Pierwszy taki rower w historii. Amortyzacja magnesowa dała światu najdziwniejszy rower

Czy w warsztatach wizjonerów powstają sprzęty zmieniające nasz świat na lepsze? Czasem tak, czasem nie, a choć od samego początku niektóre projekty mogą wydawać się skazane na porażkę, to fascynacja przebijania kolejnych barier po prostu jest tego warta. Nie inaczej było w przypadku tego roweru z magnesami w roli amortyzatorów.
...

Colin Furze, brytyjski youtuber i majsterkowicz znany z przeróżnych ekstrawaganckich konstrukcji, znów postanowił podważyć inżynieryjny status quo. Tym razem obiektem jego eksperymentów stał się rower, a pytanie, na które szukał odpowiedzi, brzmiało prosto, bo co by się stało, gdyby klasyczne zawieszenie zastąpić siłą odpychania magnetycznego? Efektem tych poszukiwań jest rower z grubymi oponami oparty na niestandardowej ramię ze stali nierdzewnej, który jest wyposażony w magnetyczne zawieszenie.

Magnesy w roli amortyzatorów. Na czym polega nietypowe rozwiązanie w tym rowerze?

Sercem projektu są dwa potężne magnesy neodymowe. Jeden został zamontowany na ramie, a drugi na tylnym diamencie roweru. Pomysł jest prosty – zamiast tłumić wstrząsy za pomocą sprężyn czy oleju, system wykorzystuje wzajemne odpychanie się tych magnesów, tworząc rodzaj magnetycznej poduszki powietrznej. Teoretycznie ma to absorbować nierówności terenu, ale w praktyce rozwiązanie jest bardzo ciężkie, wymaga niezwykłej precyzji w ustawieniu i raczej nie sprawdzi się na wyboistej ścieżce tak dobrze, jak konwencjonalne zawieszenie.

Czytaj też: Jak rowery stały się naszym wrogiem? Akumulatory wybuchają, wypadki przerażają, a miasta panikują

Konstrukcja wydaje się kompletnie bezużyteczna w terenie, ale to właśnie stanowi sedno jej uroku, bo jest materializacją czysto intelektualnej ciekawości, a nie praktycznego rozwiązania problemu. Chociaż sama magnetyczna amortyzacja działa (tego odmówić się jej nie da), to największym wrogiem takiego rozwiązania nie jest wcale sama nośność, ale charakterystyka pracy magnesów. Siła ich oddziaływania rośnie gwałtownie w miarę zmniejszania się odległości, co oznacza, że zawieszenie jest bardzo miękkie przy niewielkim obciążeniu, a robi się ekstremalnie twarde, kiedy koło trafia na poważniejszą przeszkodę. Innymi słowy, na małych nierównościach rower kołysze się jak na trampolinie, a przy większych uderzeniach ma tendencję do gwałtownego dobijania, bo magnesy nagle stają się zbyt agresywne.

Czytaj też: Amflow wchodzi do Polski. Nowa perełka w ofercie Kross pyta, czy jesteś gotowy na rower za 42000 zł?

Kolejnym problemem jest brak klasycznego tłumienia, które w tradycyjnym amortyzatorze odpowiada za to, by rama po ugięciu nie odbijała się jak piłka. W magnetycznym fat bike’u Furze’a cała energia sprężysta praktycznie wraca do układu, co przy serii szybkich nierówności prowadzi do charakterystycznego pływania konstrukcji, a tym samym utraty kontroli. Ten efekt świetnie widać na nagraniach z przejazdów po kamieniach czy korzeniach, gdzie rower bardziej przypomina huśtawkę niż poważny sprzęt do jazdy w terenie.

Czytaj też: Cache Titanium chce być rowerem do wszystkiego, czyli jak Knolly zaktualizował legendę?

Z inżynieryjnego punktu widzenia taki projekt ma jednak konkretną wartość: obnaża granice prostego podejścia “magnes zamiast sprężyny”. Gdyby kiedyś ktoś chciał zbudować prawdziwie użyteczne magnetyczne zawieszenie, to musiałby dołożyć do układu choćby elementy elektromagnetyczne i aktywne sterowanie siłą odpychania, a także formę bezkontaktowego tłumienia. Tego typu koncepcje pojawiają się już w komentarzach i dyskusjach wokół projektu Furze’a, gdzie entuzjaści rozrysowują na szybko pomysły z wykorzystaniem cewek, czujników przyspieszenia czy ferrofluidu.

Dlaczego świat kolarstwa potrzebuje takich eksperymentów?

Magnetyczny rower nie trafi do sklepów i nie wygra żadnego wyścigu, ale jego wartość leży gdzie indziej. To przypomnienie, że technologia rowerowa nie musi rozwijać się wyłącznie w osi “lżejsze, sztywniejsze, szybsze”. Czasem potrzebny jest projekt, który brutalnie pokazuje, dlaczego pewne drogi są ślepymi zaułkami, a jednocześnie otwiera wyobraźnię na całkiem nowe kierunki. Dziś śmiejemy się z fat bike’a na magnesach, jutro ktoś być może sięgnie po podobny pomysł przy budowie aktywnego zawieszenia do roweru cargo, samochodu miejskiego albo zupełnie innego środka transportu. I właśnie dlatego takie “nieudane” wynalazki w ostatecznym rozrachunku pomagają światu zmieniać się na lepsze.