Islandzka lawa na żwir. Lauf Seigla Ultimate R to rower dla naprawdę odważnych

W świecie rowerów gravelowych niewiele marek budzi równie wyraziste emocje co islandzki Lauf. To jedna z tych firm, które zamiast grzecznie poprawiać istniejące rozwiązania, konsekwentnie idą pod prąd. Charakterystyczny widelec już dawno stał się rozpoznawalnym symbolem marki i jednocześnie filtrem, bo jedni widzą w nim idealne narzędzie do szybkiej jazdy po szutrze, a inni dziwny eksperyment. Nowa limitowana seria Seigla Ultimate R wygląda z kolei jak manifest skierowany w stronę najbardziej świadomych i bezkompromisowych entuzjastów graveli.
...

Seigla Ultimate R to rower zbudowany nie po to, by zadowolić jak najszerszą grupę użytkowników, ale po to by trafić w potrzeby wąskiego grona osób, które naprawdę wiedzą, czego szukają. Już pierwszy rzut oka na specyfikację pokazuje, że nie chodzi tu tylko o “podniesienie półki” czy dołożenie paru droższych komponentów, ale o zaproponowanie konkretnej, bardzo wyrazistej filozofii jazdy. Ten model to w praktyce odpowiedź na bardzo proste pytanie w stylu “co się stanie, jeśli wziąć znaną, sprawdzoną bazę gravelową, dołożyć do niej technologię z wyścigów XC, pełen pakiet elektronicznego osprzętu i oprawić to w kolor inspirowany islandzką magmą”.

Efektem takiego połączenia nie jest kolejny uniwersalny gravel do wszystkiego, ale maszyna, która już na papierze sugeruje, że najlepiej czuje się daleko od asfaltu i ścieżek rowerowych, a najbliżej jej do dzikich dróg, które wielu rowerzystów omija szerokim łukiem.

Komponenty premium z wyraźnym charakterem

Podstawą pozostaje rama z włókna węglowego oraz trzecia generacja charakterystycznego “widelca z piórem”, a więc już dobrze znana i sprawdzona w praktyce konstrukcja. Prawdziwe zmiany kryją się w specyfikacji. Islandzki producent wyposażył Ultimate R w zestaw komponentów, które nie są zwykłym zestawieniem części z górnej półki. W rowerze znajdziemy między innymi siodło Fizik Vento Argo R3 Adaptive z włóknem węglowym drukowanym w 3D, lekkie koła Zipp 303 XPLR SW Hookless oraz 13-biegową, bezprzewodową grupę SRAM Red XPLR AXS z dwustronnym pomiarem mocy. Całość uzupełnia tłumiąca wibracje kierownica Smoothie oraz karbonowa sztyca.

Czytaj też: Shimano wreszcie obniża cenę wejściową do roweru z elektroniczną przerzutką

Wspomniane widelce z piórami w wydaniu Lauf mają bardzo konkretny sens – chodzi o wyraźne zwiększenie komfortu i kontroli na nierównym szutrze bez wchodzenia w pełne zawieszenie rodem z MTB, z jego wagą, serwisem i efektownym bujaniem przy każdym depnięciu w korbę. Zamiast klasycznych goleni z uszczelkami i tłumikiem olejowym dostajemy zestaw elastycznych elementów kompozytowych, które uginają się głównie pionowo, czyli w osi działania nierówności, a jednocześnie pozostają sztywne bocznie, co pozwala zachować precyzję prowadzenia przy hamowaniu i w zakrętach. Skok jest stosunkowo niewielki, ale idealnie dopasowany do tego, co najbardziej męczy na graveli: serii drobnych uderzeń, drgań i szarpnięć na kamieniach, koleinach i pofalowanym szutrze. Ponieważ cała praca odbywa się w strukturze materiału, taki widelec zachowuje prostotę klasycznej konstrukcji sztywnej, nie wymaga typowego serwisu jak amortyzator, nie ma oleju ani powietrza, które mogłoby uciec, a masa odbiega daleko od widelca z pełnym zawieszeniem.

Najbardziej dyskusyjnym wyborem okazują się jednak opony. Zamiast typowych dla gravelu modeli, Lauf zdecydował się na Goodyear Peak SL Race, czyli opony typu cross-country (XC), które są przeznaczone do rowerów górskich. Mają one szerokość 57 mm i wagę około 685 gramów, co stanowi wyraźne odejście od standardów, które wielu może uznać za kontrowersyjne. Nie jest to naturalnie przypadek, bo producent argumentuje, że maksymalnie wykorzystuje ona możliwości szerokich obręczy Zipp oraz duży prześwit w ramie.

Goodyear Peak SL Race to zresztą “najszybszy” bieżnik XC w ofercie firmy, co w teorii ma łączyć przyczepność na wymagającym, luźnym podłożu z akceptowalną wydajnością na twardych nawierzchniach. Dlatego też jest to propozycja dla osób, których trasy prowadzą przez kamieniste drogi leśne, głęboki żwir czy podmokłe ścieżki, gdzie priorytetem jest kontrola, a nie czysta prędkość na asfalcie. Na gładkiej kostce czy asfalcie takie ogumienie z pewnością będzie oferować większy opór toczenia niż wąskie slicki.

