
Nie jest to pojedynczy incydent, który można zrzucić na pecha czy zaniedbania serwisu. Relacje z całej Rosji wskazują na zjawisko o charakterze masowym. Właściciele donoszą, że auta, które jeszcze chwilę wcześniej działały bez zarzutu, nagle całkowicie przestają odpalać, a problem nie dotyczy jednej konkretnej wersji ani rocznika. Według rosyjskich serwisów zagrożone są praktycznie wszystkie modele Porsche z ostatniej dekady wyposażone w fabryczny system satelitarnego monitoringu VTS. Sytuacja naturalnie rodzi pytania o przyczyny. Czy mamy do czynienia z celowym sabotażem? A może to efekt rosyjskich systemów walki elektronicznej?

Potwierdzenie przyszło od oficjalnego przedstawiciela Porsche w Rosji, który przyznał, że problemy rzeczywiście istnieją, ale wykluczył błędy konstrukcyjne. Tymczasem warsztaty są zalewane zgłoszeniami, a właściciele próbują znaleźć jakiekolwiek wyjście z sytuacji.
Awaria nie zna wyjątków. Wszystkie modele i silniki Porsche są zagrożone
Awaria dotyka każdy model Porsche i każdy rodzaj silnika. Nieważne czy to Cayenne, Macan, czy Panamera – każde auto wyposażone w fabryczny satelitarny system bezpieczeństwa VTS może niespodziewanie zamienić się w drogą, ale bezużyteczną bryłę. Jeden z serwisantów wspomina, że tylko w ciągu trzech dni do jego warsztatu trafiło ponad 40 Porsche, z czego wszystkie zostały przyholowane na lawetach.
Czytaj też: Toyota zbudowała potwora z V8. GR GT może być najważniejszym autem firmy od dekad
Co ciekawe, kłopoty nie dotyczą wyłącznie Porsche. Podobne symptomy odnotowano także w przypadku niektórych modeli Mercedesa, Audi i Volkswagena, a więc wszystkich marek należących aktualnie do koncernu Volkswagen Group. Jest to dość ironiczne, jeśli przypomnimy sobie, że grupa zawiesiła dostawy do Rosji po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę, a finalnie nie udało jej się sprzedać swoich trzech moskiewskich filii.
Teorie spiskowe kwitną. Sabotaż czy walka elektroniczna?
W rosyjskich kręgach nie wyklucza się, że awaria może być dziełem celowego działania. Podejrzenia padają naturalnie na “kraje Zachodu”, choć na razie nikt nie przedstawił solidnych dowodów. Eksperci przywoływani przez rosyjski portal motoryzacyjny Auto Rambler sugerują dwa możliwe scenariusze: albo chodzi o oddziaływanie systemów walki elektronicznej, albo o sygnał wysłany prosto od producenta.

Teoria o zakłóceniach brzmi w rosyjskich realiach całkiem prawdopodobnie. Państwo to aktywnie używa systemów walki elektronicznej i to zarówno na froncie ukraińskim, jak i na własnym terytorium. Teoretycznie, przypadkowe zagłuszanie sygnałów satelitarnych mogłoby zaburzyć działanie systemów VTS. Musimy też pamiętać, że nowoczesne auta stają się coraz bardziej narażone na zdalne ingerencje, co stanowi dobry przykład na to, jak realne jest ryzyko związane z uzależnieniem pojazdów od systemów satelitarnych i łączności bezprzewodowej.
Wszystkie Porsche dotknięte problemem nie pójdą na złom. Rosyjskie warsztaty, mierząc się z lawiną zgłoszeń, wypracowały pewne tymczasowe metody radzenia sobie z awarią. Najprostszym sposobem jest odłączenie akumulatora na co najmniej dziesięć godzin albo wyłączenie i restart systemu VTS. Niektórzy właściciele próbują też domowych sposobów, jak wyjmowanie złączy, demontaż modułów alarmowych czy nocne odłączanie akumulatorów. Niektórzy serwisanci idą nawet dalej, proponując klientom usługi zagłuszania, blokowania lub kompletnego dezaktywowania systemu VTS poprzez specjalne oprogramowanie.
Nikt nie jest bezpieczny. Dziś Rosjanie, a jutro ktoś inny
Nowoczesne auta od dawna nie są już mechanicznymi maszynami w dawnym rozumieniu tego słowa. Dziś to raczej platformy cyfrowe na kołach, które niski poziom ryzyka kradzieży i bogaty pakiet usług zawdzięczają stale obecnej łączności. Systemy takie jak VTS nie są dodatkiem, który można bezkarnie odłączyć, bo zostały one mocno wbudowane w logikę działania samochodu. Znają jego pozycję, potrafią zablokować zapłon, mogą wymieniać dane z serwerami producenta albo firm ochroniarskich.
Czytaj też: Rekordowa moc w nadkolu. Takiego silnika do samochodów świat jeszcze nie widział

