, równocześnie wyposażając go w nowoczesne rozwiązania. Pozostaje tym samym proste pytanie – czy takie połączenie przekona zarówno zwolenników tradycyjnych konstrukcji, jak i entuzjastów elektromobilności?

Scrambler pamiętający o swoich korzeniach

Zacznijmy może od podstaw, a więc tego, że Scrambler to motocykl drogowy przystosowany do lekkiej jazdy w terenie. Wywodzi się z lat 50.-60., a więc czasów, kiedy jeźdźcy przerabiali zwykłe motocykle uliczne na maszyny do szutru i polnych dróg. Typowe cechy? Wyprostowana, wygodna pozycja, szeroka kierownica dla lepszej kontroli, koła ze szprychami i opony dual-sport, większy prześwit, dłuższy skok zawieszenia, prosta płaska kanapa i często wysoko poprowadzony wydech. W porównaniu z enduro lub dużym adventure, scrambler wypada skromniej, bo po prostu jest prostszy i lżejszy, przez co oferuje mniej ekstremalnych możliwości w terenie, ale więcej codziennej użyteczności i stylu.

Czytaj też: Najbardziej pożądany motocykl dekady? Nowa Honda nie potrzebuje reklamy

Flying Flea S6 to z kolei typowy scrambler, który to dzieli część stylistyki z miejskim modelem C6, ale prawdziwe różnice ujawniają się po zjechaniu z utwardzonej nawierzchni. Producent zastosował w tym modelu 19-calowe przednie i 18-calowe tylne koła szprychowe z aluminium, które współpracują z terenowymi oponami dual-sport Ceat o wyraźnie zaznaczonym bieżniku, co jest typowe dla motocykli terenowych. Ergonomia została zaś dopracowana z myślą o jeździe w trudnym terenie. Płaskie siedzisko w stylu enduro, centralnie umieszczone podnóżki oraz wysoko osadzona kierownica umożliwiają komfortową pozycję zarówno siedzącą, jak i stojącą, czyli kluczową przy pokonywaniu nierówności. Wąski środek motocykla wraz ze sporym prześwitem ułatwiają oparcie stóp na ziemi, co w terenie często chroni przed niekontrolowanym upadkiem.

Odwrócone widełki przednie o długim skoku zawieszenia stanowią kolejny element układanki. Magnezowa obudowa akumulatora z żebrowanym wzorem nie tylko przyciąga uwagę, ale też została zaprojektowana do efektywnego rozpraszania ciepła, co w przypadku pojazdów elektrycznych ma fundamentalne znaczenie dla wydajności i żywotności. Hamulce pochodzą zaś od Bybre, czyli ekonomicznej marki należącej do Brembo, co może wskazywać na pewne kompromisy cenowe.

Technologia wręcz zaskakująca

Royal Enfield wyposażył S6 w elektronikę na poziomie współczesnych samochodów. Okrągły, 3,5-calowy wyświetlacz TFT obsługuje łączność Bluetooth, Wi-Fi i 4G, a do tego oferuje nawigację zakręt po zakręcie. W motocyklu terenowym może to wydawać się przesadzone, ale dla “miejskiego odkrywcy” ma to swoje uzasadnienie, bo najpierw trzeba przecież dotrzeć do ulubionych szlaków. Co ciekawe, zastosowany asystent głosowy pozwala sterować systemem audio i uruchamiać nawigację bez zdejmowania rąk z kierownicy, a aplikacja mobilna i wersja na smartwatch posuwają tę koncepcję jeszcze dalej, dorzucając do zestawu funkcji bezkluczykowy rozruch, zmianę trybów jazdy, monitorowanie procesu ładowania i diagnostykę pojazdu. W samym motocyklu znalazło się z kolei nawet miejsce na port USB-C do ładowania urządzeń mobilnych.

Czytaj też: Kto wpadł na taki szalony pomysł? Nowa Toyota nie bierze jeńców

Systemy wspomagania kierowcy obejmują ABS oraz kontrolę trakcji wrażliwą na pochylenie, czyli technologie znane z zaawansowanych motocykli sportowych. Konfigurowalne tryby jazdy umożliwiają z kolei dostosowanie zachowania pojazdu do panujących warunków. Najciekawszy wydaje się dedykowany tryb off-road, w którym można dezaktywować ABS, pozwalając na kontrolowany poślizg tylnego koła.

Zasięg i moc Flying Flea S6 pozostają niewiadomą

Royal Enfield wspomina o silniku o wysokim momencie obrotowym, ale konkretów nie zdradza i tyczy się to nawet zasięgu. Możemy go podejrzeć tylko na promocyjnym materiale i wysnuć wnioski, że wynosi on około 120-125 km, ale przez ilość niewiadomych to bardzo kiepski sposób określania możliwości motocykla. Samo ukrywanie dokładnej specyfikacji jest jednak ruchem przynajmniej dziwnym, bo producenci zwykle chwalą się liczbami, a jeśli nie mogą, to usilnie tłumaczą je innymi cechami produktu, na które warto zwrócić uwagę.

Czytaj też: KTM wraca do gry z nowym supersportem. Ten austriacki potwór rzuca wyzwanie Ducati i Yamasze

Więcej szczegółów poznamy zapewne pod koniec 2026 roku, a więc przed planowaną premierą Flying Flea S6. Royal Enfield ma więc ponad rok na dopracowanie szczegółów i przekonanie rynku, że elektryczny scrambler z duszą może stanowić realną alternatywę dla spalinowych legend. Czas pokaże, czy duch oryginalnego Flying Flea z 1942 roku rzeczywiście odrodzi się w elektrycznych kołach XXI wieku.