

Nowy rower o nazwie Klunker to projekt, który jest próbą odpowiedzi na pytanie, jak wyglądałby protoplasta MTB, gdyby jego twórcy mieli dostęp do dzisiejszej wiedzy oraz technologii. To rower, który celowo odrzuca ostatnie pół wieku rozwoju w dziedzinie przerzutek i hamulców, więc jest to bardziej sprzęt kolekcjonerski lub dedykowany dla rowerzystów, którzy z łzą w oku wspominają “stare dobre czasy”. Nie dlatego, że rzeczywiście były takie dobre, ale dlatego, że byli młodzi. Trudno się więc dziwić, że firma z Santa Barbara przygotuje jedynie dwadzieścia takich egzemplarzy, a na ich odbiór trzeba będzie poczekać do wiosny 2026 roku.

Tytanowy rower Klunker to wielki powrót do przeszłości
Klunker łączy estetykę pierwszych, surowych rowerów górskich z wytrzymałością współczesnego tytanu. Oznacza to, że ten jednoślad jest skierowany do osób szukających minimalistycznej filozofii jazdy w najczystszej postaci. Rama i widelec powstają z prostych rur tytanowych, a do tego bez żadnego cieniowania. Nawet wykończenie jest celowo surowe, bo piaskowany tytan ozdobiony jest jedynie czarnymi naklejkami z logo, a na dodatek rower oferowany jest w jednym, uniwersalnym rozmiarze, który ma odpowiadać większości potencjalnych użytkowników. Te ascetyczne wybory mają bezpośrednio nawiązywać do prostoty pierwowzorów, choć z drugiej strony za taką cenę oczekujemy zwykle czegoś więcej.
Czytaj też: Pokazali rowerowe koła, jakich jeszcze nie było. Falujące szprychy kluczem do wydajności


Sercem tego projektu jest system hamulca torpedo od Shimano, który całkowicie eliminuje linki, klamki i tarcze. Hamuje się, cofając pedały, co stanowi rozwiązanie dobrze znane z klasycznych rowerów miejskich. Brak jakichkolwiek przełożeń może wydawać się skrajnym uproszczeniem, ale właśnie o to chodziło twórcom pierwszych Klunkerów, więc jest to powrót do absolutnych podstaw. Na taniochę w osprzęcie jednak nie liczcie, bo producent sięgnął po komponenty od uznanych marek. Znajdziemy tu obręcze Velocity Blunt 35, tylną piastę Shimano zintegrowaną z hamulcem torpedo oraz elementy kokpitu od Thomsona.

Sam tytan jako materiał ramy ma swoje niezaprzeczalne zalety. Jest niezwykle trwały, lekki i całkowicie odporny na rdzę. Nie potrzebuje warstwy lakieru ochronnego, a jego wytrzymałość zmęczeniowa gwarantuje, że rama wytrzyma dziesiątki lat użytkowania bez uszczerbku. Na tle tego wszystkiego pozostaje więc pytanie, czy tego typu rower ma w ogóle sens? To zależy.
Czy nowy rower Klunker ma sens?
Decyzja o pozostaniu przy jednobiegowym napędzie i hamulcu torpedo nie jest przypadkowym ukłonem w stronę retro, lecz kluczowym elementem całego pomysłu. Rower Klunker ma wymuszać inny sposób myślenia o jeździe, bo zamiast bezrefleksyjnie klikać kolejne przełożenia, trzeba planować tempo, wybierać linię przejazdu i godzić się z tym, że nie każdy podjazd da się po prostu pokonać. Jest to bardziej rower, który przypomina, że jeszcze niedawno ograniczenia sprzętu były integralną częścią zabawy, a nie problemem, który da się rozwiązać wizytą w sklepie.
Czytaj też: Rowerowe siodełko godne królów. Ultralekkie, a do tego klasycznie wyglądające
Tytanowa rama bez cieniowania, proste rury i surowe wykończenie tworzą estetykę bliską narzędziu, a nie designerskiemu gadżetowi. Jednocześnie to, co wygląda ascetycznie, wymaga dużej pewności warsztatowej. Rezygnacja z efektownych przekrojów rur nie wynika z braku umiejętności, ale z chęci nawiązania do prostoty pierwszych konstrukcji, przy jednoczesnym wykorzystaniu współczesnych metod obróbki i spawania tytanu. To rodzaj celowo ograniczonego luksusu: klient płaci za materiał i ręczną pracę, a nie za katalogową listę rozwiązań.




Podobnie jest z doborem komponentów. Obręcze Velocity Blunt 35, piasta z hamulcem torpedo od Shimano, kokpit Thomsona i brak krzykliwego malowania wpisują się w filozofię “mniej, ale lepiej”. To nie rower, który krzyczy z daleka, że kosztował fortunę. Dla postronnego obserwatora może wyglądać jak stary, odświeżony Klunker z garażu. Dopiero ktoś, kto zna się na materiałach i markach, zauważy, że ta pozorna skromność to świadomie zaprojektowany kamuflaż.
Czytaj też: Tani, wydajny i pełen niespodzianek. Rowerowy gadżet, którego musisz mieć
Czy więc tytanowy Klunker ma sens z punktu widzenia przeciętnego użytkownika, który szuka uniwersalnego roweru na lata? Prawdopodobnie nie. Jako narzędzie do codziennej jazdy przegrywa z tańszymi, bardziej wszechstronnymi konstrukcjami. Nie oferuje przewagi w trasach na czas, nie ułatwi dojazdu do pracy i nie zaskoczy poziomem komfortu na długich dystansach. Jego rola jest inna: przypomina, że rower może być również świadomie wybranym przedmiotem kultury, a nie tylko środkiem transportu czy sprzętem sportowym. Dla niewielkiej grupy odbiorców to właśnie ta warstwa symboliczna będzie najważniejsza.
Cena i dostępność. Zamówienia od grudnia 2025
Cena tego minimalistycznego doświadczenia to 5195 dolarów, co po przeliczeniu daje około 23195 złotych po wliczeniu podatku VAT. Kwota ta siłą rzeczy wywołuje dyskusję. Z jednej strony płacimy za ręczne wykonanie, ekskluzywny tytan i markowe podzespoły, ale z drugiej otrzymujemy konstrukcję pozbawioną praktycznie wszystkich zdobyczy współczesnej techniki rowerowej. Proces przyjmowania zamówień ruszył 4 grudnia 2025 roku, a każdy nabywca otrzymuje pamiątkowy żeton Stinner potwierdzający rezerwację. Pierwsze rowery mają trafić do klientów wiosną 2026 roku, co daje kalifornijskiemu warsztatowi kilka miesięcy na ręczne złożenie całej, skromnej serii.