
Klucz do zrozumienia całego zamieszania leży w fundamentalnym, ale celowo rozwodnionym rozróżnieniu. Z jednej strony mamy bowiem rzeczywiście prawdziwe e-bike, a z drugiej elektryczne motocykle i motorowery, które są sprzedawane właśnie jako rowery, wykorzystując luki w przepisach. Widać to zwłaszcza poza Unią Europejską, bo “u nas” zostało to znacznie ukrócone, bo prawo jest znacznie surowsze i jednoznacznie określa to, co jest elektrycznym rowerem, a co już wymagającym stosownych uprawnień czy ubezpieczenia motocyklem. Wygląda na to, że bardzo dobrze, bo głównym sprawcą dramatycznego wzrostu wypadków są właśnie elektryczne jednoślady, które tylko udają rowery.
Dramatyczne statystyki i niewłaściwy cel ataku
Dane z ostatnich lat są porażające. W Kalifornii odnotowano osiemnastokrotny wzrost liczby incydentów z udziałem elektrycznych rowerów w latach 2018-2023. W skali całego USA liczba urazów głowy w podobnych zdarzeniach wzrosła aż 49-krotnie. Nowy Jork w 2023 roku opłakiwał 30 rowerzystów, którzy stracili życie, a aż 23 z nich korzystało z pojazdów elektrycznych. Badanie przeprowadzone w 2024 roku w Marin County również wykazało zatrważającą skalę problemu. Okazało się, że niemal co ósma osoba przewieziona karetką na ostry dyżur w związku z wypadkiem e-rowerowym, zmarła w wyniku odniesionych obrażeń. Wskaźnik śmiertelności w tych zdarzeniach był 37 razy wyższy niż w przypadku tradycyjnych rowerów.
Czytaj też: Hamulce w pedałach, proste rurki i żadnych przerzutek. Dlaczego ten rower kosztuje ponad 23000 zł?

Reakcja władz lokalnych jest często gwałtowna i szeroka – wprowadzane są zakazy, ograniczenia w ładowaniu, a nawet rozważane obowiązkowe licencje na e-bike. Niestety, w wielu przypadkach te działania uderzają w zupełnie niewłaściwy cel i doskonale go znacie z widoku “rowerzystów” pędzących po ścieżkach oraz chodnikach. Alvin Holbrook, ekspert ds. mobilności miejskiej, zwraca uwagę na sedno sprawy, podkreślając, że wiele z tych tragedii dałoby się uniknąć, gdybyśmy precyzyjnie rozgraniczyli, czym jest rower elektryczny, a czym nim nie jest.
Rower elektryczny to nie byle motocykl z pedałami
Amerykańska Komisja ds. Bezpieczeństwa Produktów Konsumenckich definiuje legalny rower elektryczny w dość prosty sposób. Musi on posiadać sprawne pedały, silnik o mocy nieprzekraczającej 750 watów (w UE to 250 W) oraz być konstrukcyjnie ograniczony do prędkości 32 km/h przy napędzie realizowanym wyłącznie przez silnik (czyli poprzez manetkę na kierownicy, która w UE jest zakazana). Każdy pojazd niespełniający choćby jednego z tych warunków jest z mocy prawa pojazdem silnikowym i powinien podlegać zupełnie innym, znacznie surowszym regulacjom.

Tym, co sprzedawane jest jako e-bike, są jednak często elektryczne motocykle. Wyposaża się je w silniki o mocy 1000, 5000, a nawet 10000 watów, które pozwalają na rozwinięcie prędkości od 48 do 80 km/h, a w niektórych przypadkach nawet do 105 km/h. Co gorsza, wiele modeli umożliwia łatwe wyłączenie fabrycznego ogranicznika za pomocą dedykowanej aplikacji. Producenci znaleźli więc prosty sposób na obejście prawa. Montują do swoich motorów pedały oraz wprowadzają “tryb klasy 2”, który tymczasowo ogranicza prędkość, aby móc zarejestrować pojazd jako rower. W ten sposób wprowadzają w błąd rodziców, którzy kupują, jak sądzą, bezpieczny prezent dla dziecka, a w rzeczywistości nabywają nielicencjonowany i nieubezpieczony motocykl o ogromnych możliwościach.
Pożary wywołane przez akumulatory to kolejne zagrożenie związane z podróbkami
Oddzielnym, ale równie poważnym problemem jest kwestia bezpieczeństwa ogniowego. W 2023 roku w samym Nowym Jorku akumulatory litowo-jonowe z pojazdów elektrycznych spowodowały 267 pożarów, w których rannych zostało 150 osób, a 18 straciło życie. Zagrożenie to w przeważającej mierze dotyczy akumulatorów niskiej jakości, montowanych w nielegalnych pojazdach. Większe, bardziej wydajne i często pozbawione odpowiednich certyfikatów magazyny energii tego typu stanowią nieporównywalnie wyższe ryzyko niż te stosowane w zatwierdzonych, klasycznych rowerach elektrycznych. Reakcje władz, polegające na ograniczaniu punktów ładowania, ponownie uderzają we wszystkich użytkowników, zamiast koncentrować się na źródle problemu.
Czytaj też: Pokazali Cannondale Treadwell. Ten rower miejski nie boi się krawężników, ale potrzebuje Twojego telefonu

Brak spójnych regulacji federalnych w USA oraz mozaika niespójnych przepisów stanowych stworzyły idealne warunki dla producentów wątpliwych e-bike. Władze Kalifornii, próbując odpowiedzieć na falę wypadków, rozważają wprowadzenie ograniczeń wiekowych dla mocniejszych e-rowerów. Jednocześnie stan ten wstrzymał kolejną turę wniosków w popularnym programie dopłat, oferującym nawet 2000 dolarów na zakup elektrycznego roweru. Te działania, choć podyktowane troską, atakują objawy, a nie przyczynę. Społeczności żądają zakazów, miasta wprowadzają restrykcje, a dyskusja toczy się wokół licencji, podczas gdy prawdziwy problem leży w braku egzekwowania już istniejącego prawa i kontroli nad tym, co trafia do sprzedaży.
Nie traćmy z oczu prawdziwej wartości e-bike
W całym tym zamieszaniu łatwo zapomnieć, dlaczego elektryczne rowery w ogóle zyskały na popularności. Badanie z 2020 roku wykazało, że zastąpienie elektrycznym rowerem zaledwie 15% podróży samochodem mogłoby obniżyć emisję dwutlenku węgla o 12%. Tego typu jednoślady okazują się znacznie efektywniejsze w redukcji globalnego zapotrzebowania na ropę niż samochody elektryczne, ograniczając je już teraz o milion baryłek dziennie. Nie są to teoretyczne rozważania, a realny wpływ na mobilność miejską i stan środowiska.
Czytaj też: Idealny rower na podróż dookoła świata. Cinelli Hobootleg Geo zadebiutował
Prawdziwe e-bike oferują ekologiczny, tani i dostępny środek transportu dla milionów ludzi. Mogą zastąpić krótkie trasy pokonywane samochodem, redukując korki i smog. Ta pozytywna zmiana jest jednak zagrożona przez chaos wokół nielegalnych modeli oraz przez nietrafione, zbyt szerokie regulacje. Kluczowe jest, aby nie utracić korzyści płynących z tej technologii przez brak precyzji. Prawdziwe e-rowery nie stanowią problemu – są jego rozwiązaniem. Problemem są pojazdy sprzedawane pod ich nazwą, które wielokrotnie przekraczają dopuszczalne limity mocy i prędkości.