
Irański Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej nie zwalnia tempa w rozbudowie swoich bezzałogowych sił. Dowiedzieliśmy się, że niedawno do służby trafiła nowa platforma, która wyraźnie odcina się od dotychczasowych, stosunkowo prostych konstrukcji. Nowy dron Hadid-110, znany też jako Dalahu, stanowi istotny punkt zwrotny w lokalnym programie zbrojeniowym, bo jest to pierwszy irański bezzałogowiec uderzeniowy z silnikiem odrzutowym. Po pierwszej prezentacji na początku 2025 roku system ten w zaskakująco krótkim czasie przeszedł już testy polowe, a choć taki pośpiech może dziwić, to jednocześnie wiele mówi o priorytetach państwa.

Konstrukcja zaprojektowana z myślą o przenikaniu obrony przeciwlotniczej
Hadid-110 osiąga prędkość około 510 kilometrów na godzinę, co plasuje go na pozycji najszybszego drona typu kamikadze w irańskim arsenale. Stanowi to wyraźne odejście od filozofii masowej produkcji tanich, wolniejszych maszyn śmigłowych, która przez ostatnie lata dominowała w tym kraju. Jednak ten dron wyróżnia się nie tylko napędem. Jego ostro fasetowany kadłub połączony ze skrzydłem typu delta nie jest przypadkowy, bo taka właśnie geometria płatowca ma na celu rozpraszanie fal radarowych, co teoretycznie utrudnia jego wykrycie przez nowoczesne systemy obrony powietrznej.
Czytaj też: Lotnicza potęga w pancernych kolosach. Takiej broni czołgi jeszcze nie miały, a zmieni ona wojnę

Irańscy dowódcy twierdzą, że właśnie lekka i trudnowykrywalna konstrukcja zwiększa szanse platformy na przełamanie warstwowej obrony przeciwnika. Kiedy już do tego dojdzie, a dron znajdzie drogę do celu oddalonego o maksymalnie 350 kilometrów od miejsca startu, to w grę wejdzie jego głowica bojowa o masie około 30 kilogramów. Sam start, od którego rozpoczyna się odliczanie do około godziny (po tym czasie dron traci całe paliwo), odbywa się w sposób znany z innych irańskich systemów, bo maszyna jest montowana na szynie i wyrzucana w powietrze za pomocą rakietowego dopalacza, po czym w locie uruchamia się główny silnik odrzutowy.
Czytaj też: Rakieta pokryta cementem leci z prędkością Mach 7. Świat wojskowy właśnie doznał szoku

Całe to podejście projektowe wyraźnie pokazuje, że Iran kładzie coraz większy nacisk na technologie obniżonej wykrywalności. Kształt kadłuba i skrzydeł zdradza inspirację rozwiązaniami stosowanymi w nowoczesnych pociskach manewrujących czy nawet zachodnich maszynach stealth. Jest to ewolucja, która pokazuje, jak daleko lokalny przemysł odszedł od bardzo podstawowych konstrukcji eksportowanych jeszcze kilka lat temu.
Od Shahed do Hadid. Ewolucja irańskiego arsenału pokazuje zmianę strategii
Iran od ponad dekady konsekwentnie buduje swoją pozycję jako producent bezzałogowców. Tanie i skuteczne drony z rodziny Shahed, zmusiły armię na całym świecie do przemyślenia strategii obrony przed masowymi atakami na infrastrukturę. Ich słabością była jednak niska prędkość i stosunkowa łatwość przechwycenia przez nowoczesne systemy obrony bezpośredniej. Wydaje się, że Hadid-110 powstał właśnie po to, by wypełnić tę lukę, bo ma być szybszy, trudniejszy do namierzenia i przez to bardziej odporny na próby zestrzelenia. Taka ekspansja technologiczna i handlowa czyni z Iranu jednego z najpoważniejszych graczy na rynku bezzałogowców poza głównymi potęgami przemysłowymi.

Dalahu dobrze wpisuje się w globalny trend zacierania granicy między klasycznymi pociskami manewrującymi a dronami kamikadze. Z perspektywy obrońcy takie rozróżnienie przestaje mieć większe znaczenie – liczy się to, że cel jest mały, szybki, lecący stosunkowo nisko i zaprojektowany pod kątem minimalnego odbicia radarowego. Ten sam radar, który dobrze radzi sobie z Shahedem, może mieć znacząco mniej czasu na wykrycie zbliżającego się obiektu o parametrach zbliżonych do Hadid-110. W praktyce wymusza to na operatorach systemów OPL przejście z komfortowego trybu “polowania” na drony do permanentnego stanu gotowości na szybkie, trudne do sklasyfikowania zagrożenia.

Strategia asymetrycznego odstraszania. Szybkość ma być kluczem do przeżywalności
Samo wprowadzenie Hadid-110 do testów polowych nie zmienia z dnia na dzień obrazu sytuacji na Bliskim Wschodzie, ale wyznacza kierunek, w którym irański program bezzałogowy będzie najprawdopodobniej podążał w kolejnych latach. Z punktu widzenia państw sąsiednich, a także armii, które już zetknęły się z irańskimi dronami na polu walki, oznacza to konieczność aktualizacji kalkulacji ryzyka. Tam, gdzie dotąd wystarczały systemy krótkiego zasięgu zaprojektowane pod kątem wolnych celów, coraz częściej trzeba będzie myśleć o sensorach i efektorach zdolnych do reagowania na szybkie, małe obiekty nadlatujące z niewielkim wyprzedzeniem czasowym.
Dla Iranu Hadid-110 to przede wszystkim narzędzie polityki. Taki dron wdrożony na służbę pokazuje przeciwnikom, że Teheran jest w stanie przejść od prostych, szeregowo produkowanych platform do rozwiązań bardziej złożonych technologicznie, a przy tym spójnych z koncepcją asymetrycznego odstraszania. Wciąż nie znamy pełnej listy ograniczeń tej konstrukcji i nie wiemy też, jak poradzi sobie w realnych warunkach bojowych. Jednak sama jej obecność w arsenale jest czytelnym sygnałem, że wyścig w dziedzinie dronów wchodzi w nową fazę, w której przewagę zyskuje nie tylko ten, kto ma więcej sprzętu.