Rower Seigla Ultimate R nie jest dla wszystkich

Kluczowe jest to, że Lauf nie próbuje udawać tu klasycznego gravela z lekkim zacięciem terenowym. Zestaw opon XC o szerokości 57 mm w połączeniu z dużym prześwitem ramy i charakterystycznym widelcem tworzy rower, który bardziej niż do szybkich, szutrowych autostrad pasuje do rozbitych, kamienistych singli, stromych leśnych zjazdów i długich, męczących podjazdów po luźnym podłożu. Jest to propozycja dla osób, które na gravelu szukają tego, co dawniej było domeną lekkich hardtaili z kierownicą typu baranek: większego wyzwania, większej prędkości w trudnym terenie i większej kontroli tam, gdzie zwykłe opony 40-45 mm zaczynają się poddawać.

W takim ujęciu pozornie kontrowersyjna decyzja dotycząca ogumienia zaczyna mieć sens. Szersza opona, niższe ciśnienie i agresywniejszy bieżnik dają realną przewagę na długich fragmentach luźnego, nierównego podłoża. Dzięki temu tam, gdzie typowy gravel zaczyna nerwowo “pływać”, rower Seigla Ultimate R może po prostu jechać szybciej i pewniej, a rowerzysta ma więcej marginesu błędu. W zamian trzeba zaakceptować, że na idealnie gładkim asfalcie czy równej kostce maksymalna osiągalna prędkość bęzie po prostu niższa.

Czytaj też: Pierwszy taki rower w historii. Amortyzacja magnesowa dała światu najdziwniejszy rower

Warto też zwrócić uwagę na spójność tej koncepcji z pozostałymi elementami specyfikacji. Lekki komplet kół Zipp 303 XPLR SW ma szeroki profil wewnętrzny, który w pełni wykorzystuje dużą objętość opon, a bezprzewodowa, 13-biegowa grupa SRAM Red XPLR AXS z pomiarem mocy podkreśla wyścigowy charakter całości. Jest to układ kierowany do osób, które nie tylko lubią trudny teren, ale także liczą waty, analizują swoje przejazdy i traktują gravel nie jako “rower do wszystkiego”, lecz narzędzie do bardzo konkretnego typu jazdy.

Nie bez znaczenia jest również aspekt komfortu. Połączenie sprężystego widelca z piórami, karbonowej sztycy, tłumiącej wibracje kierownicy Smoothie i opon o dużej objętości sprawia, że rower powinien mniej męczyć podczas długich, kilkugodzinnych wypraw po naprawdę fatalnych drogach. To nie jest komfort w rozumieniu miękkiego, turystycznego zawieszenia, ale raczej sprytnego filtrowania drgań, które pozwala jechać szybciej, zachowując więcej energii na kluczowe momenty trasy.

Taki profil sprawia, że Seigla Ultimate R naturalnie celuje w kolarzy startujących w ultramaratonach gravelowych, imprezach typu „gravel race” o bardzo wymagającej nawierzchni czy po prostu w osoby, które mieszkają w rejonach o fatalnej jakości dróg szutrowych. W klasycznym, mieszanym scenariuszu „trochę asfaltu, trochę szutru, trochę lasu” bardziej wszechstronny model z węższym, typowo gravelowym ogumieniem będzie po prostu rozsądniejszym wyborem. Ultimate R staje się ciekawy dopiero wtedy, gdy świadomie przestawiamy się na myślenie w kategoriach “im gorzej z nawierzchnią, tym lepiej”.

Lepiej usiądźcie, bo cena roweru Seigla Ultimate R zwala z nóg

Limitowany Seigla Ultimate R w rozmiarze M waży średnio 8,48 kilograma. Jego cena to z kolei 7290 dolarów, co po przeliczeniu daje ponad 32000 złotych z polskim VAT. Kwota jest znaczna, ale kontekst jest kluczowy. Różnica w cenie między modelem Ultimate R a zwykłym Ultimate wynosi niespełna tysiąć złotych, a jest to mniej niż koszt samodzielnego zakupu siodła Fizik z technologią 3D. W praktyce za niewielką dopłatę klient od razu otrzymuje pakiet ulepszeń w postaci lepszych kół, opon i wspomnianego siodła. Dla kogoś, kto i tak planował zakup wersji Ultimate i jej późniejszą modyfikację, może to być ekonomicznie uzasadniony wybór.

Czytaj też: Jak rowery stały się naszym wrogiem? Akumulatory wybuchają, wypadki przerażają, a miasta panikują

Limitowany charakter serii i nowy kolor Kvika Red nadają całości dodatkowego, emocjonalnego wymiaru. To rower, który ma nie tylko sprawnie jeździć, ale też opowiadać pewną historię: o islandzkim krajobrazie, o fascynacji surową przyrodą i o tym, że gravel nie musi być tylko kompromisem między szosą a MTB, ale może być świadomie przesunięty w jedną ze stron. Ostatecznie Seigla Ultimate R zmusza do bardzo konkretnej decyzji – czy rzeczywiście potrzebujemy gravela, który aż tak bardzo zachęca do szukania najgorszych możliwych dróg, czy wystarczy nam maszyna, która nieco mniej efektownie wygląda w specyfikacji, ale lepiej pasuje do codziennej jazdy.