
Wszystko wskazuje na to, że era przystępniejszych, czterocylindrowych Maserati dobiega końca. W modelu Grecale na rok 2026 klienci nie znajdą już znanej z dotychczasowych wersji podstawowej turbodoładowanej jednostki 2.0. Stanowi to dość odważny ruch, a to szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że w ostatnich kwartałach sprzedaż marki wyraźnie podupadła. Zamiast tego, włoski producent stawia wszystko na sześć cylindrów.
Silnik V6 jako nowy fundament oferty Maserati
Z oferty firmy Maserati znika turbodoładowany 2.0-litrowy silnik czterocylindrowy, który był dotąd najtańszą bramą do świata tego produecnta. Jego miejsce zajmuje teraz łagodniej dostrojona wersja znanego z modelu Trofeo, bo 3-litrowy silnik V6 Nettuno. Nowa jednostka w wersji Modena ma rozwijać moc rzędu 386 koni mechanicznych, co stanowi wyraźny wzrost o 60 KM w porównaniu do poprzedniej, czterocylindrowej Modeny. Topowa wersja Trofeo z mocą 523 KM pozostaje niezmieniona, dzięki czemu różnica między “codzienną” sportowością a maksymalnymi osiągami jest teraz bardziej czytelna dla klienta. Decyzja ta wygląda na próbę oczyszczenia wizerunku marki z nieco masowych konotacji, jakie niosły ze sobą mniejsze silniki.
Czytaj też: Tak kończy się pewna era na rynku motocykli. Yamaha stawia wszystko na jedną kartę

Co ciekawe, pomimo zastosowania technicznie droższego silnika, cena wersji Modena pozostaje na niezmienionym poziomie 86495 dolarów, co po przeliczeniu daje około 350000 złotych. Paradoksalnie, jest to nawet o 2330 dolarów (około 9400 zł) mniej, niż przez pewien czas kosztował jej czterocylindrowy poprzednik. Prawdziwy problem pojawia się jednak dla tych, którzy liczyli na najbardziej przystępną ofertę, bo najtańszy Grecale 2025 zaczynał się od 79895 dolarów (ok. 323000 zł). Oznacza to, że początkowa cena wejścia do świata Maserati poszła w górę o równowartość blisko 28000 złotych, a to akurat spory przeskok, który może skutecznie zniechęcić część potencjalnych nabywców swojego pierwszego samochodu tej marki.
Czytaj też: Setki luksusowych Porsche nagle przestały działać w Rosji. Właściciele nie mogą odpalić swoich aut

W ofercie pozostaje również elektryczna Folgore, wyceniona na 121290 dolarów (około 490000 zł). Tu jednak producent wprowadził istotne usprawnienie, bo dzięki nowemu systemowi rozłączania napędu na wszystkie koła, zasięg wzrósł o około 48 kilometrów, osiągając łącznie 443 kilometrów na jednym ładowaniu. Chociaż na tle konkurencji w segmencie premium nie są to liczby powalające, to w praktyce każdy dodatkowy kilometr ma znaczenie dla użyteczności auta w trudach codziennego życia.
Ryzykowna gra o przyszłość Maserati
Kontekst tej zmiany jest kluczowy. Maserati mierzy się z poważnymi wyzwaniami. W ciągu pierwszego kwartału roku sprzedaż marki spadła o 48 procent, a globalne dostawy do końca września skurczyły się o 14 procent. Wcześniej w tym roku w mediach pojawiały się spekulacje, jakoby koncern Stellantis rozważał sprzedaż włoskiej marki, co ta stanowczo zdementowała. Same plotki pokazują jednak skalę napięcia wokół przyszłości firmy. Sama decyzja o odejściu od czterocylindrowców i podniesieniu ceny wejścia to ewidentna próba podreperowania premiumowego wizerunku.
Czytaj też: Jednoczęściowa rama z aluminium trafiła do seryjnego auta. To może być większa rewolucja niż nowe baterie
Jest to ruch w stylu “wszystko albo nic”, który z jednej strony może przyciągnąć purystów ceniących tradycyjne, sześciocylindrowe brzmienie i charakter, a z drugiej odciąć szerokie grono klientów poszukujących przede wszystkim prestiżowego logo. Maserati wydaje się mówić, że nie chce już konkurować ceną, tylko wyrazistym charakterem. W trudnym momencie dla swojej sprzedaży, stawia na jakość zamiast ilości, ale to strategia obarczona sporym ryzykiem. Ostatecznie sukces tego posunięcia zweryfikuje rynek, pokazując, czy klienci są gotowi zapłacić więcej za ideę czystszego, mocniejszego Maserati, czy też wybiorą bardziej pragmatyczną ofertę konkurencji.