Sytuacja z Rosji pokazuje, że granica między ochroną a paraliżem jest w takim modelu wyjątkowo cienka. Jeżeli jakikolwiek element łańcucha (od modułu w aucie, przez sygnał satelitarny, po zewnętrzną infrastrukturę) zaczyna działać w sposób nieprzewidziany przez producenta, to kierowca nie ma żadnych narzędzi, by samodzielnie odzyskać kontrolę. W najlepszym razie kończy się na zawiezieniu pojazdu na lawecie do serwisu i liczeniu na to, że ktoś na miejscu będzie umieć obejść blokadę.
Do tego dochodzi jeszcze mniej widoczny, ale coraz istotniejszy poziom: regulacyjny i prawny. W wielu krajach wymagane są systemy lokalizacji czy automatycznego powiadamiania służb po wypadku. Wprowadza się też rozwiązania umożliwiające zdalne zatrzymanie pojazdu w razie kradzieży czy pościgu. Te mechanizmy mają sens z punktu widzenia bezpieczeństwa, ale przypadek rosyjskich Porsche pokazuje, jak łatwo jeden element infrastruktury może stać się punktem krytycznym całego systemu mobilności.
Czy rzeczywiście posiadamy swoje samochody?
Warto spojrzeć na falę awarii także przez pryzmat sankcji i odcięcia rosyjskiego rynku od pełnego wsparcia producentów. Po 2022 roku wiele marek opuściło Rosję, zostawiając w kraju tysiące samochodów wymagających aktualizacji oprogramowania, części zamiennych czy obsługi gwarancyjnej. Formalnie auta te wciąż należą do klientów, ale pod względem serwisowym i technicznym stały się sierotami systemu. Jeżeli którykolwiek element infrastruktury zewnętrznej przestaje działać zgodnie z pierwotnym założeniem, trudno o szybkie, oficjalne rozwiązanie.

Rosyjskie warsztaty, które dziś “ratują” te auta, działają często na granicy formalności, tworząc własne obejścia, emulatory modułów czy narzędzia do wyłączania zabezpieczeń. Z jednej strony przywracają sprawność samochodów i realnie pomagają kierowcom, a z drugiej rozmontowują warstwę ochronną, która miała utrudniać kradzieże i nadużycia. Powstaje więc paradoks, w którym to system zaprojektowany po to, by zwiększyć bezpieczeństwo, w określonych warunkach geopolitycznych zmusza użytkowników do jego trwałego wyłączenia.
Czytaj też: Chiński producent zrzuca dwutonowe drzewo na swój flagowy SUV. Wynik testu przeszedł najśmielsze oczekiwania
Dla producentów to niewygodny, ale bardzo pouczający precedens. Pokazuje, że projektując globalne rozwiązania telematyczne, trzeba brać pod uwagę nie tylko zwykłe scenariusze użytkowania, lecz także nagłe zmiany polityczne, technologiczne czy gospodarcze. W przeciwnym razie to, co miało być przewagą konkurencyjną, może w pewnym momencie zamienić się w źródło kryzysu wizerunkowego i biznesowego. Część odpowiedzialności jest też po naszej stronie – musimy zwracać uwagę na kontrolę, jaką mają producenci nad sprzedanym już sprzętem. Już przed trzema laty pisałem, jak to Ford chce zabrać nam wolność swoim systemem kontroli.